WIELKIE OTWARCIE - JAK ODKRYTO UŚMIECH FORTUNY

Gdy zwracasz nań swój wzrok, obdrapany szyld skrzypi żałośnie, żaląc się, co za idiota oszpecił go krzywym pismem, głoszącym ni mniej ni więcej:

UŚMIECH FORTUNY

Nadal chcesz wejść? W porządku. W końcu chciałbyś tylko trochę odpocząć przed dalszą podróżą do miasteczka. Przybytek z zewnątrz w sumie tak źle nie wygląda...

Ciepło, przytulnie, acz zdaje Ci się, że coś z tym miejscem jest nie tak. Zbytnio blady typek jakoś dziwnie patrzył się, gdy oporządzał Ci konia, w zupie pływały nieznajomego pochodzenia różowe strączki, sakwa ze srebrniakami nagle stała się zbyt lekka, a jegomość stojący przy ladzie chyba ma ochotę Ci przywalić - tak po prostu.

Uśmiech Fortuny, psia jego mać.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Śmierć to tylko zabawka. Dużo straszniejsi są Ci, którzy nad nią panują.




             [autor: GRIM REAPER]
Imię: Airas
Nazwisko: Mashatavaitena
Płeć: Kobieta
Wiek: Piętnaście lat
Rasa: Diabeł
Stanowisko: Zabójca
Broń: Krótki, czarny sztylet z elfiej stali
Cechy charakterystyczne: Nie posiada własnego cienia | Jej rogi zmieniają kolor | Nienawidzi polityki

Zdolności specjalne: Choć jej cienia nikomu nigdy nie udało się zobaczyć, nawet jej samej, za niską postacią podąża czarna jak smoła sylwetka, pojawiająca się jedynie na ścianach i dobrze oświetlonym podłożu. Jest to sam duch kalający jej i tak już jej psia krew smutne życie, nad którym (dla szczęścia) potrafi zapanować. Zmusić go do wielu rzeczy, jak na przykład niewyjaśnione morderstwo królewskiego zięcia…  Jej pierwszy, jedyny i ostatni sposób ratunku w trudnych sytuacjach. Pomimo faktu „posiadania” nieśmiertelnej, morderczej istoty u swego boku, zwykła nie angażować jej za często w swoje życie, choć ta sama niejednokrotnie starała się zwrócić na siebie uwagę.

Wygląd: Sto sześćdziesiąt dwa centymetry czystej karykatury uroczej dziewczynki. Blada, przechodząca nieco w szarość, zazwyczaj usmolona węglem i błotem skóra, wąska postura, pełne policzki i urokliwie przerażająca buzia. Często skrywa ją pod niedbale ułożoną warstwą długich oraz różnokolorowych, poczynając od czarnego i szarawego, poprzez błękit morza i kończąc aż na krwistej czerwieni włosów. Spod owej czupryny wyrastają dwa niedługie, choć masywne rogi zmieniające swoją barwę zależnie od niestabilnych, diabełkowych nastrojów. Ostatnimi czasy widzi się ją raczej w prostych, skąpych szatach lub zbrojach w czarnej barwie, które świetnie sprawują się przy sytuacjach wymagających dużej mobilności ruchów. Na nogach jej ulubione skórzane buty z wczepionym kolcem na przód, dla bezpieczeństwa i samoobrony, ot co.
I, najważniejsza rzecz, dość odważnym pomysłem byłoby spoglądać jej długo prosto w srebrzyste, groźnie patrzące ślepia, jakby odzwierciedlenie mrocznego księżyca, pięknie rozświetlającego najczarniejsze noce. Dlaczegóż? Ano, co by się, przypadkiem, nie zakochać w takiej małolacie.

