"Może i wyglądam jak człowiek, ale to nie znaczy, że jesteśmy sobie równi"
Autor: pierluigiabbondanza, isvoc
Imię: Nissare
Nazwisko: Jeaggerjack
Wiek: Kogo to obchodzi?
Rasa: Drakonautka
Wygląd: Nissare przypomina pannę z wybujałych fantazji każdego faceta. Gdy przypomina człowieka jest wysoką, szczupłą kobietą, której natura wcale nie poskąpiła ani urody, ani walorów. Długie brązowe włosy miewają czerwonawe refleksy. Zawsze nosi skórzany uniform: szeroki pasek na szyi z emblematem, długie rękawice najeżone kolcami, skąpy kostium usiany metalowymi wstawkami, ozdobiony z tyłu długim, ścielącym się po ziemi pasmem skóry. Nieodłącznym elementem stroju są wysokie do połowy ud buty, wyposażone w metalowy, zabójczo wysoki obcas szpilki, na której normalna niewiasta już dawno straciłaby zęby. Jak każda kobieta, Nissare lubi podkreślać urodę wymyślną fryzurą i bardzo mocnym makijażem, spędzającym sen z powiek niejednego mężczyzny.
Zaś kiedy staje się smokiem, rozmiarami dorównuje budynkowi "Uśmiechu Fortuny". Zbita masa mięśni w czystej postaci. Dwie pary skrzydeł i bardzo długi ogon zapewniają jej nienaganną zwrotność. Łeb ma stosunkowo niewielki, wizualnie pomniejszają go jeszcze okazałe rogi oraz grzebienie, z których jeden, czerwony w niebieskie pasy, ciągnie się przez grzbiet, aż po zad. Jarzące się pomarańczem ślepia są dość małe, ale bystre.
Zaś kiedy staje się smokiem, rozmiarami dorównuje budynkowi "Uśmiechu Fortuny". Zbita masa mięśni w czystej postaci. Dwie pary skrzydeł i bardzo długi ogon zapewniają jej nienaganną zwrotność. Łeb ma stosunkowo niewielki, wizualnie pomniejszają go jeszcze okazałe rogi oraz grzebienie, z których jeden, czerwony w niebieskie pasy, ciągnie się przez grzbiet, aż po zad. Jarzące się pomarańczem ślepia są dość małe, ale bystre.
Charakter: Jest pewna siebie i impulsywna, na domiar złego szczera do bólu. Doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej wyższości kulturowej, więc bywa trochę wyniosła. Lubi się popisywać, droczyć, bawić, a drobną konkurencją nie pogardzi. Miewa całkiem spore zapędy feministyczne - "facet be, kobieta cacy" - dlatego za inną przedstawicielką płci pięknej zawsze stanie murem. Nie oznacza to jednak, że stroni od..."męskiego towarzystwa". Do kwestii intymnych podchodzi całkiem otwarcie, chociaż obiekt polowania musi spełniać pewne warunki. Bywa też leniwa, a że owijanie facetów wokół palca idzie jej dość dobrze, często wysługuje się innymi.
Umiejętności: Trudno powiedzieć, czy panna Jeaggerjack jest smokiem, który zmienia się w człowieka czy na odwrót. Prócz standardowych umiejętności gada, Nissare nie stroni od wszelkiej maści broni, od białej po powszechną w jej kraju, a nieznaną za granicą broń palną. Ze względu na cały arsenał przypomina trochę zbrojownię na nogach. Dodatkowo posiada rozległą wiedzę technologiczną oraz zna podstawy medycyny.
Historia: Pochodzi z państwa na zachodzie, Halldery. Kraj ten jest niedostępny, tajemniczy, a przez to namnożyło się o nim krocie niestworzonych legend. Jego mieszkańcy izolują się na własne życzenie i rzadko nawiązują kontakty z sąsiadami. Nie prowadzą wojen ani w nie nie ingerują. Wynika to z ich mentalności, zakrawającej często na pychę. Czasem jednak Hallderczycy wypuszczają się poza granice ojczyzny, szczególnie, gdy w grę wchodzi odnalezienie jakiegoś artefaktu - stąd wzięło się nazywanie ich Artefaktorami. Wierzą w potęgę historii i nauki, co 160 lat temu pozwoliło im okiełznać potęgę pary wodnej, dziś eksperymentują z eterem. Ci, którym udało się odwiedzić ten zakątek świata, opowiadali o całych miastach zawieszonych w powietrzu. Nissare pochodzi z jednego z takich ośrodków, lecz w świecie, gdzie wszyscy mają świra na punkcie nauki i twardych zasad, trudno pozostać sobą. Rzuciła się w wir pracy, pięła się po szczeblach kariery aż do stanowiska Szóstego Technika wydziału do spraw Balistyki i Rozwoju. Ciekawa posada, prace nad bronią przeplatały się z medycyną. Właśnie podczas badań choroby, która atakowała tylko jeden gatunek, rusałki, jedna z zarażonych uciekła. Nissare miała ją zneutralizować przy pomocy wszelkich dostępnych środków. Zadanie wykonała, ale została wmanewrowana w staż w tawernie w ramach zadośćuczynienia. Zachwycona nie jest, tym bardziej, że musi pracować z konusem, który zlecił zbiegowi jej egzekucję...
Stanowisko: Kucharz, strażnik (drżyjta łachudry!)
I dobrze ci tak, opasła świnio! Szkoda, że dziewczyna ci kutasa nie wyłamała, odechciałoby ci się sprośności!!! *Wydarła się i kopnęła delikwenta z całej siły w brzuch, a złowroga mina wyglądała dość zabawnie na jej gładkiej, dziecięcej wręcz twarzy. Nie słysząc odpowiedzi, pochyliła się nad grubasem, by sprawdzić, czy w ogóle żyje. Po chwili wzruszyła ramionami, gówno ją to obchodziło, nawet jeśli to o jednego zboczeńca mniej na tym padole.*
OdpowiedzUsuń*Chociaż szmatka wypadła jej z ręki, nadal serce jej się kroiło na widok tej bezbronnej, słodkiej dziewuszki. Była ładna nawet przy obecności licznych ran, to co dopiero... Istny materiał na królewską wybrankę. Jedynym, co przeszkadzało rudej w całym tym obrazku, była ta zbroja...* Nie martw się kochana, zaraz znajdę Ci jakąś ładną sukienkę i od razu poczujesz się lepiej. To żelastwo musi być strasznie niewygodne. *Rzekła z przekonaniem, kręcąc głową. Mimo, iż metal był wykuty tak, by podkreślał wdzięki Nimry, Lora dała sobie głowę uciąć, że w jednej z jej sukienek wyglądałaby sto razy lepiej To żelastwo było zbyt ponure, nie pasowało do jej buzi, blond włosów... Kilka zwężeń tu i tam i gotowe... Lily spojrzała na Santorina, będącego tuż obok, wyraźnie oczekując, jaki komentarz odnośnie całej tej dziwnej sytuacji wystosuje. W jej wzroku tkwiło również coś więcej, coś czego nie można było jednoznacznie określić. Mimo to Santorin już parę takich spojrzeń w swoim życiu-nie-życiu widział.*
Albo tępa, albo nienormalna, mówię wam. *Burknął, drapiąc się po głowie w mało inteligentnym geście. Gdyby nie zaczął dalej nawijać, Lora chyba by mu przywaliła, bo już się zawierciła, gromiąc go wzrokiem pełnym niezrozumienia i złości.* Chyba nie chcesz tu jej trzymać, co, Santi? Ładna jest i w ogóle, wiem, ale takich to możesz mieć na pęczki. Widzisz, Lily jak cię zobaczyła, od razu została, he he. *Tym razem oberwał z otwartej w pysk, aż mu przez chwilę wzrok odebrało.* AUUU! Uważaj sobie, rozwiązła dziewucho! *I w odwecie pacnął dziewczynę ogonem, tak, by ją usmarować lepką mazią.* Na czym to ja... A, właśnie. Na co nam taka? Pewno nawet nie pamięta jak sobie tyłek podetrzeć. Tylko na nią spójrzcie. *Pokręcił głową z politowaniem i wziął się pod boki.* Ale tę jej zbroję to bym sobie chętnie zatrzymał. Wypchałbym ją czymś sobie w cyckach i a nóż widelec na mnie będzie pasować!
OdpowiedzUsuń*Drapał się po policzku w głębokim zamyśleniu, patrząc bezradnie na siedzącą przed nim rusałkę. Nie miał bladego pojęcia co z nią zrobić, a jej amnezja nie ułatwiała zadania. Sumienie nie pozwalało mu wystawić jej za drzwi, kradzież a coś takiego to dwie różne sprawy, odmienne jak niebo i ziemia. Był wampirem, fakt, ale gdzieś gdzieś tam też człowiekiem, więc po prostu nie potrafił pogonić dziewczyny. A że była ładna, to już w ogóle... Hefan może by się cieszył z takiego sadyzmu, za to Lora wykastrowałaby Santorina jednym ze swoich przerażających butów. Nawet teraz patrzyła na niego z naciskiem. I jak tu zdecydować uczciwie?!* No dobrze, niech zostanie. Przecież jej nie wyrzucimy. Nie bylibyśmy lepsi od chłopstwa, co to morduje wszystko i wszystkich "innych". *Przestał gromić wzrokiem chochlika, zachowującego się nader skandalicznie, po czym popatrzył na Nimrę już znacznie łagodniej.* Przygarniemy Cię. Jestem Santorin, a to brzydkie niebieskie Hefan. Zostawiam Cię w rękach Lory. Czas zająć się dodatkowym gościem... *Złapał pobitego mężczyznę za nogę, po czym bez większego cackania się wywlókł z tawerny.*
OdpowiedzUsuń*Lily pisnęła ogłuszająco, gdy chochlik pacnął ją ogonem, po czym spojrzała z niedowierzaniem na swój ubiór. Stała jak wryta, a policzki zaróżowiły jej się wyraźnie.* Ty mały... obrzydliwy... skurr... *Wycedziła pod nosem, podskakując na jednej nodze, podczas próby zdjęcia czarnej szpilki. Chochlik, jak tylko zobaczył, co dziewucha planuje, rzucił się do ucieczki, jednocześnie wyzywając Santorina.* Mięczak! To Ty będziesz podcierał jej dupę, nie ja! *Niestety ruda spudłowała, trafiając nie w niebieściucha, a w bok baru. Oczy świeciły się jej jak kocurowi w nocy. Co za nieznośne bydlę! Jakby tylko mogła, nadziała by paskudę na ruszt, upiekła i trupa wyrzuciła w krzaki, by sobie sępy pojadły... Podniosła but i z powrotem go założyła, po czym westchnęła boleśnie, rozłożywszy ręce. Jej króciutka sukienka w kolorze głębokiego granatu była w opłakanym stanie. Na brzuchu miała wielką, okropną plamę pokrytą mazią. Czy to się w ogóle czymś zmywa? Jednak nie złościła się długo, bo decyzja Santorina spełniła jej oczekiwania. Uśmiechnęła się do blondyna od ucha do ucha i uścisnęła go w spontanicznym geście.* Będzie Ci tutaj z nami dobrze, mała! *Wykrzyknęła, po czym szybkim krokiem poszła do kuchni po szklankę wody dla Nimry.*
OdpowiedzUsuń*Gdy dziewczyna poczuła lekki podmuch, zdziwiła się, bo przecież okno było zamknięte. Jednak kątem oka ujrzała srebrzysty refleks, jaki przemknął po skrzydłach rusałki, takich jak u ważki. Z dziecięcą ciekawością i zachwytem nowym odkryciem zajrzała za nimfę i przytknęła dłonie do ust.* Jakie piękne! *Szepnęła, a główka już zaczęła pracować, wymyślać różne sposoby na rozcinanie sukienek z zakrytymi plecami i na ozdabianie ich... Najchętniej dziewczyna zasypałaby ranną milionem pytań, ale po pierwsze tej należał się odpoczynek, a po drugie - skoro ma amnezję, czy byłaby w stanie odpowiedzieć jej chociaż na część z nich?* Słodka jesteś. *Uśmiechnęła się szeroko Lora, przysunąwszy sobie stołek i usiadłszy na nim.* Nie martw się, nie zabierzemy Ci zbroi. Ale z chęcią podarowałabym Ci jakiś ładny ciuszek. Później pokażę Ci parę strojów, wybierzesz sobie taki, jaki Ci się podoba. Umowa stoi? *Lily w stosunku do innych kobiet to była do rany przyłóż, a to miała po matce, która traktowała wszystkie swoje podopieczne jak rodzone córki. W sumie to zaczęła się zachowywać tak, jakby po latach odnalazła młodszą siostrę i chciałaby nadrobić stracony czas. Była bardzo podekscytowana pojawieniem się tej dziewuszki, bez historii, bez przeszłości i bez wspomnień. Nawet nie zwracała uwagi na dziwne spojrzenia, jakie posyłała jej rusałka.* Jak się czujesz? Dasz radę wejść na górę? Musisz odespać.
No tutaj, a niby gdzie? Daj spokój, Nimra, przecież obie między nogami mamy to samo! * Żachnęła się Lily, jednocześnie zabierając się do odpinania sprzączek. Co jakiś czas mamrotała pod nosem, przeklinając ilość zapięć. Czy projektant tego bitewnego stroju założył, że jak już się raz w niego wciśnie, to już musem trzeba w nim zdechnąć? Rany boskie, zdjęcie zbroi zajęło im tyle czasu, ile Lorze zajęłoby przyszykowanie się na królewski bal... Odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie się udało. Uśmiechnęła się ponownie i poczęła po kolei podawać rusałce kreacje. Mina jej rzedła z każdym niepowodzeniem, bo nawet sukienki, w które ona wciskała się na styk bądź już były na nią za małe, na Nimrze wisiały...* Trudno. W takim razie zamówimy Ci coś u krawcowej. *Wzruszyła ramionami. Grzebała jakiś czas w stercie ubrań, aż w końcu znalazła miarkę krawiecką. Podeszła do rusałki i zupełnie bez krępacji poczęła mierzyć ją w biodrach, biuście, talii... Ignorowała jej nagość, w końcu była dziwką i gołych ciał to ona się już w życiu naoglądała. Wyniki zapisała piórem na kartce, która leżała obok na biurku.* I gotowe. Powiedz tylko, jaki kolorek wolisz, a o resztę się postaram. *Puściła oczko i usiadła na skraju łóżka.* Co prawda to może trochę potrwać, bo nasza znajoma krawcowa ma dużo roboty... Ale dopilnuję, by zajęła się Twoim strojem jak najszybciej. Tylko w czym będziesz chodzić teraz? Jak w tym żelastwie, to trzeba je przynajmniej wyczyścić... *Sięgnęła po metalowy karwasz i poczęła go oglądać z dość niewyraźną miną. Dopiero teraz miała okazję się przyjrzeć srebrzystym wzorom, plamom krwi i brudu. Wyglądało na to, że ta urocza dziewczyna parała się wcale uroczym zawodem. Aż dziw bierze. Pewnie jej niepozorna uroda była jej najcenniejszym atutem.* Trzeba to czymś wysmarować? *Zapytała, trochę zachrypnięta. Nie lubiła widoku krwi...*
OdpowiedzUsuń*Na uwagę rusałki wpierw zareagowała zdziwionym spojrzeniem, by zaraz wyprężyć się dumnie i wysunąć do przodu prawą nogę. Delikatnym, powolnym ruchem podwinęła poły prostej, codziennej jasnoniebieskiej sukienki, by na światło dziennie wyjrzało ostrze sztyletu.* Bystra... *Nie spuszczając wzroku z rusałki, chwilę gładziła swoją "Pokusę". Zamyśliła się, pobłądziła gdzieś myślami, by zaraz znów poświęcić uwagę zbroi.* Masz rację, ta broń to straszak. Parę razy przytknęłam go do gardła bądź klejnotów... I tyle. Póki co pięści wystarczyły, w razie zaognionej sytuacji. *Mówiła do Nimry, kręcąc się po pokoju, aż w końcu znalazła jakąś szmatkę. Poczęła z zacięciem szorować zbroję, ale brud za cholerę nie chciał odejść.* Ale jeszcze wszystko przede mną... *Puściła oczko do rusałki, lecz jej wzrok nie wrócił na powierzchnię zabrudzonego żelastwa. Spojrzała ku górze, na koniec długiego w czort miecza, który Nimra trzymała sobie od tak jak wiatraczek na patyku. Lora westchnęła i pokręciła głową.* Ciekawe ile potencjalnych klientów mi wyrżnęłaś... *Mruknęła niewyraźnie. Jako, że Lily to było jeszcze dziewczę młode i naiwne, wierzyło jeszcze, że można zbawić świat robiąc facetom dobrze i wprawiać ich w dobry humor... Oczywiście prócz wyjątków. Wzdrygnęła się na myśl tego opasłego jełopa, którego wczoraj Santorin wywlekł z Uśmiechu. Lora złapała za koniuszek jednego z pasów na noże i podniosła go. Ten rozwinął się jak harmonijka z powodu małych pochew.* Idź do Santorina. Jak nie ma takich noży obecnie na stanie, to coś Ci skombinuje. *Pokiwała zdecydowanie głową, po czym zanotowała preferowane przez rusałkę kolory na kartce z zamówieniem. Dziewczyna usiadła przy biurku i założyła nogę na nogę.* Będziesz miała co robić w Uśmiechu. Różna klientela tu się trafia. Aha i uważaj na Cahira... *Nachyliła się do Nimry konspiracyjnie, przysłaniając usta dłonia.*... to taki chłop z ogonem i ze skrzydłem. Staraj się nie gapić. Typ jest strasznie drażliwy... *I na potwierdzenie swoich słów pokiwała energicznie głową. Jako, że wcześniej tej samej rady udzielił jej Santorin, czuła się zobowiązana przekazać ją dalej.*
OdpowiedzUsuń*Zgięła się lekko, oparła łokieć na kolanie, zaś brodę na dłoni. Jej zwykle soczyście zielone oczy zmętniały wyraźnie, rozpłynęły się jak czekoladka na słońcu. Patrząc gdzieś w punkt za plecami rusałki, uśmiechnęła się w zadumie i rozmarzeniu... Bowiem przed oczami znów miała widok tego torsu jak u rzeźby archanioła... Otrząsnęła się nagle i zeskoczyła z krzesła, jakby właśnie sparzyło jej tyłek. Nerwowo poczęła miętolić w rękach szmatkę, chociaż nieobecny uśmieszek za nic nie chciał zejść jej z twarzy.* On... może wszystko. *Mruknęła zaskakująco trzeźwo, marszcząc brwi. Arsenał jego niezwykłych zdolności przyprawiał ją o dreszcze, ale czy były to tylko dreszcze niepokoju...? Jakim prawem zwykli ludzie jeszcze chodzą na tym padole? Ba, i to jeszcze mają się zaskakująco dobrze, roszcząc sobie prawa do władzy i takie tam...* Dlatego trzeba na niego uważać. *Kiwnęła zdecydowanie głową, po czym naburmuszyła się, jak rozpuszczony szczylek.* A co to ma za znaczenie? Ja w ogóle nie umiem latać! Przy was wszystkich czuję się jak jakaś niedorobiona, za przeproszeniem. Umiem sobie zrobić ziółka na to, by nie zajść w ciążę albo kremik na cerę. Co to jest przy lataniu, znikaniu, magikowaniu, piciu krwi, czy też sztuce zabijania?
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tak! Są niezbędne! *Żachnęła się Lora, patrząc z lekką dozą politowania na to, jak widać, jeszcze bardziej niedoświadczone w świecie dziewczę niż ona sama.* To nie jedyne co robię, by zapobiec ewentualnej ciąży, ale to nieważne. Tak czy siak, nie płacą mi za rodzenie dzieci, oj nie. *Przytknęła głowę do czoła w demonstracyjnym geście. Aż ją ukuło na myśl, że musiałaby się użerać z bachorem, spłodzonym z przypadkowym "ojcem"... Fuknęła pod nosem, racząc się kąśliwą uwagą, że przecież ona jest jednym z takich bachorów. Napięła się jak struna, gdy rusałka wystrzeliła ku niej i teraz wgapiała się w nią tym swoim wężowatym wzrokiem, wisząc w przestrzeni. Dziewucha najwyraźniej czuła się już dobrze, przynajmniej to... Lora otworzyła buzię szeroko i podniosła palec, w niemej próbie protestu, zadziwiona wnioskami wygłoszonymi przez Nimrę. W jednej chwili zwinęła szmatę trzymaną w ręku i cisnęła nią w rusałkę.* Co Ty o mnie wiesz, smarkulo?! *Warknęła z wyższością, prężąc się i tym samym prezentując dumnie swój okazały biust. Chciała coś jeszcze odpysknąć, zaprzeczyć, zbić z tropu, ale jedyną zmieszaną w tym pokoju była ona sama.* To ciekawy typek, raz się złości, a raz nie, no i trudno go rozgryźć. Ciekawość zawodowa, nic więcej. *Zmarszczyła się, przywdziewając wzrok wściekłej osy.* A zresztą, co ja się tłumaczę. Zamiast mną, powinnaś się bardziej zainteresować sobą, rusałką z amnezją! *Krzyknęła, po czym zaczęła pakować z powrotem swoje kreacje, które jeszcze niedawno blondynka przymierzała. Mruczała coś pod nosem, a jej policzki spalił ceglasty rumieniec...*
OdpowiedzUsuńNie wzięłaś pod uwagę okoliczności. Jestem tutaj niewiele dłużej od Ciebie, jesteś... *Przerwała na chwilę pakowanie i poczęła liczyć na palcach.* ...czwartym nieludziem, z którym miałam okazję rozmawiać dłużej niż pobieżnie. Mogę się rumienić z ekscytacji nowym środowiskiem. *Wytłumaczyła się gładko, gestykulując żwawo i potakując co chwila, jakby samej sobie próbując wmówić, że podane wyjaśnienie jest sensowne... Przekrzywiła nieco głowę, jak zaciekawiony szczeniak i wzięła się pod boki.* Co Ci zależy, co? Zachowujesz się gorzej niż Scarlett, plotkara jedna... *Fuknęła, po czym zadarła wysoko nos.* W ogóle wszyscy wokół wariują, jak tylko słyszą, że w okolicy pojawiła się panna do towarzystwa! Cahir sam w sobie *jest* szczególny, to mnie interesuje, to wszystko... *Szarpnęła pakunek z sukienkami i łypnęła okiem na rusałkę w swoim brudnym rynsztunku bojowym. Wzruszyła ramionami, obróciła się na pięcie i skierowała się do wyjścia. W tej właśnie chwili do pokoju wparował Murphy, który począł miauczeć zaciekawiony. Zamarł na chwilę, wlepiając te swoje kocie oczęta w Nimrę, pokiwał końcówką ogona, po czym spojrzał za odchodzącą Lorą.* Murphy, idziemy! *Po chwili wahania puszysty grubasek podążył za swoją nową panią.*
OdpowiedzUsuńEj, ty! Do ciebie mówię, tak, do ciebie, modliszko, cho no tu! *Hefan wykonał parę przyzywających ruchów ku Nimrze, gdy tylko ją zobaczył w sali głównej. Wieczór był dość mizerny, było mało gości, ale to pewnie przez to, że tydzień dopiero się zaczynał. Goście jeszcze dogorywali po hucznym weekendzie... Chochlik mruknął parę słów do pewnego zakapturzonego jegomościa, na co ten kiwnął głową, rzucił na stół ochoczo brzdękający mieszek, po czym wstał od stołu. W cieniu okrywającym jego twarz mignęły dwa mleczne ogniwa; piekielne ślepia zmierzyły Nimrę od stóp do głów, kiedy to postać kierowała się ku wyjściu.* No rusz się! *Syknął ponaglająco Hefan, zwracając jej uwagę na powrót na swą skromną osobę, wskazując rusałce krzesło. Sam wskoczył na stół, porwał ogonem mieszek z kasą i począł z nieskrywanym zadowoleniem nim grzechotać, by słyszeć, jak złoto pociera o złoto...* No i jak, przypomniałaś se coś? Zresztą, nieważne. Ważne jest to, czy nadal potrafisz posługiwać się tymi twoimi nożykami, no i mieczem. Wpisałaś się do służby jako zabójca. Co prawda nie wiem, jakim cudem takie chuchro jak ty może mieć o tym pojęcie, ale niech będzie, masz okazję się wykazać. Jest robota. To dopiero zaliczka... *Wyszczerzył się w paskudnym uśmiechu, wskazując na mieszek, na chwilę przestając nim hałasować.* Chyba, że się boisz, elfico...
OdpowiedzUsuńNimra! Nimra! Halo, jesteś tam?! *Lora pukała zawzięcie w drzwi pokoju rusałki, trzymając pod pachą eleganckie, dość płaskie kwadratowe pudełko ozdobione kwiecistymi grawerunkami. Chwilę odczekała, po czym zatkała sobie palcami nos, krzywiąc się od okropnego odoru niepodzielnie panującego na piętrze. Nadal cisza. Trudno się dziwić, kto by tutaj wytrzymał po choć udanym, to tragicznym w skutkach eksperymencie ze zgrzebliną? Co tu robić? Zostawić pakunek w pokoju? Kto wie, czy Nimra do niego zajrzy w najbliższym czasie?* Nimra! *Zawołała ostatni raz, zabawnie zniekształconym głosem, po czym obróciła się na pięcie i czym prędzej skierowała się w stronę sali głównej.*
OdpowiedzUsuń*Było południe, klientów praktycznie nie było, nie licząc stałego bywalca pijusa. Lora podeszła do Santorina, który ogarniał salę przed wieczorem.* Cześć, Santi. Widziałeś gdzieś Nimrę? Przekazałbyś jej to? *Podała mu pakunek, w którym spoczywało zamówienie na dwie urocze, zwiewne sukieneczki w kolorze indygo i seledynu, dzieło burdelowej krawcowej.*
*Zmarszczyła nos i naburmuszyła się, zaciskając niebezpiecznie mocno palce na zgrabnym pudełeczku. Spojrzała pod nogi - faktycznie wlazła w starannie zmieciony stosik najróżniejszych nieczystości.* Jakoś Ci nie wstyd, kiedy paradujesz z takimi pakuneczkami przed wizytami u swoich nowych zdobyczy. *Mruknęła słodkim tonem, zatrzepała rzęsami, po czym rozjechała butem kupkę na wszystkie strony. Uśmiechnęła się niewinnie, po czym nie spiesząc się wylazła na dwór, by znaleźć wreszcie Nimrę.*
OdpowiedzUsuń*Złorzecząc pod nosem na Santorina, ubolewała w duchu nad tym, że dała się wpakować w tę całą akcję z balem. Na początku wampir był taki uroczy, a teraz wychodziło szydło z worka. Jak on mógł tak po prostu zgodzić się na to, by pogonił ją Hefan? Opierdol za zgrzeblinę akurat jej się należał, to fakt, no ale bez przesady... Zmarszczyła brwi i zwróciła niewidzący wzrok na rusałkę wyciskającą na drążku, nadal pozostając w toni własnych myśli. Westchnęła. Chyba zaczęło do niej docierać, że w Uśmiechu nikt przed nią czerwonych dywanów rozkładać nie będzie. I nikt nie przeniesie jej nad kałużą, aby się nie pobrudziła. Kurwa. Zawsze miała strażników przy boku. Takich na balu nie będzie mieć. Co ją czeka w towarzystwie nieprzewidywalnego szefa?* Poćwiczyć? Nie, Nimra. Ja w nocy wystarczająco kalorii spalam. *Mruknęła grobowo. Nie było w niej ani krzty tego entuzjazmu, jaki miała przy ich pierwszym spotkaniu. Lora popatrzyła się tępo na mroczne grawerunki zbroi rusałki. A może by tak wyhodować jakieś ziółko specjalnie dla Hefana? Może by go otruć?* Trzymaj, to dla Ciebie. Zamówione sukienki. *Podała jej pudełko i odsunęła się, poczuwszy się dziwnie przez to jej natarczywe spojrzenie. Teraz jej się przypomniało, że i z rusałką też zdążyła się posprzeczać. Czy to Lily była taka kłótliwa, czy po prostu wszyscy inni są nienormalni?*