Charakter: Zazwyczaj cicha, dopóki przypadkiem jej przyjazny, cienisty kolega nie zacznie przeszkadzać w normalnych, codziennych czynnościach. Potrafi się zdenerwować, a wtedy dobrą poradą jest załatwienie sobie czegoś do zatknięcia uszu.  Choć gdy już się kimś zainteresuje, należy współczuć tej osobie, bo nigdy nie wiadomo, co sobie taki podlotek umyśli. Nieprawdaż? Te całe skradanki, podglądanie, a człek nie ma nawet pojęcia, że go diabełek śledzi. Sprytna, inteligentna, podstępna, chciwa. Oj tak, uwielbia pieniądze i każde inne zyski, które można nielegalnie zdobyć. Portfel, troszkę klejnotów, a nawet stary pierścionek zaręczynowy, żeby potem można było się pośmiać  i współczuć jakiejś biednej żonce. A pro po składanek, od zawsze interesowała się ludzkim organizmem. Szczególnie lubiła go ciąć. Z zaskoczenia. Żadnych krzyków, jęków czy straży. A cienisty przyjaciel zwykł jej pomagać. Uroczy, przyjemny dla ucha dźwięk tryskającej lub spływającej po nagim ciele krwi. Czerpie przyjemność z zabijania, lecz bynajmniej nie jest psychopatą rozlewającym krew gdzie popadnie. Precyzyjnie dobiera swoje cele, chyba, że ktoś płaci za ludzką juchę, wtedy średnio obchodzi ją , komu wżyna nóż pod gardło. Generalnie, całkiem mile obchodzi się z nieznajomymi bądź znajomymi, a gdy chce Cię okraść – pamiętaj, że to tylko gest przyjacielskiego zainteresowania z jej strony.
Ale jak jej podpadniesz, to stracisz cały swój dobytek. Może nawet duszę. Któż wie?

Historia: Jej matka to kurwa. Była kurwa. Ot co? A cienisty przyjaciel, to właściwie nikt inny, jak ona sama, tylko w jej martwej wersji. To znaczy, cienisty przyjaciel jest dokładniej mówiąc jej duchem, a ciało, które teraz tuła się na tej planecie to diabeł wzięty prosto z piekła. No, bo po śmierci właśnie tam trafiła… Ale się niechybnie okazało, że ciotka z wujkiem, czy tam babka z pradziadkiem, czy pies ich wie, zawarli kiedyś tam pakt z rodzinnym przyjacielem Szatanem i teraz zamiast w piekle to siedzi na ziemskim padole. Choć już ładnych parę lat temu zdała sobie sprawę z faktu, że jest śmiertelna, a przy pierwszym lepszym zacięciu ostrzem krew spływa po jej delikatnych palcach. Nie pamięta zbyt dużo z faktu bycia w piekle, ani z życia poprzedniego, bo pewnego burzowego dnia obudziła się na środku wioski, jak jakieś dzieciaki rzucały w nią kamieniami i śmiały się, przezywając wiedźmą z rogami. Skończyli przed drzwiami swoich domów. Tak mniej więcej w czterdziestu kawałkach.
Kilka lat później, próbując przyzwyczaić się do faktu kolejnej egzystencji wraz z denerwującymi ludźmi, odkryła w sobie mordercze zapały i najęła się jako płatny zabójca, choć z początku nie chcieli jej przyjąć, uznając, że piętnaście lat to za mało, by siać terror wśród idiotów. A jednak po pokazaniu swoich umiejętności i zabiciu kilkorgu dość ważnych w kraju ludzi, zdołała dostać się w elitarne szeregi skrytobójców. I w końcu przybył ten moment w życiu każdego mordercy, który przyjść musi. Misja ukończenia linii życia pewnego nieuczciwego urzędasa samego władcy nie udała się, a ona skończyła z błotem na twarzy w deszczowym wieczorze. Znalazła ją jakaś niska kobieta o dużych cycach i widząc pokaźne rogi przywiodła ją tuż przed drzwi Uśmiechu Fortuny, interesującej karczmy, która dla samej dziewczyny była jedynie kolejnym sposobem na łatwy łup.
______________________________________________________________________________________
Dziękuję bardzo za możliwość dołączenia do bloga i mam nadzieję, że mój diabołek się spodoba! :'D
GG: 46083720
Gmail: chotsi.narrya@gmail.com