*Lora nachyliła się konspiracyjnie.* Kondycja tak, mięśnie niekoniecznie. W domu pracowała kiedyś taka jedna, która to bicepsy miała jak moje uda. Faceci przezywali ją "ogrzyca". Biedna długo nie zagrzała miejsca w naszym burdelu, bo nie miała zbyt wielu klientów. Ale sprawne musimy być. Niektórzy mają chętkę na takie pozycje, że jakby ktoś nas zoczył, pomyślałby, że nas kto połamał. *Zachichotała cicho, wyraźnie rozbawiona wspomnieniem jednej z nocy; wówczas pewien jegomość wrócił z dalekiej podróży, przyniósł egzotyczną księgę kamasutry i wybierał co wymyślniejsze pozycje. Ruda mówiła o tym nieskrępowanie i lekko jakby rozprawiała o pogodzie, zupełnie nie zauważając zakłopotania Nimry - w końcu była prostytutką i temat seksu był dla niej równie powszedni. Nagle ją olśniło - może by tak rusałkę nasłać na Hefana?! Skryła ekscytację nowym pomysłem pod fachowym wzrokiem, którym omiatała nowe sukienki, dopiero co wyciągnięte spod szydła jednej z najlepszych krawcowych w mieście. Czasem sięgała ręką, by sprawdzić, z jakiego materiału kreacje są stworzone oraz czy ozdoby są odpowiednio wszyte; kontrola była zbędna, krawcowa burdelu Yvette potrafiła zamienić fach w sztukę. Uśmiechnęła się z nieukrywanym triumfem, widząc oniemiałą Nimrę, która wcześniej bardzo niechętnie przymierzała jej własne sukienki i nie tryskała entuzjazmem na propozycję zamówienia. Ba, zdążyła o nim zapomnieć! Kobieta to kobieta, nieśmiała czy otwarta, wysoka czy niska, blondynka czy brunetka - każda chce wyglądać ładnie i ma słabość do kreacji i zdobień - a Lily dowiodła, że Nimra nie jest wyjątkiem. Usłyszawszy jej komentarz zaśmiała się wdzięcznie i wywinęła pirueta (lekcje tańca nie poszły na marne), wprawiając dół swojej sukienki w ruch. Poły ciemnofioletowego, zwiewnego materiału zalśniły w słońcu, rzucając na podwórko barwne refleksy małych kamyczków wszytych u dołu kreacji.* Dziwki to królowe nocy, nie wiesz? *Zaśmiała się i zatrzepotała teatralnie rzęsami. Zanim zdążyła się zorientować, Nimra już była przy niej, ściskała ją i dziękowała. Lora odwzajemniła gest, śmiejąc się wesoło; od razu lżej jej się zrobiło na duszy.* Nie ma za co, niech Ci się dobrze je nosi! Masz rację, życie jest za krótkie. *Puściła jej perskie oczko, po czym ponownie nachyliła się, jakby chciała zdradzić jej jakiś sekret.* A słuchaj, mogłabyś coś dla mnie zrobić? *Rozejrzała się po podwórku, nawet na chwilę sięgnęła wzrokiem w półmrok izby Uśmiechu, by upewnić się, że tego niebieskiego zasrańca nie ma w pobliżu.* Hefan się mnie uczepił i ostatnio już trochę przesadza. Skubaniec jest zwinniejszy i szybszy niż ja... Szpilka w gębie już go nie zniechęca... Normalnie mnie nęka! Poza tym coraz częściej udaje mu się brudzić moje sukienki tą kleistą mazią, naprawdę potem ciężko je doprać. Mam już tego dość. Pogonisz mu kota? *Odrobinę straciła animusz, kiedy zobaczyła zdezorientowaną minę rusałki, ale po chwili objęła ją i razem postąpiły parę kroków.* Na pewno coś odpowiedniego wymyślisz. Nie każę Ci go zabijać, czy nam się to podoba czy nie to też nasz szef... *Skrzywiła się okropnie, przewracając oczami.* Ale zgred czuje się bezkarny, przydałoby mu się trochę utrzeć nosa, na Santorina w tej kwestii liczyć nie można. No i... Twoje sukienki też nie są bezpieczne! *Próbowała ją przekonać na wszystkie możliwe sposoby. Wolała nie używać chamskiego, typowo ludzkiego argumentu pt. "załatwiłam Ci piękne kreacje to teraz się odwdzięcz", bo takowe wkurzały ją samą jak mało co. Na koniec zrobiła maślany wzrok, próbując złagodzić wściekle zielony blask jej oczu...*
OdpowiedzUsuń*Przez godzin parę w Uśmiechu było... dziwnie. Choć tawerna pękała w szwach, a dwóch naprutych jak bela klientów zdążyła już wdać się w bójkę z drabami z sąsiedniej wiochy, nadal było jakoś tak spokojnie i nikt nie potrafił tego wytłumaczyć. Do czasu, kiedy to nagle jeden ze stałych bywalców szepnął konspiracyjnie do drugiego: gdzie jest Hefan? No przecież! Nie było nigdzie Zgreda, a przynajmniej nie było go nigdzie słychać. Plotki rozniosły się szybciej niźli trwa mrugnięcie oka. W końcu ktoś nie wytrzymał i uciął mu ten rozlatany język? A może go zabili?* Debile, tu jestem, na dole! *Rozdzierający wrzask wkurwionego chochlika dobiegał prosto z japy wyrąbanej w podłodze na samiutkim środku sali. Spotęgowany przez echo, zdołał przyciągnąć uwagę nawet szarpiących się ze sobą pijaczyn.* Nie przeszkadzać, bo to wami, kozie bobki, załatam to dziursko! Tfu! *Gawiedź roześmiała się w głos i wróciła do zabawy, kiedy to właściwej atmosfery w Uśmiechu stało się za dość.*
OdpowiedzUsuń*Sypiąc barwnymi wiązkami bluzgów pod nosem, głównie pod adresem Cahira, chochlik uwijał się jak mrówka przy naprawie mienia. Aż miło było popatrzeć, jak zgrabnie sobie radzi i to - co ważniejsze - po cichu! W takich chwilach co wrażliwsze serce dochodziło do wniosku, że jednak nie szkoda na niego strawy, bowiem bądź co bądź bywał przydatny. Ci, co go nienawidzili, a była ich zdecydowana większość, mieli ochotę zasypać go w tej dziurze żywcem, by posłuchać, jak zdycha. Powoli. I boleśnie...* No nareszcie koniec, kurwa! *Ryknął triumfalnie i otrzepał dłonie, z których uniosła się siwa chmura dymu. Po jopie prawie nie było śladu, tylko deseczki były trochę jaśniejsze, bo świeże. Począł rozkoszować się swoim dziełem, nie bez satysfakcji wymalowanej na pokracznie skrzywionym ryju, kiedy to brutalnie mu przerwano porządnym zdzieleniem ścierą w gębę.* Co do... *Warknął, lekko oszołomiony, po czym odwrócił się, by zlokalizować napastnika.* - Ty ruda wywłoko! Czego chcesz?! - Oo, nic takiego, Impek. Miałam Ci tylko przekazać polecenie Santiego - marsz do kuchni, bo gary same się nie pozmywają. *Mruknęła jadowitym głosikiem Lora, patrząc na Zgreda z góry, prowokacyjnie wymachując szmatą, którą przed chwilą go zdzieliła. Idealnie przewidziawszy następny ruch niebieściucha, jakim był skok na nią, uchyliła się w ostatnim momencie, przez co Zgred przepięknie wylądował na wymuskanej fryzurce Nissare. Zaśmiała się wesoło i zatarła ręce, rada z uczynionych złośliwości, po czym podążyła w stronę zacienionego, najdalszego stolika w kąciku sali, chcąc stamtąd zaobserwować całą akcję.*
*Chochlik już od samego początku "stażu" w Uśmiechu miał ochotę zdechnąć. Jakkolwiek, czy to przez zwykłe odwołanie, czy też egzorcyzmy, czy strzał ze strzelby eterowej w dupsko. Byleby uwolnić się od tych człekokształtnych prymitywów. To nie tak miało wszystko wyglądać! On, dumny sługa Starżnika Podziemia, miał obiecane leże z kości powierzchniaków, kiedy to Władca już rozpieprzy ostatnią, obrzydliwie mocno tętniącą życiem wiochę na tym padole. Ale to się nigdy nie stało. Utknął tu, wśród frywolnych wampirów, dupodajek, magicznych wynaturzeń, smoczych domin i całej masy zapijaczonej gawiedzi. Co za los. Uporawszy się z niewyobrażalnie wysoką, wręcz przeczącą prawom fizyki wieżą naczyń, klapnął dziwnie bez wigoru obok kolegów do grania. Machnął łapą na znak, że mogą zaczynać, wreszcie trochę odetchnie. Otumaniony własnymi myślami, początkowo nie zauważał zainteresowania Avena i Szefuńcia Nissare, a gdy usłyszał wystosowaną doń propozycję, pomyślał, że pewnikiem mu się przesłyszało. Widok zasiadającej do stolika drakonautki otrzeźwił go niczym wiadro zimnej wody. W sekundzie począł sinieć i blednąć jednocześnie, co makabrycznie upodobniło go do topielca, po czym w bezsilnej złości złapał za karty, omalże nie zgniatając ich.* Jeszcze tego nie grali, psia jego mać. Najpierw wiewióra, teraz ta. *Sapnął, w dzikiej desperacji próbując utrzymać w ryzach kształty trefli i karo, które za wszelką cenę chciała rozmazać mu furia. Nagle pomysł, by zmontować bombę i wysadzić się razem z nią w samym środku tawerny nie wydawał mu się już taki zły. Gra pozwoliła mu trochę ostygnąć - musiał skupić się na obserwacji graczy oraz na własnym blefowaniu, choć o poker fejsie w jego przypadku raczej nie było mowy. Szło mu źle. Santorin zwinął mu ostatnio ekstra asy, a jeszcze nie zdążył skombinować nowych; dodatkowo fortuna mu dziś nie sprzyjała. Raz nawet kusiło go, by sięgnąć ogonkiem ku Nissare, by sprawdzić, czy nie ma jakiś dodatkowych kart pod ręką - i przy okazji jakiś ciekawych fantów. Wizja jej przepoczwarzania się w monstrum szybko wybiła mu ten pomysł z głowy. Z gorzkim ukuciem żalu na widok rosnącego stosika skarbów Nissare przeszukiwał prowizoryczne kieszonki w połach swej szmaty. Przegrał prawie wszystko, co miał przy sobie, oprócz jednego srebrniaka. Skrzywił się niemiłosiernie na myśl, że raczej nie ma szans na wygraną i będzie musiał żyć ze świadomością przegranej z tym babsztylem. Wszelkie obawy prysnęły, kiedy to nagle Artefaktor sypnęła fantami i wystosowała swoją propozycję. Nie umknęło jego uwadze, że te dwa pijoki patrzyły się w meloniki smoczycy jak pies na kiełbasę. Wykrzywił się, tak paskudnie, jak to tylko on potrafił, na myśl, że to raczej jej nie pochlebia.* He, he. Czyli nawet zmiennokształtne zdziry mają w sobie żyłkę do hazardu. *Syknął niebieściuch i podskoczył, by wylądować na krawędzi stołu. Wymierzył w Nissare przeszywające spojrzenie czarnych paciorków w niemej próbie sił. Nissare uderzyła w czuły punkt Nochala - bo choć za nic sobie miał zdanie swoich człekoształtnych kolegów, to lubił się zakładać.* ...ale ten zakład jest krzywy. Wątpię, że znasz się na dachach, tfu. Poza tym - pomoc kontra ryzyko utraty życia? Słabo. Dziwka mi nic nie zrobi, ale zmiennokształtniak owszem, może. *Wyprostował się i wziął pod boki, po czym podniósł do góry palec wskazujący i zadarł krzywego nosa.* Kiedy ja wygram, przypieczesz dupsko wskazanej przeze mnie osobie.
Usuń*Ścisnął wyciągnięty ku niemu palec z taką mocą, że jeszcze chwila i Nissare strzeliłyby kości; uśmiechał się przy tym tak pewnie, że aż obrzydliwie, zupełnie jakby snuł sprośne wyobrażenia z drakonautką w roli głównej. Nie zdjął z niej przeszywającego wzroku czarnych paciorków dopóty na stół nie padła ostatnia karta z pierwszego rozdania. Zadziwiająco spokojnie wziął się do gry, co i rusz chciwie łypiąc na sporą górę łupów. Udało mu się capnąć ogonkiem jakiś kapselek, który był najbardziej z brzegu, kiedy to domina była zbyt zajęta pewnikiem głowieniem się nad wyjściem z beznadziejnej sytuacji, no i go sobie bezceremonialnie przywłaszczył. Obejrzawszy swoje karty z pełną pewnością stwierdził, że wygraną ma w kieszeni i tym razem to on będzie górą.* No, ptaszynko, coś straciłaś animusz. *Zapiał, oparłszy brodę o dłoń, co brzmiało raczej makabrycznie w nucie jego zachrypiałego, skrzeczącego głosu, przywodzącego na myśl dźwięk tępej piły trącej o metal.* Możesz jeszcze spróbować błagać o zmianę warunków umowy, czasem to przynosi skutek, ale rzadko... He, he, wywłoka... *I w tym momencie ryknął triumfalnie, aż grajek z tyłu sali się wystrachał i urwał strunę w lutni. Zgred wytknął do Nissare jęzor, nieproporcjonalnie długi i rozdwojony na końcach jak u węża, dając życie wizerunkom diabła uwiecznionym na niejednym malowidle. Podśpiewywał sobie z radości, zagarniając ku sobie świeżutkie zdobycze, kiedy to głos drakonautki wbił mu szpilę w sam środek małego, zimnego serduszka. Wlepiwszy gały w strit, pobladł niebezpiecznie, że aż zwykle rażąca jasnym błękitem blizna piętna na czole przestała być tak widoczna. Stało się niemożliwe - Hefan zaniemówił. Po prostu zamarł, gapiąc się z niedowierzaniem na strita jak jakiś pieprzony psychol; jeden z gości obserwujących akcję szepnął z wyraźną nadzieją "może ma zawał..." Po chwilach paru stwór chyba wrócił do rzeczywistości, ale jedyne, co zrobił, to spojrzał na Nissare z najczystszą nienawiścią, pewnikiem życząc jej w myślach najgorszej, najboleśniejszej i najbardziej uwłaczającej śmierci. Odszedł od stołu i skierował się w kierunku baru, stawiając krótkie, sztywne kroki. Wgramolił się na stołek barowy i wbił tępy wzrok w blat. Santorin, gdy spojrzał na widniejący obrazek, aż przerwał rozmowę z jedną sikoreczką, która mu się napatoczyła parę chwil wcześniej; bez słowa sięgnął po pół litra i postawił przed Zgredem. Chochlik odkręcił butelczynę trzęsącymi się łapami, jak u alkoholika na delirce i przyssał się jak pijawka. Chwilę trwało, zanim dało się z niego cokolwiek wyciągnąć. Podczas tego całego szoku trybiki ciasnego umysłu Hefana pracowały jak szalone. Zdążyły ocenić sytuację, wytknąć zagrożenia i napełnić Zgreda mdlącym uczuciem strachu. Dodawszy do tego palącą chęć wyprucia flaków z drakonautki i niespełnioną chciwość wyjącą jak pies za skarbem... Aż dziw, że się nie porzygał. No cóż, w tym przypadku mocna gęba nie szła w parze z odwagą. Zadanie dla innych mogło się wydawać wcale nie takie straszne - nie dla Zgreda. Choć już nieraz zdążył podpaść Cahirowi, tym razem widział wszystko w czarnych barwach. Nie znał się na relacjach damsko-męskich prymitywów, ale raz przyłapał w Podziemiu czarnoksiężnika i czarną damę na zabawach sado-maso w bibliotece. Mag o mało nie spalił go na popiół; i tak zdołał go poparzyć na tyle, by musiał ryć w ziemi zaropiałymi łapami przez co najmniej miesiąc. Strażnik o mało go nie zatłukł, kiedy zaczął mniej efektywnie wykonywać obowiązki... Czyżby trauma? Co teraz? Może lepiej dać się zabić smokowi?* Santorin, krwiaku, czy dziwki nie dają wszystkim dupy tak z zasady? Jakie to ma znaczenie, komu? *Siorbnął sobie porządnie, a kiedy wampir miał mu odpowiedzieć, mikrus charchnął i splunął za siebie.* Nieważne. Kurwa, nie daj mu mnie zabić! *Zawołał, po czym zamachnął skrzydełkami i podążył ku ciemniejszemu kącikowi sali.*
OdpowiedzUsuń*Owszem, chciał zginąć, wrócić tam, skąd go przywołano, jak nie da rady do Podziemia. Ale szybko, bezboleśnie, najlepiej przez odwołanie. A nie... torturowany... zmieniany wpierw w żabę, potem w szczura i tak w kółko... z głodu zamknięty w lochu... wykrwawiając się, powolutku, po przegryzaniu jednej żyłki na godzinę...* Czego chcesz, Imp? Nie masz roboty? Zaraz Ci coś znajdę, knypie! *Warknęła rozeźlona Lora, łypiąc na chochlika ze złowrogim błyskiem w szmaragdowych oczach. Hefan jednak nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Wgapiał się za to w zarys ciemnego skrzydła, potem w płonącą rękę.* JA MÓWIĘ! Jako, że przegrałem zakład z Nissare, to przychodzę i pytam, czy uprawialiście seks, w sensie Ty i Cahir. To ta upojona pychą wywłoka chce wiedzieć. Nie ja. Mnie to gówno obchodzi. *Wystrzelił na jednym wydechu, podnosząc dłonie w obronnym geście.* Kurwa, co za los!