6 komentarzy:

  1. - Oszukujesz! Widziałem na własne oczy!
    - Ty nawet dupy własnej małżonki nie widziałeś!
    - Ani słowa o mojej żonie, debilu!
    - Waszek, Gonell, uspokójcie się...
    *Atrox od dłuższego czasu badawczo zerkał na bandę czworga z sąsiedniego stolika. Panowie od godziny z zapamiętaniem grali w karty, a rozgrywkę umilali sobie kolejnymi kolejkami alkoholu. Zaczęło się niewinnie, bo od piwa, ale któryś z pokerzystów zgarnął pulę większą niż poprzednie - czyli jakieś pięć złociszy - i postanowił to uczcić "...jak na panisko przystało", po czym zamówił wino. Był to prawdopodobnie nader kiepski rocznik, lecz dla wieśniaka wino samo w sobie jest symbolem statusu. Nie pozwolił kamratom wziąć nawet łyczka, przez co tamci zakupili nie mniej tanią, a jakże pokrzepiającą serca wódeczkę o wdzięcznej nazwie "Pieprzówka Vardzka". Dopóki na stole znajdowała się kiepska przegryzka rozumy czterech chłopków względnie trzymały się rzeczywistości. Lecz gdy skończyły się pikle, kilka pajdek chleba i laseczka kiełbasy alkohol miał otwartą drogę do działania - grający mylili figury i ustawienia kart co prędzej czy później musiało skończyć się katastrofą. Wystarczyło, by któryś z nich choć ździebko wytrzeźwiał i spojrzał na rzucane na stół zestawy. Tym kimś okazał się właśnie Gonell... W kwestii gier karcianych Atrox świętym nie był. Rzucił na blat stołu fula króli na dziesiątkach i tym akcentem zakończył rozgrywkę z Avenem, który zwykł przepijać cała swą wypłatę zaraz po jej otrzymaniu, oraz z Szefuńciem, okolicznym pijakiem-legendą.* Panowie wybaczą. *Ozwał się z głębokim mrukiem i opuścił przegrane towarzystwo. Niemal w tym samym momencie Gonell wyrwał się przytrzymującemu go koledze i wpakował pięść w kwadratową twarz Waszka. Krew popłynęła mu z nosa, co go tylko rozsierdziło. Celowo nadepnął krępującego go towarzysza i rzucił się na Gonella, ale zamiast niego trafił mężczyznę, który próbował ich rozdzielić. Niewiele trzeba, aby krzepkim i energicznym Cherończykom uderzył do głowy szał, a Atrox nie lubił podnosić głosu, szczególnie na kmiotków. Warknął ostrzegawczo.* Spokój ma być. *Żaden się nie zastosował, ale przynajmniej zwrócili na niego uwagę. Pierwszy rzucił się chyba odruchowo. Balzigeer zamknął dłoń na pięści oponenta, po czym założył nogę na ramię i wymierzył mu kopniaka w bok głowy. Przyjaciel, który biegł mu z odsieczą bądź by go dobić, rzucił się na nefilima w celu powalenia. Ale Atrox na pojedynkach barowych i tych z prawdziwego zdarzenia zęby zjadł, dlatego nieznacznie usunął się na bok i strzelił chłopa kolanem w brzuch, następnie poprawił łokciem między łopatki. Trzeci okazał się przytomniejszy - wziął nóż od kiełbasy i z szatańskim uśmieszkiem zaczął go przerzucać z dłoni do dłoni. Wystrzelił do przodu, jednak alkohol to kiepski partner w walce. Atrox wykręcił opojowi nadgarstek aż coś trzasnęło, po czym tym samym nożem przybił mu rękawy koszuli do blatu sąsiedniego stołu. Rozejrzał się za ostatnim... który przywalił mu krzesłem. Mebel rozpadł się, w rękach pijanego ostały się jedynie nóżki. Z idiotyczną miną spoglądał raz na nie, raz na Balzigeera, który powoli obrócił głowę. Pod krwisto-złotym ślepiem okolonym czarnym białkiem drgała powieka, co było złym znakiem. Poza tym ani widu ani słychu innej szkody. Waszek wrzasnął i rzucił się do wyjścia. Potknąwszy się o Gonella, wpadł na jakąś małolatę i legł na niej dłużej, aniżeli wypadało.* Minimum kultury, brudasie... *Zagrzmiał, aż cała sala ucichła. Wielka, pazurzasta dłoń opadła na twarz wieśniaka, chwyciła go za szczękę, brutalnie "zdarła" z Airas, jakby nic nie ważył.* Wszystko w porządku dziecino? *Nad młódką pochylił się mąż o niemal podręcznikowej aparycji demona - był postawny, odziany w czernie i burgundy. Rogi miał zdecydowanie dłuższe i masywniejsze niż diablica, ponadto z lekka machał czarnym ogonem. Oczy miał straszliwe; bezduszne i groźne, jak piekielna bestia. Lecz nie był agresywny w stosunku do Airas, raczej zachowywał się jak dżentelmen, gdyż pomógł jej wstać i uczynił to delikatniej, niż wskazywałaby na to jego krzepka postura.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyna po jednej nocy spędzonej w tym miejscu już zdążyła nauczyć się, iż nie jest to spokojne miejsce. A każda minuta spędzona tutaj to tak naprawdę minuta ciężko wywalczonego życia. Obserwowała z kąta całą salę, chcąc nie chcąc wysłuchując również wszelakiego rodzaju przekleństw, oskarżeń i historii z życia smutnych pijaczyn. Jak to pewien nieznany jegomość ukradł komuś wybrankę serca i wyruszyli razem na dziki zachód, zostawiając biedaka z podatkiem za chałupinę i na wpół wypitą butelkę bimbru. Trudno było jej wyobrazić sobie fakt, iż jej obecne życie będzie właśnie tak wyglądało, ale szybko potrafiła się przyzwyczaić. Krótko po tym jej uwagę przykuł stolik z grającymi w karty wieśniakami popijającymi sobie tani alkohol. Zaczęło się spokojnie, jednak wraz z rosnącym promilem we krwi jednego z nich rosło i również napięcie, a zwykła gra karciana przemieniła się w nieprzyzwoitą grę ledwo wymamrotanych słów i obelg. Zmrużyła oczy, by móc dokładnie przysłuchać się ów rozmowie, próbując tym samym znaleźć jakiś słaby punkt jegomości, by w razie czego spróbować wzbogacić się o parę srebrnych monet w kieszeni. Gdy zabawa zaczęła przeradzać się w coś w rodzaju szczeniackiej bójki kilku rozjuszonych