Usuń*Lily założyła nogę na nogę i spojrzała się pytająco na polimorfa. Wiedziała, że krążą plotki, choć miała cichą nadzieję, że niepowołane osoby nie będą walczyć o choć jeden pikantny szczegół. Po chwili zmarszczyła brwi i prychnęła pogardliwie.* Jak ja nie cierpię tej baby! Wiedziałam, że jest bezczelna i zarozumiała, ale do tego jeszcze wścibska... *Syknęła przez zęby i położyła rękę na udzie, tam, gdzie spoczywała Pokusa. W jednej chwili miała ochotę postrzelać nożami do tarczy, jaką była ta wymuskana buźka Nissare... Hefan puścił monolog Lory mimo uszu, bacznie obserwując zacienioną sylwetkę Cahira w stresującym oczekiwaniu na reakcję. Chyba lepiej trzeba było ryzykować ze smokiem...*
*Małostkowe utarczki pracowników tawerny zdawały się być zbyt słabe, aby przebić gęstą i mroczną mgłę sennych majaków, jaka okalała umysł Cahira zawsze, gdy coś go nudziło. Sprzeczki Hefana oraz Lory należały do tegoż niechlubnego zbioru, bo o ile z początku były nawet zabawne, teraz stały się chlebem powszednim. Oparty swobodnie o ścianę, z ramionami splecionymi na piersi, wtulił głowę w krucze pióra. I bardziej niż temat rozmowy to natarczywe spojrzenia Lory oraz Hefana zmusiły polimorfa do przebudzenia. Niechętnie otworzył jedno oko, z jeszcze większym ociąganiem drugie, oba jaśniały z półmroku bardzo delikatnym pomarańczem i nieprzytomnością. Wyprężył się, w iście lwim ziewnięciu prezentując cały garnitur drapieżnego uzębienia. Rozmasowywał zdrętwiały kark, ponownie słuchając relacji: o grze w karty, o zakładzie, o zadaniu chochlika i przytyków kochanki. Całość skwitował krótkim westchnieniem połączonym z kręceniem głową.* Sprytne, godne podziwu. *Mruknął, na ustach zagościł mu ledwo widoczny uśmieszek.* Odpowiedź brzmi: Tak. *Taka szczerość, niemal otwartość, u Cahira była rzeczą niespotykaną. Co więcej, widocznym było swego rodzaju uznanie, jakim darzył, o ironio, Nissare. Polimorf ponownie oparł plecy o ścianę, wpatrując się podejrzliwie w Hefana. Mimo względnej współpracy, jaką okazywał w tej chwili, wzrok Cahira nie złagodniał ani na chwilę.* Zastanawia mnie, dlaczego dałeś się wykorzystać do jej badań nad plotkami o rzekomych zmianach zachodzących u człowieka, który przespał się z magiem.
Usuń*Ruda oparła się wygodnie na krześle i uśmiechnęła nie bez satysfakcji, przekonana, że za moment Cahir odpowiednio rozprawi się zarówno z Nissare - za wtykanie nosa tam, gdzie nie trzeba, jak i z jej marnym posłem. Obserwowała w napięciu przebudzenie maga z jego własnych, nieodgadnionych myśli, ale nie takiej reakcji się spodziewała. Chochlik najwyraźniej też nie, bowiem po odczekaniu stosownej chwili w usłużnej i pokornej pozycji, wyprostował się i wywalił na wierzch jęzor, a gały omal nie wylazły mu z orbit. Łypnął zdezorientowany na Lorę, której policzki zapłonęły czerwienią prawie tak intensywną, jaką szczyciły się jej włosy. Niebieskoskóry stwór podrapał się po łysej łepetynie w opornej próbie zrozumienia całej tej sytuacji, ale na próżno, w końcu czaszka za ciasna...* Co ty do mnie w ogóle... Do cholery, jak chcecie się badać, to się badajta, ale czemu mnie w to wciągacie?! Chamy, tfu... *I to powiedziawszy, czmychnął czym prędzej w kierunku Nissare, aby przekazać jej radosną nowinę i mieć już wreszcie święty spokój. Stracił codzienny animusz, doszczętnie zniszczony przez stres, jaki wspaniałomyślnie zafundowała mu "koleżanka z pracy"...*
Usuń*Lora spaliła raka i poczęła gorączkowo przetrzepywać kieszenie swojej roboczej spódniczki. Ostatnio kwiatuszek Uśmiechu ubierał się coraz skromniej i grzeczniej, przez co jej popularność zaczęła kuleć. Mężczyźni woleli kierować swoje spojrzenia ku obitemu w skórę tyłeczkowi Nissare. I choć było jej to w obecnej sytuacji na rękę, niełatwo jest żyć z boku, kiedy dotychczas przyciągało się wszystek uwagi. Żeby tego było mało, coraz częściej obśmiewano ją bądź obgadywano, raz jakiś facet wytknął ją palcem. Czy mogła się dziwić? W końcu niecodziennie dziwka ni z gruchy ni z pietruchy decyduje się na porzucenie swojego zawodu, a motłoch pragnął takich sensacji jak powietrza. W końcu znalazła to, czego szukała, a był to cienki zwitek, od którego śmierdziało chwastem na kilometr. Odpaliła go od świeczki, a ręce trzęsły jej się przy tym jak po dobrej wódzie.* Coraz lepiej, kurwa. Jeszcze tego mi brakuje, by smok robił na mnie eksperymenty. Cudnie. *Wymamrotała między jednym buchem a drugim, po czym zaśmiała się za głośno, wręcz histerycznie.* Jeszcze powiedz, że mi trzecia noga wyrośnie! *Wpadła w napad śmiechu, tak silny i absurdalny, że niejeden się obejrzał i popukał w czoło, myśląc, że wariatka...*
Lora i Hefek
Mrhrm... *Zaprotestował niewyraźnie i skrzywił się w reakcji na niedelikatne dźgnięcie w skroń. Po chwili rozluźnił się, a błogi wyraz twarzy świadczył, że sen ponownie wziął go w swe objęcia. Kolejne próby obudzenia elfa przez Nissare spełzły na niczym, a poskutkowały jedynie bezceremonialnym odwróceniem się i wypięciem tyłka na niespodziewanego gościa. Malgran spał w samych gatkach, zatem Drakonautka miała okazję na pobieżne oględziny jego anatomii; jej uwadze nie umknęły przede wszystkim trzy cieniutkie, acz długie blizny przecinające plecy, pewnikiem pamiątka po spotkaniu z jakimś zwierzem. *
OdpowiedzUsuńMalgran! Malgran! To ja, Lora, jesteś gotowy? Możemy iść poszukać Cahira... Psst, Murphy, wracaj! *Opasłe kocisko z niesamowitą jak na niego werwą wparowało przez uchylone drzwi wprost do kwatery nowego gościa. Tym właśnie sposobem zmusił swoją opiekunkę do nieproszonego wtargnięcia. Ruda stanęła jak wryta, kiedy przed jej oczami wykwitł obrazek śpiącego elfa, prawie rozebranego do rosołu. Zachichotała pod nosem frywolnie, bo któraż dziewczyna nie ucieszyłaby się z takiego widoku, lecz po chwili chrząknęła i zgromiła kota twardym spojrzeniem.* Złaź, kocie! *Rudzielec za nic miał sobie wolę Lily, zaczął miauczeć Malgranowi tuż nad uchem, po czym bez krępacji usadowił się mu na głowie.* Zaraz Cię prześwięcę, darmozjadzie Ty... *I to powiedziawszy zdjęła z nogi buta; Murphy wiedział lepiej, niż ktokolwiek inny (no, z wyjątkiem Hefana), że dziewczyna nie ma sobie równych w rzucaniu czymkolwiek-miała-pod-ręką do celu. Z oskarżycielskim miaukiem na pyszczku wyskoczył w powietrze jak poparzony i czmychnął przed Lorą. Ruda westchnęła, pokręciła głową i wyszła z pomieszczenia - bowiem Malgran w reakcji na całą akcję jedynie kichnął (co wzbiło w powietrze burzę kłaków Murphy'ego), wymamrotał "jeszcze pięć minut", po czym poszedł dalej spać...*
*Eldar miał wisielczy humor. Wyglądał jak po ciężkiej nocy spędzonej na nieludzkiej harówie, a przyczyną ów stanu było ni mniej ni więcej spanie w stodole. Szef Uśmiechu doskonale wiedział, jak fundnąć katorgę przyzwyczajonemu od małego do luksusów gadowi. Smok musiał pokonać wiele pokus w trakcie tej nocy - rozważał podjęcie ryzyka ataku ghuli, byle tylko móc spać w lesie, a nawet zdążył pomyśleć o natychmiastowym powrocie do domu - byle by opuścić to okropne miejsce... Już nawet nie miał siły, by denerwować się na gdakające nieustannie kury, a i chyba przyzwyczaił się do wpijającej się wszędzie słomy. Z samego rana wylazł ze swojej uwłaczającej kwatery i tak przeleżał na podwórzu do popołudnia, niepomiernie niepocieszony faktem, że elf musi mieć pewnikiem wygodne wyro, skoro tak długo spał. Ooch, jeszcze ta sytuacja, w której się znaleźli... Biadolące myśli przerwała mu wizyta Nissare. Popatrzył się na nią ze smutkiem, ale i nadzieją, zupełnie jak bezdomny szczeniak na kandydatkę na opiekunkę, po czym bez słowa dał się jej wymierzyć. Już układał się z powrotem na bruku, z chęcią powrócenia do pełnej marazmu kontemplacji, kiedy zdał sobie sprawę, że kobieta odezwała się do niego ponownie. Zaskoczyło go tak bardzo, że parę razy zamrugał turkusowymi ślepiami. Zapytała o niego! Przez moment miał ochotę wyrzucić z siebie wszystkie żale, jakie mu ciążyły na sercu.* "Ja? Niee... Muszę się zaaklimatyzować, to wszystko!" *Zawołał, po czym przekręcił z ciekawością łbem. Jeśli to, co Santorin mówił o tej kobiecie, było prawdą, jej wczorajsza reprymenda nabierała zupełnie innego znaczenia.* "Czy naprawdę sądzisz, że jestem taki zły?" *Zapytał o wiele mniej pewnie, pochylił się i zawinął ogon tak, by pierzastym wachlarzem zasłonić sobie łapy.* "I dzięki, że nam pomagasz..."
*Z gardzieli gada wydobyło się coś na kształt burknięcia. Eldar skrzywił się, a wyglądało to dość głupkowato, bo zza łuskowatej wargi wychynęło parę szpilkowatych zębów.* "Co to jest pomponik?" *Zapytał cicho i nieśmiało, jakby w obawie, że znaczenie określenia, jakiego użyła Nissare, może okazać się zawstydzające... Nie byłoby to pierwsze zresztą.* "Gadasz głupoty! Mam bliznę, o tu!" *Po czym z triumfującym uśmiechem podetknął jej pod nos szpona prawej łapy, na którym widniała ledwo widoczna bruzda długa na góra trzy centymetry.* "Zahaczyłem o gałąź..."