młodzieńców, dostrzegła postać o wiele starszą i o wiele wyższą. Był to umięśniony mężczyzna o kruczoczarnych włosach i równie ciekawych oczach. A to, co najbardziej ją zaskoczyło, był fakt podobieństwa między nimi. Posiadał on dwa masywne, wyrastające z łba rogi, niczym prawdziwy demon z piekła rodem. Próbował uspokoić zgraję upitych chłopaczków ledwo co wchodzących w dorosłość, jednak ci pochłonięci sobą i wzajemną nienawiścią do siebie postanowili go najprościej w świecie – zignorować. Dziewczyna uniosła mimowolnie prawy kącik ust z rozbawienia tą sceną, po czym podniosła się i odeszła od stolika, przyglądając im się z nieco bliższej odległości. Jej mina teraz nie wskazywała już nic poza obojętnością, a oczy wydawały się być puste, jakby próbowała ukryć wszelakie fragmenty swej duszy. Niefortunnie się jednak złożyło, iż bójka przeniosła się spoza stolika i jego okolic na całą salę, a ludzie wstawali powoli od krzeseł i cofali się w bardziej ustronne, bezpieczne miejsca. Jednak nie panikowali, wszystko to działo się ze stoickim spokojem. Najwyraźniej takie rzeczy to tutaj codzienność, co niezbyt widziało się rogatej. Jeszcze przez jakiś czas miała wzrok wpatrzony w kieszenie młodzików, obmyślając w głowie plan podejścia do nich i niezauważenie zabrania paru rzeczy. Nawet wieśniacy zawsze mają przy sobie kilka miedziaków. Aczkolwiek zwróciła uwagę na to, jak jedna istota zbliża się w jej kierunku, a wtem skończyła obserwując sufit i twarz jednego z młodzieńców, który przez długi czar nawet nie raczył się odsunąć. Zmarszczyła delikatnie brwi, sięgając ręką do pasa, gdzie miała schowany swój ukochany, obusieczny sztylet, jednak puściła rękojeść gdy poczuła ulgę na swoim ciele. Wcześniej zauważony przezeń , najwyraźniej, demon o niezwykle interesujących oczach rozprawił się szybko i skutecznie z niechcianym intruzem, by następnie podać jej rękę. Wpatrywała się przez kilkanaście sekund to w jego twarz, to w jego umięśnioną posturę, po czym wzięła głęboki wdech. Jej klatka piersiowa powoli podniosła się, a potem upadła. I podała mu rękę, z czystej grzeczności, wstając z pomocą nieznajomego. Rozejrzała się za istotą, która jeszcze przed chwilą leżała na niej, po czym wróciła wzrokiem na mężczyznę i ukłoniła się nieznacznie, patrząc weń z szacunkiem. - Wielce dziękuję miłemu Panu. Raczę ukazać wyrazy wdzięczności oraz poskarżyć się na, jak rozumiem, Pańskich podopiecznych. - Dopiero po tych słowach wyprostowała kręgosłup i zadarła głowę do góry, by móc bezpośrednio zaobserwować różnicę między jej drobnymi, ostro zakończonymi różkami o ciemnorubinowej barwie, a jego rogami porównywalnymi z porożem największych bawołów, jakie w życiu widziała.

    ~Arias

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Nieznacznie uniósł jedną brew w reakcji na poczynania diablicy. Jako osobnik dobrze wychowany, odpowiedziałby na ukłon i jedynie siłą woli powstrzymał ów odruch. Dziewczynka była dziwna, spojrzenie miała nieszczere, lecz wrażenia te nie wiązały się ściśle z jej wyglądem bądź rasą. Chodziło o coś innego. Podobnymi niewinnymi winami skrytymi pod płaszczykiem grzeczności emanował ktoś jeszcze - Santorin Vega. Właściciel "Uśmiechu Fortuny" słynął z czterech rzeczy: talentów muzycznych, kiepskich żartów, bycia niezrównanym kochankiem - jeżeli wierzyć kobietom - oraz ze złodziejskiej maestrii. Stojąca przed Atroxem młódka nie wyglądała na barda czy tancerkę, nie mówiąc o żartownisi. Kobiecości też było w niej jeszcze ciut za mało, ażeby udało jej się zawładnąć męskimi sercami. Pozostała więc kradzież, którą potwierdzało zachowanie diablicy. Niby przypadkowe czajenie się, częstsze spozieranie na czyjeś kieszenie aniżeli na twarz. Balzigeer przekrzywił nieznacznie głowę, w mdłym świetle wpadającym przez okna i sączącym się ze świec w żyrandolu poczęły błyszczeć kusząco złota, rzeźbiona w zawijasy klamra na rogu oraz krwistoczerwony kryształ wprawiony w wesoło dyndający kolczyk. By nie pobudzać zbytnio młodzieńczej wyobraźni dziewczynki, Atrox oparł pazurzaste dłonie na biodrach, przez co wydawał się jeszcze większy. Na bicepsie również miał zamkniętą złotą klamrę, identyczną jak ta na rogu.* W ramach "wyrazów wdzięczności" także taksujesz mój dobytek? *Popatrzył groźnie spod przymrużonych powiek, lecz po chwili jego ostre rysy twarzy wygładziły się nieznacznie, co było jasnym sygnałem, iż gniew był raczej na pokaz, przynajmniej ten zawarty w mimice, bowiem oczy wciąż miały straszliwy wyraz. Ponadto zamruczał w imitacji chichotu, wyraźnie rozbawiony pewnym niedomówieniem.* Ja nie mam podopiecznych, tylko podwładnych. Ale ci ludzie nie są żadnymi z tych. To jedynie klienci tego miejsca, a ja pilnuję, aby zbytnio nie rozrabiali. Czy raczej... zepsuli jak najmniej. *Chwycił rzemienie przy jednym z najeżonych ćwiekami karwaszy i kilkoma szarpnięciami zaciągnął je mocniej. Bardzo nie lubił, gdy ochraniacze były luźne i okręcały się na ręce. Po chwili skinął krótko głową, jednocześnie wyciągając ku dziewuszce dużą dłoń. Uścisk miał niczym imadło.* Nazywam się Atrox Balzigeer, ale miejscowi mówią mi Batrox, bo łatwiej im zapamiętać. Co Cię tu, dziecino, sprowadza? Jeżeli kłopoty to przypuszczam, iż będziemy się widywać częściej, niż tylko przypadkiem.