OdpowiedzUsuń*Podczas monologu smoczycy nastąpiło u brunatnoskrzydłego tyle reakcji, że nie sposób ich było zliczyć - od zażenowania i niezrozumienia, po widoczne jak na dłoni wkurwienie w różnej kolejności i konfiguracji. Niejeden smok zapewne nie dałby się obrażać, tak długo i intensywnie, ale Eldar zmusił się do wysłuchania opinii Nissare do samego końca - w końcu sam o nią poprosił. On był dobrze wychowanym stworzeniem. Może i by wytrwał w spokoju, choć chwiejnym, ale kobieta poruszyła temat tabu, przekroczyła granicę - zbeształa jego pociąg do kosztowności. Legendy o niezdrowej pożądliwości wszelkich bogactw świata, żywionej przez co poniektóre smoki, były dobrze znane w świecie, a zwłaszcza pośród krasnoludów równie chciwych, co bohaterowie tychże opowieści. I choć nijak nie dało się porównać Eldara do "przerażającego ogniopluja, śpiącego na kupie złota i kości tych, co odważyli się spróbować odebrać gadzinie skarby", to jedno się zgadzało - smok coraz gorzej reagował na krytykę jego "przypadłości", a swych kosztowności bronił równie zażarcie jak swojego jeźdźca.* "Powiedziała co wiedziała! TO-" *W tym momencie oskarżycielsko wymierzył szpona w swoją ozdobę na szyi* "-jest więcej warte niż trzecia część tego zapchlonego przybytku! Skoro mieszkasz w tej ruderze, jedynym wytłumaczeniem na Twoje słowa jest fakt, że zazdrościsz mi tego bogactwa!" *Ryknął jej prosto w twarz, a jego neonowe ślepia zajarzyły się mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Sapiąc głośno w gniewie mierzył Nissare od stóp do głów, jakby w ocenie przeciwnika. Wyglądał, jakby rozum mu odjęło.* "Jak w takim razie zachowują się samce w Twoim typie?" *Mruknął po dość długiej pauzie, cofnąwszy się o krok i uniósłszy łeb, już spokojniejszy. Doprawdy zadziwiający był fakt, że z tylu obelg, jakie zdążył przed chwilą usłyszeć, akurat ta o błyskotkach zabolała go tak bardzo... Choć nie było mu tak do śmiechu, jak Nissare, po przytyku o mięśniu piwnym zrobił doprawdy jadowitą minę; zmrużył ślepia i otaksował Nissare podstępnym spojrzeniem, po czym prychnął ostentacyjnie.* "Może i samce z Twoich stron są niesamowite, ale o kobietach nie powiedziałbym tego samego. Założę się, że jako smoczyca nie dorównasz żadnej z moich koleżanek z Killinthoru. Zarówno urodą, jak i charakterem..." *Przekrzywił łeb, po czym westchnął.* "No cóż, różnica kultur. Nic nie poradzisz..." *W duchu cieszył się z figla, jakiego właśnie spłatał i ciekaw był bardzo, czy Nissare ulegnie tej małej prowokacji, by wreszcie pokazała się w prawdziwej skórze...*
"Musieliby trzymać tam diamenty wielkości słonia, by móc mierzyć się z moim Ordo." *Rzekł głośno i pewnie, wypiąwszy dumnie pierś. Zastygł w pozie godnej strażniczych posągów, z wysoko uniesionym łbem i lekko rozchylonymi skrzydłami. Przez jakiś czas nie raczył nawet spojrzeć na Nissare, a co dopiero odpowiedzieć. W końcu jako człowiek niewiele mu mogła zrobić, miał cichą nadzieję, że jakoś da radę sprowokować ją do przemiany. Gdy padło słowo o dzieciaczku, przyznał, poczuł zaintrygowanie. Zamrugał gwieździstymi ślepiami i mruknął. Z nozdrzy gadziny wydobyło się coś na kształt świstu bądź cienkiego gwizdu, a tenże dźwięk był zapowiedzią obecności dwóch cienkich smużek zimnego, białego dymu.* "Pozwolę Ci żyć w tym przekonaniu. Nisssssare..." *Z paszczy smoka wystrzelił rozdwojony język jak u węża, kiedy wypowiadał jej imię, a że przedtem nachylił się ku niej, zdołał ją liznąć raz czy dwa w ramię. Zdawał się być dobry w graniu na czyichś nerwach, a że elfa nie było w pobliżu, mógł sobie poużywać na kimś innym... * "Ale muszę przyznać, jestem pod wrażeniem, że ktoś zechciał mieć z Tobą coś więcej do czynienia, skoro zrobił Ci dziecko." *Prychnął i majtnął ogonem, którego pierzasty wachlarz zafurkotał wesoło w przestrzeni. Podczas kolejnego wykładu Drakonautki Eldar pogalopował myślami w stronę południa Killinthoru, jego domu. Uśmiechnął się na wyobrażenie, jak Arsi daje popalić Nissare w odwecie za przyrównanie jej do primadonny (choć nie był do końca pewien, co to określenie znaczy, podobnie jak wcześniej z pomponikiem, ale domyślał się po przedstawionym opisie). Zaraz jednak stracił cały animusz, bowiem wszystko, co z jego siostrą było związane, a zatem i wspomnienia, zmiatały kurz ze starego gniewu i żalu, jaki do niej żywił.* "Rozumiem. Widzisz, czyli umiesz czasem być miła, bo w takich razach pomponik to bardzo ładna i przyjemna rzecz. Podoba mi się." *Wyszczerzył się rozbrajająco i pogładził swoją błyskotkę. Po chwili łypnął podejrzliwie na kobietę, patrząc, czy aby już się przypadkiem nie zmienia.*
OdpowiedzUsuń"Kijem bym Cię nie tknął!" *Zawył wesoło smok w odpowiedzi na wybuch Nissare, po czym roześmiał się w głos, niepomiernie dumny z siebie. Ciekawe, który ze stworów bardziej lubił robić innym na złość, on czy Hefan?*
OdpowiedzUsuń*Światło dnia bezlitośnie zakuło mężczyznę w oczy, gdy ten opuścił pogrążoną w półmroku tawernę. Elf ziewnął potężnie, choć przypłacił to parzącym bólem twarzy. Nie zareagował, chyba się przyzwyczajał; choć nadal wolał nie patrzeć w lustro... Odruchowo skierował swoje kroki w stronę podwórza, zatopiony we własnych myślach, jak zwykle oscylujących wokół obecnej, dość marnej sytuacji. W końcu zaczął mówić na głos to, co mu się po głowie plącze, by oszczędzić Eldarowi wysiłku wyławiania konkretów ze zwojów jego własnej świadomości. Dla nich słowa były prostsze, niż wszelkie formy komunikacji mentalnej, przez co stanowili wyjątek w smoczym Zakonie... Poszukiwanie źródła takiego stanu rzeczy zaprowadziło leśnego do wielu niejasności - czyżby obaj bali się tego, co mogli odnaleźć w swoich umysłach...? Malgran o mało nie zszedł na zawał, kiedy okazało się, że Eldar... nie jest Eldarem. Puścił wiązkę po elficku, a między palcami jego prawej ręki zaistniał mikro-wybuch, kiedy eter zbuntował się pod wpływem ledwo wyczuwalnego zawirowania magicznego.* Nosz cholera by to... *Warknął, strzepując rękę z taką zawziętością, jakby siedział na niej jakiś monstrualny robal. Szybko zreflektował się, odwrócił twarzą do smoczycy i zgiął w półukłonie.* Nissare, najmocniej przepraszam! *Widać było, że trochę za długo zastanawiał się nad tym, co powiedzieć dalej, aż w końcu wypalił* Wyglądasz jako smok równie... powalająco! *Uśmiechnął się, zawstydzony pomyłką, po czym poświęcił chwilę na obserwację Drakonautki w jej gadziej formie. Zdecydowanie, jego komplement nie był ani trochę wymuszony, bowiem smoczyca robiła wrażenie. Choć smoczy jeździec oglądał te pradawne istoty na co dzień, Nissare nie była podobna do żadnego ze znanych mu gatunków, głównie za sprawą skórzastych, dużych skrzydeł, braku przednich kończyn i dość nietypowej kolorystyki krezy w porównaniu do całego ciała. Milczenie przerwała Drakonautka, a kiedy wyciągnęła w stronę Malgrana szpon, ten drgnął ledwo zauważalnie, jakby przez sekundę pragnął uciec. Pozostał jednak; skrzywił się, widząc, że Nissare zamierza ruszyć poparzenie, ale nie odczuł bólu. Ukłucie chłodu, choć krótkie, okazało się być przyjemne. Miał wrażenie, że smoczyca go znieczuliła. Odetchnął głęboko, rozważając po cichu, czy aby nie zgłosić się do Lory po jakąś walerianę albo inne ziółko na uspokojenie...* Miałem mało szczęścia... Okazało się, że działam na niego jak płachta na byka... *Burknął i założył ręce na piersi, mrużąc oczy. Znów smoczyca zdołała go zawstydzić, gdy wytknęła mu felerny poranek, kiedy to nie zdołała go obudzić. Elf podrapał się w zakłopotaniu za uchem.* Ekhem, to byłaś Ty? *Uśmiechnął się, błyskając zaostrzonymi kłami, ciekaw, czego się jeszcze dowie...* No nie, wy też macie na pieńku? *Pokręcił głową z niedowierzaniem, ale i rezygnacją, doprawdy tracąc nadzieję, że uda im się uwolnić z tej dziury... Świetni z nich dyplomaci, nie ma co, skoro gdziekolwiek się pojawią, tam ktoś ma ochotę ich utłuc. Bez słowa skierował się w stronę stodoły, zastanawiając się, jacy to inżynierowie na nich czekają.*
*Eldar, choć zdołał trochę odpocząć i się zregenerować, nadal wyglądał jak krajobraz po bitwie. W centrum czoła miał porządnego guza, jeden z rogów nosił ślad po wypaleniu, a chód miał jakiś koślawy. Mimo to oczy świeciły mu się żywo, a zajaśniały jeszcze bardziej na widok Nissare w smoczej formie.* "No i było się kłócić? Wyglądasz teraz o niebo lepiej! Ale czemu nie masz przednich łap?" *Wskazał szponem na miejsce, w którym wg niego powinny wyrastać jej "brakujące" kończyny.* "Jak nie masz łap, to nie jesteś smokiem, tylko wiwerną!" -Widzę, że Cahir nie uszkodził Ci jadaczki... A szkoda... *Stęknął Malgran podczas gramolenia się na siodło. Eldar paplał coś dalej, ale Nissare już wzniosła się w powietrze...*
Usuń*Nic dziwnego, że Eldar nie mógł nadążyć za Drakonautką; dzięki dodatkowej parze skrzydeł miała znacznie bogatszy arsenał możliwości powietrznych. Na dodatek pięli się coraz wyżej i wyżej... Smoki i jeźdźcy byli przyzwyczajeni do zmiany ciśnień, ale istniała w przestworzach granica, której nie należało przekraczać, póki życie miłe. Elf czuł, że do takowej się zbliżają, schował twarz w kołnierz z wilczego włosia, który jeszcze jako tako chronił go przed zimnem i duszącym ciśnieniem.* 'Nie narzekaj, tylko oszczędzaj siły...' *Zdążył warknąć mentalnie do Eldara, kiedy to Nissare zdzieliła gada w pysk. Dobrze, że smok zdążył zamknąć paszczę, bo inaczej odgryzł by sobie język...* UWAŻAAJ! *Dosłownie milimetry uchroniły ich przed czołówką ze statkiem, który niczym wietrzny potwór wyłonił się spośród kłębiastych chmur. Smok wykonał karkołomny manewr, odbijając w bok, niemalże zrywając jeden z "żagli" potężnym machnięciem ogona. Chwilę mu zajął powrót do względnej równowagi, ale za chwilę otrzymał kolejne wyzwanie - Nissare wylądowała na maszynie z widoczną wieloletnią wprawą. Eldar zmarszczył brwi z niepokojem. Nigdy czegoś takiego nie robił...* "Zaraz, zaraz... Od kiedy to statki... latają?" A myślałem, że nic mnie już nie zdziwi...*Eldar wydał z siebie cichy ryk na dodanie otuchy, po czym zaczął opadać bezwładnie, celując w pokład statku. Począł kołować jak pijana mucha, bo machina nadal sunęła w przestworzach, wcale nie ułatwiając mu zadania... W końcu udało mu się opaść na statek, a było to dla niego tak dziwne doświadczenie, że trudno to opisać. Kręciło mu się we łbie i skarżył się na "coś dziwnego w żołądku"... Malgran nie mógł wyjść z szoku na widok tej niesamowitej maszyny, a raczej latającego dzieła sztuki - smocze motywy w zdobieniach oraz fuzja drewna i metalu dostarczały wyjątkowych wrażeń estetycznych. Aż dziw brał, że Cheron stanowił część tego samego wymiaru, co Killinthor! Eldar, choć nadal był pod wpływem dziwnych dolegliwości, przekrzywił łeb i spojrzał z ciekawością na zgniłozielonego stwora, do złudzenia podobnego do tego, który co i rusz wrzeszczał w tawernie.* "O, patrz. W Uśmiechu też taki biega. Tylko niebieski." Eldar, zachowuj się... *Zbeształ go Malgran, który przygładził dłonią włosy (jakby to coś miało dać... po takim locie nie było szans na ich ułożenie), poprawił kołnierz, zapiął guzik pod szyją i schylił się, by spojrzeć na stwora.* Witaj, jesteś kapitanem tego statku? Zdradzisz mi, jak to ustrojstwo lata? *Smok bał się zrobić kroku na pokładzie, mając w głowie wyobrażenie, że choćby i małe przechylenie jego cielska sprawi, że wywrócą się do góry dnem. Widok Nissare bez obaw przemieszczającej się po pokładzie wcale go nie przekonał.* "Długo będziemy tu siedzieć? W ogóle po co tu przylecieliśmy?" *Zapytał smoczycę, z obawą łypiąc na cały ten cud techniki.*
*Przejmujące miauknięcie rozdarło ciszę, dotychczas niepodzielnie panującą w jednym z pokoi na piętrze. Rudowłosa dziewczyna drgnęła lekko w reakcji na niespodziewany dźwięk, co wystarczyło, by strącić lufę z popiołu z już dawno zapomnianego papierosa, którego trzymała w ręce. Rozpięta na poduszkach, lekko na boku, z wdziękiem godnym królowej odpoczywającej od ciężkiego brzemienia władzy, strąciła popielaty miał z pościeli i ponownie zagłębiła się w wymagającej lekturze zielarsko-alchemicznej książki. A przynajmniej taki miała zamiar - skutecznie przeszkodził jej w tym Murphy, który chyżo wskoczył na łóżko i rozpoczął szereg działań, mających na celu zwrócenie na siebie uwagi. Lora początkowo dzielnie stawiała opór, ale kiedy kot wtrynił jej się pod sam nos i począł łaskotać ją rudym futrem po twarzy, zaśmiała się i uległa. Zwierzak, nie kryjąc zadowolenia, usadowił jej się na brzuchu, w towarzystwie mruczenia. Ruda pogłaskała grubaska i westchnęła, odchyliwszy głowę do tyłu. Tego dnia ogarnęła tawernę tak, że chyba od nowości nie była taka czysta. No, może oprócz sali głównej. Tam porządek nie miał szans z bandą wsiurów, goszczących w Uśmiechu co wieczora, którzy potrafili narobić dwa razy więcej syfu, niż było przed sprzątaniem po dwóch minutach swojej obecności... Lily była zmęczona. Spojrzała tęsknie w stronę butelki z nadmorskim rumem. Żal było nie skorzystać z okazji, skoro szef pofatygował się na sprowadzenie takich perełek. Ale tak pić samemu? Toż to pierwszy krok do zapijaczenia... Kontemplowała w ciszy, komu by tu zaproponować flaszeczkę: Santi już miał chyba dość jej "wyżalanek" po pijaku, Cahir nie mógł pić alkoholu, Hefan - tu komentarz był zbędny, a z Malgranem zdecydowała się nie spoufalać, ze względu na kochanka... Zmarszczyła brwi, kiedy ostatnia z propozycji nie wydała jej się aż tak absurdalna - Nissare. Zielonooki futrzak wlepił hipnotyczny wzrok w swoją panią, jakby chciał odgadnąć jej myśli. Nawet nie zaprotestował, kiedy Lily zepchnęła go delikatnie na poduszki, złapała butelkę i go opuściła.*
OdpowiedzUsuń*Zabrzmiało nieśmiałe pukanie. Ruda zadrobiła w miejscu, poddenerwowana własnym pomysłem. A może właśnie takie akty desperacji są objawem alkoholizmu, pomyślała z przekąsem; choć w głębi duszy wiedziała, co przeważyło szalę. Zdaje się, że gryzły ją wyrzuty sumienia, spowodowane jej wcale miłym nastawieniem do wojowniczki z Haldery, a konkretnie - kiedy ta zaciekawiła się jej zażyłością z polimorfem. W trakcie rozmowy z ukochanym wyszło na jaw, że Nissare, zadając to swoje niewygodne pytanie, chyba kierowała się czymś więcej, niż tylko wścibstwem... Cóż. Nie wiadomo było, czy się pojednają. Ale próbować zawsze można.* Eee. Cześć. Zajęta jesteś? *Lora była ubrana dość skromnie, bo jej ciemnogranatowa sukienka nie opinała się ani na tyłku ani na cyckach, a i makijaż miała delikatny. Kiwnęła głową na butelkę z ciemnobrązowego szkła, na którym namalowano białą farbą uproszczony wizerunek statku. Na jednym z jego żagli szczerzył się znak czaszki.* Nie masz ochoty na szklaneczkę rumu? Tak, na odstresowanie...