      Usuń
    2. Przechyliła głowę dokładnie w takim samym stopniu, w tą samą stronę i w tym samym czasie, co rogaty nieznajomy. Z lekkim uśmiechem, wypuściła powietrze z nosa zerkając w jego oczy. Oczywistym było, iż kusząca, niema propozycja demona skupiła jej wzrok na sobie. Takie piękne, dyndające złoto. A kryształ, w zasadzie to by go sobie nawet zatrzymała, a nie sprzedała. Był zbyt ładny na oddanie w ręce jakiegoś śmierdzącego pasera. Nie była jednak na tyle głupia, by nie zorientować się, iż to czysta prowokacja, a mężczyzna już domyślił się codziennego zajęcia ciemnowłosej. Co oznaczało prosto, iż ten nie jest taki głupi, a ona musi przestać gapić się ciągle na błyskotki i sporo warte przedmioty. - Oh, miły Pan wybaczy, przyzwyczajenie z rodzinnych stron. - Odparła ze stoickim spokojem w głosie, wręcz przedobrzoną powagą, zaś na ustach widniał jeszcze głębszy uśmiech. Była rozbawiona, a szczerze mówiąc po obserwacji wszystkich tutejszych łapserdaków i pijaczyn jedynie ów nieznajomy wydawał się być interesujący. Przyuważywszy jego poczynania z karwaszem przypomniała sobie swoje stare dzieje, zanim jeszcze tu trafiła i te wszystkie tajne misje, gdzie nie raz zbroja okazała się być popsuta lub nie sprawdzać się w tych najbardziej ryzykownych akcjach. Ale to się skończyło, jest tutaj i ma dwie opcje. Albo być taką jak zawsze, cichą czarną myszką w kącie i nudzić się po wieki wieków, albo przynajmniej poznać tą lub inną istotkę, co by mieć do kogo gębę otworzyć raz na jakiś czas. Padło na tegoż tutaj stojącego mięśniaka, który wbrew stereotypom mózg miał całkiem spory, a przy okazji pod pewnymi względami był podobny do niej samej. Oh, któż wie, może nawet okaże się, iż są jakimś rodzeństwem?! Dziewczyna przytaknęła głową po jego słowach, odwracając się odeń na pięcie i podchodząc do stolika w kącie, tego samego, w którym siedziała wcześniej. Również wyciągnęła z uśmiechem ku niemu swoją, o wiele mniejszą dłoń, którą zacisnęła równie mocno. Facet miał krzepę w łapie, trzeba było przyznać. - Airas Mashatavaitena, ale nazwiska i tak nie będzie Ci się chciało wymawiać. Możesz nazywać mnie Ai. - Zachęciła go gestem dłoni, by podążył za nią. - Chodź, nie będziemy gadać na samym środku, bo jeszcze coś pomyślą. - Odparła nieco rozbawionym tonem głosu, po czym usiadła na drewnianym stołku wodząc wzrokiem za mężczyzną. Oparła ręce o blat, lekko się chyląc ku niemu i pokiwała głową jakby niepewna czegoś, co chce powiedzieć. - Szczerze mówiąc, nie wiem, co mnie tu sprowadziło, jednak kłopotów dorobię się z pewnością. Aczkolwiek jak widzę, kłopoty tu są rzeczą codzienną. To miejsce stanowczo się różni od miejsc, w których dotąd bywałam. Przykładowo, za samą tą bójkę, na królewskim dworze te urwipołcie skazano by na szubienicę, a w gildii zabójców dostaliby tak po dupsku, że po dwóch latach ledwo mogliby usiąść. - Odparła spokojnie, wciąż obserwując salę w karczmie, jednak tym razem nie w poszukiwaniu żadnych błyskotek i pieniędzy, a bardziej dla sztuki. Oj, wystrój tego miejsca podobał jej się. Lubiła takie proste rzeczy, cieniste, oświetlane przez nikły blask świec oraz lampionów. Wróciła wzrokiem na rogatego, machając uspokajająco ręką, jakby próbowała przewidzieć jego reakcję. - Tak, byłam w gildii w zabójców. Teoretycznie, wciąż w niej jestem. Spokojnie, krew się tu nie poleje – chyba, że klienci mi bardzo podpadną. Swoją drogą, Wy chyba szukacie kogoś na stanowisko zabójcy, nieprawdaż? - Zapytała nagle, bardziej prostując swój kręgosłup i usadawiając wygodnie łokcie na krawędzi stołu.

      Dla Batroxa, Ai~

      Usuń
    3. *Zamrugał leniwie, co było jedyną reakcją na przedstawienie się Airas. Kultura wymagała, ażeby wysłuchał, jakież miano nosi diablica, jednakże pewnym był, iż raczej używać go nie będzie. Nie dlatego, że brak mu ogłady. Zwracanie się do kogoś po imieniu to pewna oznaka przywiązania, a demon, szczególnie ten zajmujący pozycję Wasala, nie powinien pozwalać sobie na takie niuanse, gdyż postrzegane jest to jako słabość. Atrox zbyt wiele miał kłopotów w środowisku demonicznym przez swój nie-demoni rodowód, aby mógł sobie pozwolić na plotki o sympatyzowaniu z ludźmi. Spoufalanie się z demonicą o niższej pozycji również nie wpłynęłoby pozytywnie. Eh, polityka - nie ważne, czy Czeluści, czy Powierzchni - zawsze jest brudną grą. Za usprawiedliwienie mając jedynie swoją obecną pracę oraz wiążący się z nią wymóg utrzymywania kontaktów z potencjalnym klientem, ruszył za Airas i przysiadł się do wybranego przez nią stolika. Założywszy nogę na nogę, zaczął wykonywać ruchy, jakby zgniatał w dłoniach kartkę papieru. Po chwili rozdzielił je, a z kołataniny krwistych płomieni wychynęła powoli fajka o długim, czarnym ustniku i cybuchu z morskiej pianki, rzeźbionym w smoczą łapę ściskającą główkę fajki. Zachwyciłaby zarówno laika, jak i kolekcjonera. Niewiadomym sposobem przedmiot już był napełniony podpalonym tytoniem, więc nefilim począł z zapamiętaniem sobie pykać. Nawyk ten przestał kogokolwiek razić bądź dziwić, a co uważniejsza persona mogła stwierdzić, iż Atrox zaczyna palić tylko wtedy, gdy chce odpocząć... W miarę jak wysłuchiwał słów Airas, nieznacznie marszczył brwi. Dziewczynka sprawiała wrażenie niedostępnej - wizerunek dość popularny wśród osób parających się szemranymi czynnościami z przemocą w tle - jednakże sama wytaczała kontrargument, a mianowicie dużo mówiła. O swojej przeszłości szczególnie. Częste zmienianie miejsca pobytu, wiedza o utrzymywaniu dyscypliny w gildiach zabójców, nawet wspomnienie o dworze szlacheckim oznaczało, iż musiała już tam być, mimo że z gościnności to on nie słynie. Między jednym potokiem słów a drugim Atrox wyjął na chwilę fajkę z ust i uczynił gest, jakby chciał coś powiedzieć, jednak Airas już wystrzeliła z kolejną falą zdań. Momentami młodziutka Mashatavaitena przypominała Balzigeerowi niedawną wychowanicę, Lorettę Fleront. Widać nastolatki ludzkie nie różnią się wiele od swoich innych rasowo rówieśniczek - jak się rozgadają to koniec. Przyjął więc tę samą strategię co każdy dorosły w starciu z młodzieżą i na powrót wetknął fajkę do ust, cierpliwie czekając, aż Airas wyczerpie temat bądź zrobi przerwę na oddech. Naraz skorzystał z okazji do wypowiedzi, gdy tylko się nadarzyła.*

      Usuń
    4. Gildie zabójców są stare, jak cywilizacje, a i ja nie urodziłem się wczoraj. Ich przewaga bazuje głównie na elemencie zaskoczenia, bez tego są to zwykłe straszaki. Człek, który wie o co gra i świadom jest związanych z tym zagrożeń, nie odczuwa takiego lęku przed zabójcą, jak dla przykładu przypadkowy kupiec bawiący się w machloje. Co prawda mają te swoje brudne sztuczki, ale jeżeli ktoś ucieka się do oszustw, gdy nie potrafi pokonać wojownika jeden na jeden, świadczy to tylko o jego brakach w umiejętnościach. W tej sferze nic się nie zmieniło od wieków, dlatego też nie widzę sensu, by dalej rozwodzić się na tym tematem. Ja mam inny punkt widzenia, Ty, jako zabójca, również i na tym poprzestańmy. Bardziej interesuje mnie coś innego... Jeżeli zamierzasz tutaj pracować, dziecino, musisz zrozumieć tutejsze zwyczaje. Sprzeczki i bójki to chleb powszedni Cherończyków. Dopóki którejkolwiek ze stron nie grozi śmierć bądź ciężki uszczerbek na zdrowiu, domniemana krzywda nie jest poczytywana jako szkoda. Ci ludzie zaraz się pogodzą i poczną pić za wzajemne szczęście, dlatego też nie ma sensu sięgać po broń. Przywykniesz do tego... Odnoszę wrażenie, że jesteś z daleka. Odgórnie zakładasz, iż ktoś może Ci "podpaść", jakbyś nie do końca była zaznajomiona z mentalnością tutejszych ludzi. Oraz mówisz o "dworze królewskim", zamiast o "dworze carskim", skoro panuje carat... Ale jeśli się mylę, proszę, dziecino, popraw mnie. Lubię wiedzieć na czym stoję, a i Ty nie bój się pytać. *Chociaż poglądy Atroxa mogły różnić się od poglądów Airas, nie przemawiał on z presją. Był spokojny, uprzejmy. Mógłby uchodzić za przykład paradoksu - groźnie wyglądający demon o sympatycznym usposobieniu.*

      Usuń