Emm... Mogę Ci z tym pomóc. *Wskazała ręką na chaos rządzący fryzurą Drakonautki, ale ta nie marnowała czasu i od razu zajęła się sprzątaniem. Lora stanęła na środku tego całego pierdzielnika i z zakłopotaniem podrapała się po rudej głowie.* A myślałam, że moje życie to burdel... *Mruknęła pod nosem i upewniwszy się, że Nissare nie patrzy, capnęła jedną z miliona walających się gdzie popadnie kartek. Ta akurat leżała luzem, w odróżnieniu do większości jej podobnych, związanych sznurkiem, nie wiadomo po co i dlaczego... Ruda zmarszczyła brwi w tytanicznym wysiłku zrozumienia chociaż strzępka matematycznych notatek, ale szybko porzuciła ów zajęcie, kiedy ujrzała jeden z zajebiście skomplikowanych technicznych rysunków. Choć nie mogła rozszyfrować, gdzie jest góra, a gdzie dół, szczegółowość tajemniczego projektu zrobiła na niej wrażenie. Obiło jej się o uszy, że Nissare jest uczona, ale nie za bardzo wiedziała, czym tak naprawdę się zajmuje. Czyżby była wynalazcą? Lora była stworzeniem nadzwyczaj ciekawskim, zatem czekała na nią prawdziwa pożywka w pokoju Nissare. Choć przed sprzątaniem komnata wyglądała jak porzucone archiwum, to po wstępnym ogarnięciu przeistoczyła się w prawdziwą krainę dziwactw... Ruda długo nie usiedziała na tyłku. Korzystając z okazji, że Niss jest zajęta, wstała i podeszła do okna. Kto wie, być może tak jak Cahir nie lubiła, kiedy tyka się jej rzeczy bez pozwolenia...* Bałagan? Kochana, widać, że nie zwiedzałaś za bardzo naszej cudnej tawerny. *Odpowiedziała, machnąwszy ręką. A zwłaszcza nory Hefana, dopowiedziała sobie w myślach. To złote trójnogie coś, co stało na parapecie z lufą wymierzoną w niebo, musiało być sporo warte. Tylko do czego służyło? Nie za wiele myśląc, schyliła się i przytknęła oko do węższego końca.* Ja pierdole! Jak blisko widać! *Zawołała, doprawdy zszokowana widokiem czerwonej planety tak dużym i wyraźnym, jakby ta była na wyciągnięcie ręki. I po konspirze... Mapy nieba nie za wiele jej mówiły, więc tylko na nie zerknęła, tak samo jak na upiorną wg niej rzeźbę ręki na... kółkach?* Matko... Jak możesz przy tym spać... *Mruknęła z niewyraźną miną, ale gały o mało nie wyszły jej z orbit na widok małej fabryki figurek. Już z daleka zdawało jej się, że jedna z nich przypomina tę pokrakę chochlika, ale wszystko stało się jasne dopiero przy bliższych oględzinach. Nie minęło parę chwil, kiedy buchnęła śmiechem, ujrzawszy niesamowicie trafną karykaturę Santorina.* Nissare, to jest genialne! Ooo... No nie, proszę Cię! Przód się zgadza, ale tyłek?! Bez przesady! *Zawołała, udając oburzenie, wskazując swoją podobiznę.* Ale jakie mam szałowe rzęsy...! *Nie spodziewała się takich rewelacji i to na początku spotkania! Zrobiło się podejrzanie cicho, kiedy Lily zlokalizowała figurkę Cahira. Oczy zaszły jej rozmarzeniem w czystej postaci, choć z jej ust nie schodził rozbawiony uśmiech. Zdaje się, że na chwilę odpłynęła w odmęty własnych myśli, wpatrując się w karykaturę kochanka. Zawstydziła się, przyłapana na gorącym uczynku przez Drakonautkę...* Gadasz! *Zawołała z niedowierzaniem.* Super, będę mogła od niego odpalać fajki, hihi... Dziękuję! *Uśmiechnęła się promiennie do Niss, przytulając małego "Cahira" jak pluszaka. O mało nie przyjarała sobie sukienki, bo przypadkiem dotknęła skrzydła...* Kurwa! Zupełnie jak... prawdziwy... *Mruknęła złośliwie, gromiąc wzrokiem figurkę. Pokiwała potakująco głową na propozycję picia z gwinta; kiedy Nissare otworzyła butelkę, pociągnęła sporego łyka. Lorze mina zrzedła na poruszony przez Drakonautkę temat. Rozbawienie sprzed chwil ponownie zastąpił stres. Spojrzała się z zakłopotaniem na smoczycę i podrapała się po ręce.* Widzę, że Ty tak prosto z mostu... No... więc... Ekhm... Chciałam Cię przeprosić w sumie... Byłam na Ciebie zła za Nimrę, a potem tak z zasady, że w ogóle tu jesteś... No i wypytujesz, czy my z Cahirem... Ale chyba wydajesz się być... w porządku... Tak myślę... *Spojrzała spode łba na Nissare, mając nadzieję, że takie wytłumaczenie jej wystarczy...*
OdpowiedzUsuń*Odetchnęła wyraźnie, ośmielona tak beztroskim podejściem Nissare do ich wcześniej nie za dobrych relacji. Co prawda wyszła na biorącą wszystko do siebie histeryczkę, ale rum nie pozwolił jej się tym przejmować. Wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się i pociągnęła kolejny łyk wybornego nadmorskiego trunku, który ubrał jej policzki w malinowy odcień. Chwilę potem nerwowo podrapała się po głowie w reakcji na wcale miłą prognozę Drakonautki odnośnie ewentualnego dalszego losu Nimry, gdyby ta przeżyła konfrontację ze smoczycą. Choć Lora nie miała zielonego pojęcia, czym są i jak wyglądają wiedźmokruki, obrazowy opis rozmówczyni nie pozostawiał wątpliwości - chyba lepiej dla świętej pamięci rusałki, że tak to się wszystko potoczyło...* Nie miałam pojęcia, że to tak mogłoby wyglądać... Bierz poprawkę na to, że wcześniej obracałam się tylko wśród ludzi, wcześniej ładna buźka oznaczała ładną buźkę, a teraz... Wszystko jest takie pojebane! *Zawołała, załamując ręce. Jakkolwiek pokracznie by to nie zabrzmiało, życie dziewczyny było o wiele bardziej poukładane sprzed wizyty w Uśmiechu... Ale czy lepsze...? Lora zapowietrzyła się i wlepiła zdumione spojrzenie w Nissare, kiedy ta wspomniała o Santorinie.* Co Ty nie powiesz?! Nie myślisz chyba, że to JA będę mu dostarczać tych witaminek... BRR! *Złapała się za szyję, wstrząśnięta wspomnieniem, które jak żywe stanęło jej przed oczami - wspomnienie tamtego dnia, kiedy to wampir odkrył przed nią swoją prawdziwą tożsamość, a ona ledwo co nie zeszła na zawał... Z wdzięcznością przyjęła swoją kolej na picie. Przestraszonym wzrokiem zbadała, ile jeszcze zostało rumu w butelce.* Mogłam wziąć dwie. *Burknęła bardziej do siebie, choć nie była pewna, czy aby przypadkiem smoczyca nie ma mocniejszej głowy. Jej już trochę szumiało... Z początku niechętnie zerkała na metalową protezę, ale z każdym słowem tłumaczenia Nissare przedmiot stawał się coraz mniej straszny. Jak się okazało, jego przeznaczenie było prawdziwie szlachetne, zostało stworzone, by pomagać ludziom... Zaskakujące... Pierwej wielbłąd przeszedłby przez ucho igielne niż Yvette uwierzyłaby w to, że smoczyca konstruuje protezy dla kalek.* Myślę, że powinnaś spróbować! Ni w ząb nie znam się na leczeniu, ale gdyby to faktycznie zadziałało, nastąpiłby przełom! I już nie wspomnę, że zarobiłabyś fortunę! *Podeszła do zagadkowego mechanizmu i nie zdejmując go z "wystawy", wsadziła jeden palec do kółeczka i bardzo delikatnie poruszyła nim. O mało nie krzyknęła, kiedy ręka posłusznie zareagowała. Chwilę jeszcze się bawiła i zwlekała z nawiązaniem do ostatnich słów rozmówczyni. Sięgnęła ku podwiązce, gdzie obok sztyletu spoczywała papierośnica.* Mogę zapalić przy oknie? Czy idziemy na dwór? *Zagadnęła, wskazując na papieroska. Nie czekając na odpowiedź, rozejrzała się dyskretnie, po czym nachyliła i szepnęła* Nie przepraszaj, nerwów sobie trochę napsułam, ale to w moim przypadku nic nowego. Nawet mam do Ciebie właśnie parę pytań odnośnie tego całego... Przenoszenia... Magii... No sama wiesz. Bo Cahir powiedział, że być może, ja przez to, że z nim... teges... To będę mogła... Czarować. *Ostatnie słowo wypowiedziała tak cicho, że Niss ledwo je usłyszała. Lora miała minę przy tym taką, jaką ma zdrajca planujący zamach stanu w piwnicy przy świeczce. Oczy jej lśniły jak kotu w nocy...* Tylko wiesz, ja nie chcę jakieś nie wiadomo co... Może umiałabym... Zapalić fajkę... Tak z powietrza... Na burdel Yvette o czym ja w ogóle mówię! *Zawołała nagle, wlepiając w Nissare zdumione a zarazem przerażone spojrzenie. Wyglądała, jakby właśnie wyrosła przed nią jej matka we własnej osobie, demaskując jej niecne, niemoralne zamiary...*
OdpowiedzUsuńTaaa... Dziękuję. *Odburknął elf, odprowadziwszy szpetnego stwora krytycznym wzrokiem. Czy wszyscy w Cheronie byli tacy mili?* "Choroba... Że jaka?" *Smok spojrzał na Nissare spod przymrużonych ślepi. Wczepił się w pokład statku tak mocno, że końcówki zaostrzonych szponów niebezpiecznie wpiły się w drewno. Skrzywił się poirytowany, kiedy któryś już raz z rzędu Nissare pyrgnęła go skrzydłem i odpłacił się pięknym za nadobne, sprzedawszy jej niezbyt silnego kuksańca; zachwiał się przy tym niebezpiecznie, po czym znów przypadł do ziemi, ażeby tylko odzyskać równowagę. Łypał naokoło zaniepokojonym wzrokiem, a miał nieodparte wrażenie, że z każdym jego ruchem statek przechyla się to w lewo, to w prawo.* "Czy ja dobrze usłyszałem? Nieprofesjonalne?! Gdybyś mnie przeniosła bez łapy, albo skrzydła, znalazłbym Cię na końcu świata! Co się dziejeee?! *Ryk smoka został stłumiony przez przeraźliwy gwizd powietrza, który zabrzmiał chwilę przed nastąpieniem niebezpiecznego przechyłu pojazdu. Malgran próbował doskoczyć do burty, lecz nie zdążył się jej złapać, bowiem smoczy szpon zatrważająco blisko nogi przybił go za portki do pokładu, zatrzymując w połowie skoku. Przez chwilę był przerażony przypuszczeniem, że chyba się podarły na tyłku... Zaśmiał się, choć nie było tego słychać na tle trzeszczenia i wrzasków hefano-podobnego stwora, na widok miny Eldara, który pewnikiem teraz odmawiał modły do wszelkich możliwych bóstw... Elf odetchnął z ulgą, gdy Nissare wreszcie go puściła. W pośpiechu oporządził się i upewnił, że jego gacie jednak są całe, no, oprócz sporej dziury na nogawce. Za to smok nagle sflaczał i padł na pokład okrętu, czym wprawił go w drżenie. Burknął coś, wydał z siebie niepokojący bulgoczący dźwięk i położył łeb na deskach.* "Ja... Muszę odpocząć..." Cahir Cię nie przerósł, a to tak? *Eldar zakrył pysk skrzydłem w reakcji na wyrzekania chochlika, nie wiadomo, czy ze wstydu, czy na znak, by dano mu święty spokój. Malgran kiwnął głową i wykonał polecenie Drakonautki, choć z czystego przyzwyczajenia począł gramolić się na grzbiet. Zbesztany jak niesforny dzieciak szybko zreflektował się; chwilę potem podążał ze smoczycą w niezbadane czeluście niesamowitego wynalazku...*
OdpowiedzUsuń*TO było czymś zupełnie innym od lotów, jakich doświadczał na grzbiecie Eldara. Tego przeżycia chyba nie można było nawet nazwać lotem, ale... jazdą? Nissare poruszała się w sposób nieprzewidywalny i z pozoru chaotyczny, przysparzając Malgranowi niemało kłopotów z utrzymaniem się. Miała śliską, gładką skórę, na której ślizgał się niemalże jak po lodzie, a najbliższego kolca nie mógł sięgnąć... Mimo to spośród tego całego szaleństwa wyłaniał się zrozumiały cel. Drakonautka wykorzystywała magię nieznanych elfowi mechanizmów, by przetransportować ich w głębsze czeluście podniebnego molocha. Na dęby Elenael, ileż tu było czystego kunsztu inżynierii! A może czegoś jeszcze? W niewytłumaczalny dla jego umysłu sposób nie mógł wyczuć obecności zaklęć, usłyszeć postękiwań spracowanych do granic niewolników. To wszystko działało "samo". Kiedy wreszcie mógł, zeskoczył na platformę i rozciągnął mięśnie ramion, które zesztywniały od kurczowego trzymania się smoczycy podczas tej szalonej przejażdżki. Nadal nie mógł wyjść z podziwu, jak ogromny był okręt i jakże zaawansowana była cywilizacja Drakonautów, skoro potrafili oni wybudować tak potężne machiny. Nissare przerwała mu w połowie myśli. Na uwagę o parze zdołał jedynie albo i aż pokiwać głową z uznaniem. Zdążył zwiedzić kawał świata, ale czegoś takiego jeszcze nie widział... Podróż minęła zadziwiająco szybko. Na widok półokrągłych wrót mężczyzna spojrzał się za siebie, w oczekiwaniu na instrukcje smoczycy i zmarszczył brwi, widząc, że Nissare zdążyła wrócić do swojej ludzkiej formy. Mogła ostrzegać, jak to robiła... Niełatwo przyzwyczaić się do czyjejś dwupostaciowości! Żeby wrażeń na jeden dzień było mało, elfowi dane było zobaczyć kolejny zapierający dech w piersiach widok. Ogromny kryształ, hipnotycznie obracający się wokół własnej osi, ujarzmiony grubym szkłem kulistej konstrukcji, rzucił granatowy refleks na twarz leśnego. W jednej chwili elf przypomniał sobie podobny, choć szmaragdowy blask kryształów Vii, które to oglądał podczas pierwszej w swojej życiu misji pod sztandarem smoczego Zakonu. Chwilę stał jak urzeczony, ślepy na resztę szczegółów, obserwując jak pajączki wyładowań przebiegają po gładkiej powierzchni, aż w końcu postąpił parę kroków wgłąb pomieszczenia, celem bliższej analizy niesamowitego zjawiska. Dopiero teraz dostrzegł mniejsze kryształy, krążące wokół większego pobratymca niczym planety wokół głównej gwiazdy oraz metalowe pierścienie. Cokolwiek to było, było fascynujące. Z chęcią dowiedziałby się, do czego służyło. Na scenie pojawiła się kolejna postać. Mężczyzna niechętnie przeniósł wzrok z granatowego kryształu na Mekę, ale widok tego gościa był nie mniej zadziwiający. Choć leśne elfy nie dorównują wzrostem wysokim, nocnym bądź krwawym, Malgran odznaczał się wyjątkowo dużym wzrostem wśród pobratymców; mimo to przy siwowłosym wyglądał jak knypek. Nie przymierzając, miał okazję poczuć się jak Hefan, bądź XaXa, bowiem musiał zadzierać głowę, by spojrzeć na twarz nieznajomego. Było to dlań uczucie obce i dość... krępujące. Teraz rozumiał, dlaczego w dzień wylądowania w tawernie Nissare powitała go tak, a nie inaczej...
Usuń*Elf marszczył brwi, próbując zrozumieć choć strzępek burzliwej wymiany zdań między smoczycą, a białowłosym. Szybko porzucił wszelkie próby, miał wrażenie, że gadają w zupełnie innym języku. Hmm. Ciekawe, czy elf też był Drakonautą? Ta biała koszula wpuszczona w portki do złudzenia przypominała mu styl Atona. Ten też się tak nosił, choć bardziej w szarościach, no i w barach był dwa razy szerszy... Aż podskoczył na dźwięk swojego imienia i kiwnął głową.* W porządku. Zaraz. To jest silnik? Witaj, jestem Malgran, jeździec Eldara. Killinthorczyk. *wzruszył ramionami na brak zainteresowania ze strony wysokiego osobnika i podszedł bliżej kryształu. Parę kroków wystarczyło, by mógł odczuć rezonans bijący od pola generowanego przez artefakt. Głos nieznajomego był nieprzyjemny w swym chłodnym tonie, drażniący.* Bez obaw. Nie będę wtykał paluchów tam, gdzie nie potrzeba. *Odburknął. Wszyscy tu brali go za debila. Może i posługuje się łukiem, a nie napędzanym parą mechanizmem strzelającym nie-wiadomo-czym, ale to nie znaczy, że zatrzymał się w rozwoju na poziomie przydennej gąbki... "Rany, to miejsce jest ogromne! I o wiele tu przyjemniej, niż na górze." Zamkniesz wreszcie pysk, mięczaku? *Już zza drzwi słychać było przemiłą rozmowę Eldara z zeźlonym chochlikiem. Kiedy za smokiem zamknęły się drzwi, ten począł gadać jak najęty o przebytej podróży; dopiero po dłuższej chwili zwrócił uwagę na kryształ i resztę osób w pomieszczeniu. Łypnął podekscytowany na ogromną wagę, ale gdy Mekalis nakazał mu wejście na szalę, ten zrobił powątpiewającą minę. "Taca" nie wyglądała solidnie, ale cóż, ich sprzęt, ich decyzja, ich odpowiedzialność. Trochę niedbale wgramolił się na urządzenie, podejrzliwie spozierając do góry na łańcuch w oczekiwaniu, aż się zerwie... Ale nie. Wysoki elf uruchomił machinę, która zasyczała niczym rozeźlona bestia i wykonała swoje zadanie.* "No i co, no i co?" Wybacz, Meka, ale naprawdę nic z tego nie rozumiem... *Wymruczał elf, patrząc na wręczone notatki, które wyglądały tak podobnie do demonicznych run, które widział w księgach, że aż mu się zrobiło dziwnie... Kiedy padła straszliwa diagnoza, w pomieszczeniu zaległa cisza tak niezręczna, że powietrze można by było kroić nożem...* "Myślę... Myślę, że wkradł się tam jakiś błąd..." *Zaczął nieśmiało smok, wysunął rozdwojony język jak u węża, po czym począł oglądać się ze wszystkich stron.* "Przecież... nie jestem... Gruby!" *Malgran nie wytrzymał i parsknął śmiechem tak głośnym, że aż echo poszło. Eldar zgromił go wzrokiem, a ślepia zajaśniały mu jak supernowe.* "To jakiś błąd! Powiedz mu, żeby zważył mnie jeszcze raz." *Malgran zakrył usta ręką, próbując stłumić kolejne parsknięcie, ale średnio mu to wyszło.* Nie marudź tylko pogódź się z prawdą. Nie martw się, poćwiczysz trochę i zgubisz. Teraz ja, tak? "Żądam ponownego badania!" Ja też na tej szali, czy masz dla mnie coś mniejszego?
Usuń*Wyprężyła się wcale nie bez dumy. Schlebiał jej fakt, że wszyscy dookoła doskonale wiedzą, jak bardzo Cahir jest o nią zazdrosny. Wieści roznoszą się szybko; jak całkiem niedawno spotykała się z obraźliwymi komentarzami pod jej adresem i nachalnymi próbami przywrócenia jej do dawnego zawodu, to teraz była cisza, jak makiem zasiał. Miała spokój i Cahira - całkiem pasował jej ten "celibat". Choć zdawało się, że na chwilę posmutniała, szybko odegnała przykre myśli i zmarszczyła nos, ponownie skupiając się na rozmowie.* Taa, niestety wiem, o których butelkach mówisz. Ten głupek Santi wcale mnie nie powstrzymywał, kiedy pewnego razu się na taką jedną połasiłam. *Wystawiła język i wskazała na niego palcem, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, dobitnie wskazując, że rzyganie po tym miała równe...* Hmm, mówisz, że nasz nietoperek nie ma apetytu... A to ciekawe... Nie uwierzę, że mu się dziewice znudziły! *Zawołała, udając dobitnie zmartwioną.* Może powinien coś zmienić, bo biedak popadł w rutynę, na przykład... Tym razem... Jakiś ładny chłopaczek?! *Zachwycona własnym pomysłem wypaliła tak głośnym śmiechem, że aż kretyńskim - co było niezbitym dowodem na stan porządnego upojenia. A kiedy Niss pozwoliła jej palić w mieszkaniu, wyszczerzyła się jeszcze bardziej i o mało nie przegibnęła przez parapet, na którym się usadziła, przy otwartym oknie.* Nareszcie jedna normalna! Smoki są fajne! *Wykrzyknęła i z namaszczeniem zapaliła fajkę, zaciągnęła się porządnie i wypuściła dym nosem, robiąc przy tym zeza i pseudo-groźną minę, co chyba miało gada imitować... Znów parsknęła niedziewczęcym rechotem, a kiedy sięgnęła po butelkę i ta okazała się pusta, w jej oczach na chwilę błysnęła iskra strachu.* Do cholery, przecież jesteśmy w tawernie! Ale czekaj, mam chyba coś jeszcze u siebie... Zaraz wracam! *Pobiegła do drzwi, po drodze gubiąc buty. Przez minut parę z korytarza dobiegał taki rumor, jakby paru chłopa tarzało się po podłodze, po czym do pokoju wparowała Lora z istną rudą burzą na głowie, z dogasającym szlugiem w zębach, trzymająca triumfalnie zakurzoną butlę.* Mam wino! *Może i ktoś mógłby się przejąć, że mieszanie alkoholi to niezbyt dobry pomysł, ale nie pijane dziewuchy! Dała Nissare do odkorkowania, po czym odgasiła kiepa w jakimś naczyniu podetkniętym przez smoczycę.* Pewnie, że przyjdę... Yy... Ale mówisz, że Eldar... To ja chyba nie mogę... *Zakłopotała się nagle i przygryzła wargę, doskonale pamiętając, że Cahir ma z gośćmi z daleka na pieńku i bardzo źle reagował nawet na jakiekolwiek o nich wspominki, także wolała ograniczać z nimi kontakty... Kiedy temat zboczył na "zakazane tematy", Lora nachyliła się konspiracyjnie, a minę miała taką, jakby właśnie zdradzano jej najgłębiej skrywaną tajemnicę... Albo najgorętszą plotkę.* Oj Niss, z Cahirem to nie jest wszystko takie proste! Także odfajkuj się, dobrze?! *Syknęła, ale wcale zeźlona, bardziej zawstydzona - machnęła ponaglająco ręką, by zmusić Drakonautkę do przejścia do rzeczy, po czym nadstawiła uważnie ucha. Z każdym słowem oczy jej się robiły coraz większe, a kiedy usłyszała o krwi, otworzyła gębę ze zdumienia i tak zamarła. Kiedy się ocknęła, drżącą ręką sięgnęła po kolejnego papierosa.* O kurwa... To dopiero perwersja, żeby tak krew... Matko! *Zapiała, nie bardzo wiedząc, czy wizja picia krwi kochanka ją odstręcza, czy wręcz... przeciwnie...* Nissare, ale to pojebane, mam jeszcze gorszy mętlik w głowie! Może jednak dam sobie spokój. *Westchnęła z rezygnacją. Kto by pomyślał - jeszcze parę miesięcy temu uciekałaby od wszelkich magiczniaków, a teraz było jej trochę żal, że sama nie będzie mogła czarować... No bo picie krwi Cahira nie wchodziło w grę... Prawda?*
OdpowiedzUsuńI zajebiszcie, hyp, skromni! *Zakończyła Lora, kiwając z przekąsem głową, po czym wzniosła toast na cześć wszystkich Drakonautów i dossała się do butelki z winem. Dopiero Nissare w dość brutalny sposób odciągnęła ją od "źródełka", a konkretniej złapała za butelkę i pociągnęła z niecierpliwością w swoją stronę, przez co Lora nie zdążyła dopić ostatniego łyczka i polała się wprost na biust. Gdyby dziewucha była trzeźwa, ów wypadek miałby katastrofalne skutki w postaci wielogodzinnego darcia papy, wyrzekania oraz strzelenia focha; za to teraz Lily jedynie spojrzała się po sobie, coś zabełkotała i po raz niezliczony parsknęła dzikim rechotem.* Ty... gupi szmoku, Cahir to nie bele kto, on umie szarować, hyp, najlepiej na szwiecie i mnie w ż,,,ż,,żabisko zamieni! Ale jak mnie obronisz, to pszyjde! *Śmiechów i chichów było co nie miara, kiedy Nissare klapnęła swoim pełnym tyłeczkiem w stertę notatek, wzbijając chmarę kartek w powietrze. Pośród tej całej zawieruchy, nieoczekiwanie zza winkla pojawił się widok nie należący do najprzyjemniejszych, szczególnie wieczorem, a mianowicie skrzywiona gęba Hefana. Stwór posiniał niebezpiecznie, jego skóra wahała się, czy przejść w chłodny błękit, czy brudny fiolet, a to nie zwiastowało niczego dobrego.* CO WY TU DO KURWY NĘDZY WYPRAWIACIE?! Co za chędożone niemoty, cała buda się trzęsie od tych waszych zabaw, tfu! Osz ty w... *Chochlik prawie odgryzł sobie jęzora, kiedy nagłym zrywem, w ostatniej chwili spierdolił przed nadlatującą w jego stronę szpilką. But rąbnął o ścianę, odbił się i poturlał w dół schodów, w towarzystwie głuchego hałasu i szpetnych przekleństw niebieściucha...* Szkoro tak mówisz - to bede magikować po wsze czasy, HYP! *Kontynuowała rozmowę Lora, jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnęła się najzalotniej jak potrafiła, co w obecnym stanie oczywiście wyszło średnio, po czym odchyliła się do tyłu i cała zadowolona poczęła wymachiwać na wszystkie strony gołą stopą...* Do... hyp... miasta? Tosz to daleko f chuj! Nie utszymam się, teraz, hyp, na kobylim grz...grz...gszbiecie... Ale to muszę się pszebrać, koniecznie! *Choć trudno było zrozumieć, czy Lorze pomysł kontynuacji imprezy w mieście przypadł do gustu, czy nie, można było zakładać, że toczy się w niej bitwa głosu rozsądku z głosem procentów...*
OdpowiedzUsuńJUPII! *Zawołała wesoło unosząc do góry ręce, w reakcji na obietnicę ochrony złożoną przez Niss. Co jest bardziej zajebistego od smoka-ochroniarza?! Chwilę potem Lora leżała na ziemi z nogami w górze, bo za bardzo się przegięła i spieprzyła się ze stołka, na którym wcześniej przysiadła. W towarzystwie chichotu i niezrozumiałego bełkotu, po zaciętej walce z niesprzyjającą grawitacją, w końcu się podniosła i stanęła pokracznie krzywo, przenosząc cały ciężar ciała na gołą stopę, o mały włos nie wywracając się znowu...* Ćśśś, to szekret! Njie mów nikomu! *Skarciła ją unosząc wskazujący palec do ust, po czym znowu roześmiała się w głos. Za to zatkało ją, jakby ktoś ją za gardło złapał, kiedy usłyszała, co Drakonautka planuje.* Na... szmoku...? Na... szmoku... Szmokiem... Że cooo...? *Szeptała, próbując wydusić coś na głos, ale bez skutku. Rzępoliła jak stara wiolonczela, nie mogąc wydać z siebie ani jednego słowa sprzeciwu, aż w końcu Nissare wydała zarządzenia i zniknęła za winklem. Lily złapała się za głowę, ale posłusznie podążyła w kierunku swojego pokoju, książkowym zygzakiem, obijając się o ściany...*
OdpowiedzUsuń*Lora z wesołością godną sześciolatki wywalała kolejno coraz więcej rzeczy z szafy, nie mogąc zdecydować się, w co się ubrać. W końcu zaczęła gadać do siebie.* Njee, to za ciepłe jest, cholera jaszna no! Nje, za ciemne... Osz kurwa to jeszt podarte na dupie, muszę to zeszyć, hyp! Ooo, mam! *Zdaje się, że gdyby była trzeźwa, w życiu nie wybrałaby tej sukienki na ówczesny wieczór. Kanarkowo żółta, zdecydowanie za krótka, z odkrytymi plecami, ozdobiona po bokach wyszukanym, geometrycznym wzorem złożonym z wściekle skrzących się cekinów. Wyglądała w niej bardziej jak cyrkowa akrobatka, niż lala gotowa na podbój nocy... Ale któż by się tym przejmował! Jedynym dowodem na to, że nie porzuciła jeszcze resztek rozsądku był fakt, że ubrała fikuśne, cytrynowe buciki z odkrytymi palcami na płaskim obcasie, a nie szpilki. W końcu miała latać na smoku! Szkoda, że nie pomyślała o tym przy wyborze kreacji...*
*Próbowała jak najszybciej dostać się na dół, bo dźwięki właśnie dziejącej się demolki ją zaniepokoiły - ale w obecnym stanie nie było to łatwe. O mało nie zjechała na tyłku po schodach tak jak wcześniej Nissare, ale w ostatniej chwili złapała się poręczy. Kiedy zobaczyła, co Drakonautka zrobiła z drzwiami wejściowymi, złapała się za głowę i pobiegła do wyjścia.* Mamy pszejebane!!! Ale piździ! *Kiedy zobaczyła smoczycę w pokracznej pozie ryknęła śmiechem, ale już po chwili nie było jej tak wesoło. Robiła głupie miny, przymierzając się do wpełznięcia na to wielgachne stworzenie, nijak nie wiedząc, jak to zrobić. W końcu po którymś z kolei ponagleniu podskoczyła i poczęła mozolną wspinaczkę na plecy Nissare, ale nawet ludzie gór mieliby z tym problem. Wydawała z siebie przy tym tyle pisków i zawołań, że niejednego rozbolałaby głowa...* Niss, masz taką szliską skórę! Za częszto robisz zł...złuszsz...szczanie! Poszyczę Ci balsam z bendopenda, tylko mi pszypomnij! Co?! Tak wysoko?! Jak szpadnę to się zabiję! *Przez chwilę Lora nawet zastanowiła się, czy aby podróż na pijanym smoku jest na pewno bezpieczna, ale w końcu machnęła ręką i wgramoliła się za rogi Niss. Wypięła się dumnie przedrzeźniając rycerza. Co z tego, że widać było jej pół tyłka, kiedy tak rozkraczała nogi, ale wydawała się tym zupełnie nie przejmować, nie tak jak Kogita, kiedy musiała dosiąść Eldara...* Dobra, tszymam się! Leciiiiiiiiiim!
* Wiedział czym jest ból a i blizn pare by się znalazło, to że potrafił go ignorować nie znaczyło że mógł się go wyzbyć. Cholera nie dość że wyszczekana to jeszcze kąsać potafi, patrzcie jakie tu ostre kobiety podają, może i by się uśmiechnął ale jakoś te palce nie dawały mu możliwości. Dla niepoznaki wypuścił powoli jaczkolwiek dobitnie powietrze nosem kontrolując się by zignorować ból, nie było to łatwe a jednak w walce adrenalina robiła swoje. Zaintrygowała go, zirytowała ale i zaintrygowała. Cóż z drugiej strony zawsze te najmniejsze były najbardziej wyszczekane i agresywne. Czyżby taki system obronny? Faktem było to iż niewiele kobiet w stolicy było go w stanie zainteresować a jeszcze mniej przykuło jego uwage na tyle by je zapamiętać a tej kruszynce się udało, Cóż kolejna sprawa która warto będzie się zainteresować w przyszłości. Zanim jednak zwrócił uwage na Nissare obiegł wzrokiem po pozostałych* Tępy humor?* położył nieco teatralnie dłoń na sercu* Ała* ból już puścił na tyle by mógł posłać obecnym krótki uśmiech zerknął na Santorina, chyba nie chciał drążyć tematu jej cnoty*Cóż widać że ma łeb na karku zamiast czekac na pacjentów próbuje tworzyć ich sama*rzucił krótko z uśmiechem. Tyle sie działo a tu znowu kolejna barwna postać przyłączyła się do rozmowy Nissare, całkiem ładna choć jak na jego standardy nieco zbyt wyzywająca, z pewnością ciekawa postać, podrapał się długimi szponami po karku puszczając kolejne kółko z dymu, obserwował je przez chwile by spowrotem wrócić do rzeczywistości, ogon z wolna kołysał się w tę i we wtę jakby niesiony podmuchami wiatru.* Bo najważniejszy jest umiar* skwitował krótko stan dziewczyny i przeczesał wolną reke swa srebrną czupryne ukradkiem zerkając na jej tyłek*
OdpowiedzUsuńHalabardą powiadasz?* cóż bynajmniej zrozumiał na wpół wybełkotaną groźbę, ale… no właśnie. Nie mógł traktować poważnie kogoś kto ledwo trzymał się na nogach. Cóż może być ciekawie* A masz jeszcze siłę na takie figle? Swoja drogą ciekawy fetysz* przeczesał dłonią włosy jakby od niechcenia. Cóż w tym miejscu rzeczywiście każdy chciał zabić każdego a sam niezbyt miarowy oddech mógł doprowadzić do awantury, najwyraźniej. Przynajmniej nie wyjdzie z wprawy, wkońcu regularny trening to podstawa . Nie bardzo wiedział co sądzić o tym jakże dziwnym pokazie kobiety, dym? Nie było to zbyt normalne, chociaż co w tej karczmie było normalne? Wampir właściciel? Nie sądze. Chochlik Zastępca? No raczej nie. Przybytek nie był normalny więc i sam zespół normalny być nie mógł, niemniej jednak oglądanie jej tyłka było za ciekawe żeby tak szybko sobie odpuścił, postanowił zatem robić to dyskretnie być może rzadziej. Pociągnął znowu z fajki wypuszczając dym tym razem już nie w formie kółka a zwykłego strumienia z nosa. Może o to chodziło w sztuczce kobiety? Nie widział co prawda u niej niczego co można by uznać za przyrząd do palenia ale kto ją tam wie. Mniejsza. Bardziej skupił się jednak na niewielkiej awanturze przy drzwiach która wybuchła pomiędzy wieśniakami. O co poszło? Kto ich tam wie, o plony? kobietę? A może po prostu doszli do wniosku że warto byłoby dać sobie po ryju bo cosik się dyskusja nie klei? Pal licho powód ważne jednak , że wkońcu zaczęło się dziać, pomijając oczywiście wszechobecny zgiełk, burze zapachów, zaczynając od tych rynsztokowych po te mamiące zmysły i wodzące na pokuszenie. Ileż można oglądać jak ktoś żre i pije? Z pewnością wszystko zależy od osoby ale bez przesady. Potrząsnął głową jakby porzucając donikąd idące myśli i skupiając się na rozwoju akcji, jego srebrne włosy zatańczyły niczym leśne rusałki . Można by rzec że pochłaniały słabe tylko w jednym celu by oddać je światu pełniejszym. Roztaczał wokół siebie dosyc specyficzna woń piżma, mocną, dziką i hipnotyzującą przy bliższym i dłuższym poznaniu. Nie należał do ludzi pysznych czy przepełnionych przepychem, owszem nie obce były mu zagrywki takich ludzi, chcąc nie chcą musiał się w tym towarzystwie obracać kiedy wykonywał bądź przyjmował zlecenia a jednak nigdy nie chciał się przystosować, był jaki był i nie zamierzał się zmieniać . Albo komuś to pasowało albo nie, on stety niestety miał w dupie opinie innych.
OdpowiedzUsuń[ Cóż dobre rady zawsze są przeze mnie mile widziane, co do dobrego czy złego pomysłu… Nie wiem ale odniosłem dziwne wrażenie że lepiej będzie pociągnąć to na zasadzie grupowej niż odpisywanie każdemu czego innego bo rozbijałbym to na kilka odrębnych scenariuszy tej samej sytuacji. Wracając nie znam tutejszych zwyczajów ale jeżeli tak robicie to dlaczego by nie? Jakosc i ilość, jeżeli tak to odebrałaś to prostuje broń boże moim zamiarem nie było tworzenie ilości bez jakości jeśli i/lub tak to wyglądało to postaram się to zmienić. Bez usprawiedliwiania się dawno nie pisałem i moje odpowiedzi mogą być troche sztywne i błache ale myśle że za niedługo rdza puści. Reasumując, dziękuje ci za koleżeńską radę i postaram się poprawić :) Wkońcu chodzi o dobrą zabawe nas wszystkich, postaram się jak najszybciej zorientować w waszych zwyczajach i nie odstawać od reszty :) ]
*Malgran w katorżniczym skupieniu próbował zrozumieć choć skrawek zapisków nieznajomego, zaglądając mu przez ramię. Oczywiście mu się nie udało, ale było coś uspokajającego w sposobie, w jaki elf pracował. Widać było gołym okiem, że zna się na swoim fachu jak nikt i poświęca mu się bez reszty. Za to Eldar czekał jak na szpilkach na werdykt, być albo nie być między dalszym bezkarnym zajadaniem się lokalnymi przysmakami a... dietą?! Malgran uśmiechnął się złośliwie i zachichotał pod nosem, bo faktycznie Meka popełnił błąd, ale tak niewielki, że w obecnej sytuacji nie miał znaczenia. Gad wypiął się dumnie i pokręcił przecząco łbem.* "To mięśnie. Jestem po prostu dobrze zbudowany!" Ta, jasne. Niech Cię dalej Santorin karmi tymi swoimi... pomarańczami, to do czasu zbudowania machiny, która ma nas przenieść do domu, zdążysz przytyć tyle, że nie zmieścisz się do portalu. "Nie bądź taki mądry! Zobaczymy, ile Tobie wyjdzie!" *Kiedy zakończono procedurę ważenia Malgrana, Meka nie powiedział mu, jaki był wynik badania i po prostu sobie poszedł.* Widzisz, najwidoczniej wszystko ze mną w porządku. *Mruknął jasnowłosy i podniósł brew, zakładając ręce na piersi.* "Myślę, że po prostu nie chciał Cię martwić." Nie myśl za dużo, bo się zmęczysz... *Wtem tak huknęło, że Eldar wzdrygnął się i wyszczerzył, gotów by zmierzyć się z nowym zagrożeniem, a elfa otumaniło na dobre parę sekund. Kiedy odzyskał słuch, spojrzał ku górze, ku upiornie wyglądającym ramionom, które powoli, niczym macki ogromnego monstrum, wyciągały się w kierunku kryształu silnika. Ten również począł się podnosić, aż wreszcie wszystkie składowe połączyły się w jedną machinę tajemniczego przeznaczenia, w towarzystwie licznych niesamowitych zjawisk. Smok ryknął przeciągle, groźnie, w reakcji na jedną z błyskawic, która rąbnęła bardzo blisko niego. Oczy jarzyły mu się jak zorza rozświetlająca bezkresne nocne niebo. Elf za to czuł, jakby sam Eldar usiadł mu na piersi; tracił oddech od ciężkiego, naelektryzowanego powietrza. Po jego ciele i włosach co i rusz przebiegały pajączki wyładowań. Czuł się, jakby sama magia zmaterializowała się w jego sercu, płucach, rękach i nogach, jakby chciała się wyrwać za wszelką cenę z jego ciała, rozerwać go na części. Widział jak przez mgłę, że ktoś go wyprowadza z pomieszczenia, a głuche pomrukiwania towarzysza zdawały się tak odległe, jak burza oddalona o kilometry. Ów stan minął jak za sprawą zaklęcia, gwałtownie, wraz z zatrzaśnięciem drzwi, choć ustanie nadzwyczajnej mocy skondensowanego eteru było tak samo nieprzyjemne, jak jej pojawienie się. Poskutkowało to rozdzierającym kaszlem, który wstrząsnął elfem, choć na krótko. Na pytanie Nissare, Malgran głośno nabrał tchu w płuca i odetchnął, po czym pokiwał twierdząco głową. Chwilę później ruszyli w kolejną podróż przez czeluście statku, który zdawał się przeczyć wszelkim prawom tego świata. Przypominał bardziej latające miasto, niźli okręt. Zastanawiali się, czy uda im się obejrzeć choć połowę tego, co skrywa w sobie moloch. Słuchali ze skupieniem Nissare, a w głowie elfa poczęły rodzić się niepokojące pytania. Kolekcjonowanie istot w samym swoim założeniu było kontrowersyjne, tak samo jak lekki ton Drakonautki, kiedy przyrównywała organizmy żywe do artefaktów. W jaki sposób lud ludzi-smoków "dopuszczał" obcych do swojego dorobku kulturowego? Siłą? Czy też wizją lepszego życia? Nie było czasu na zadawanie pytań, dlatego też Malgranowi pozostało mieć cichą nadzieję, że w każdym przypadku obie strony korzystają z ów swoistej współpracy, tak jak Meka. Elf uśmiechnął się pod nosem, choć gorzko. O ironio, Śnieżnemu poprzez swój przerażający brak emocji bliżej było do artefaktu, niż do istoty żywej...*
OdpowiedzUsuń*Kiedy przesiedli się z platformy do windy, a potem znowu na platformę, ich oczom ukazało się kolejne ogromne pomieszczenie, które skrywała Legata. Szczególną uwagę Eldara przykuły wpierw wielkie machiny z kopułą i lufami, a później stosy najróżniejszych surowców, wśród których nie zabrakło kamieni szlachetnych wszelkiej maści.* "Malgran, patrz! Czy to są mechaniczne smoki?" *Elf mu odpowiedział, ale gadał po próżnicy, bo gadzina poczęła wpatrywać się jak zauroczona w mijane stosy szafirów, szmaragdów, rubinów i innych kamieni, których nazw nawet nie znał. Musiał szybko się otrząsnąć, bo zakończyli podróż i podążyli za Nissare, która poprowadziła ich w dół schodów.*
Usuń*Błękitny blask aż kuł w oczy, dlatego też elf musiał osłaniać się uniesioną ręką, kiedy kierował się wgłąb komnaty. Smok zaś zamknął oczy i szedł na ślepo. Ryknął na prośbę Nissare, dzięki czemu zjawisko ustało. Wkrótce poznali kolejnego ze znajomków Drakonautki, ale przy nim wszelkie inne dziwy, jakie zdążyli zobaczyć podczas pobytu na statku, skurczyły się do zjawisk jak najbardziej normalnych. Diderot, jak się okazało, inżynier, który miał pomagać przy budowaniu ustrojstwa dla nich, zdawał się być jakąś nierealną hybrydą ciała z... maszyną?! Eldar zmrużył ślepia i bez krępacji począł obwąchiwać nieznajomego, a po chwili skrzywił się z takim zdziwieniem, jakby mu kto właśnie wbił szpilkę w tyłek. Malgran stał jak wryty, nawet nie zauważył podejrzanego zachowania towarzysza, chwilę się zastanowił, czemu Diter podał mu lewą dłoń, a nie prawą, lecz po chwili zaczął trybić i odwzajemnił gest.* Zwą mnie Malgran, a to Eldar. Wybacz, Diter, ale nigdy nie spotkaliśmy... Dobra, muszę zapytać - co Ci się stało? Jesteś połączony z... maszyną? *W tym momencie Eldar kichnął tak głośno i mocno, że aż stworzył mikro kriowybuch, który rozbłysnął na niebiesko tuż przy nozdrzach i zniknął, pozostawiając po sobie smużkę dymu. Gadzina potrząsnęła łbem i spojrzała się oskarżycielsko na inżyniera.* "Masz dziwny zapach! Ale poczekaj!" *Nagle odepchnął elfa na bok, chcąc, by Diter zwrócił wszelką swoją uwagę na niego.* "Może Ty mi powiesz, czy Nissare jest smokiem, który zamienia się w człowieka, czy człowiekiem, który zamienia się w smoka. Mnie nie chce powiedzieć!"
*Leśny sapnął głucho po spotkaniu z posadzką, jakie sprezentował mu Eldar. Leżąc na boku zmarszczył brwi i pokręcił głową. Niech duchy mają w opiece tego łuskowego skurczysyna, bo jeszcze jeden taki wybryk, a urżnie mu te jego poroża i powiesi nad kominkiem... Chwytając się resztek cierpliwości wstał, otrzepał z brudu i kurzu, a tego w tym miejscu siłą rzeczy było dużo, po czym skupił całą swoją uwagę na Diderocie. Malgran szybko się zorientował, że wywód na temat właściwej istoty Drakonautów zmierzał w złym kierunku... Eldar w reakcji na pytanie cyborga żachnął się i wypiął dumnie pierś.* "Żartujesz?! Może i bym się nauczył, ale po co miałbym się zniżać do waszego poziomu? Ja nie muszę pracować przy tych hałasujących maszynach, ale siać trwogę w sercach wrogów! Jak miałbym ich wystraszyć będąc takim malutkim?!" *Zawołał, patrząc się na nich obu znacząco, z wyraźną kpiną zarysowaną na pysku. W odwecie elf dźgnął go między żebra, z siłą wystarczającą, by spuścić z niego powietrze.* Jak się tak będziesz nadymał, to pękniesz. *Mruknął elf, uśmiechając się z wyraźną satysfakcją. Eldar pogroził mu jedynie spojrzeniem, takim w stylu "policzymy się później", po czym ponownie oboje skupili się na dalszej opowieści inżyniera. Tak... Rozmowa zdecydowanie zmierzała w złym kierunku... Z czasem Malgrana poczęło rozpraszać podejrzanie dużo elementów otoczenia, które nagle z wyjątkową żarliwością począł badać, zaś gadowi mina kwaśniała z każdym słowem. Nic dziwnego, że Nissare nie chciała zdradzać pewnych... szczegółów... Brunatnoskrzydły wytrzeszczył ślepia, kiedy Diderot zarzucił mu interesowanie się sposobem spółkowania Drakonautów* "Pytałem TYLKO i WYŁĄCZNIE z ciekawości!" *Ryknął, przytupując łapą. Jeszcze nie wiadomo co sobie pomyśli, cudzoziemiec jeden... Oczywiście Nissare była atrakcyjna, zarówno na standardy smocze, jak i ludzkie, ale zbyt niebezpiecznie blisko było jej do femme fatale. Wyglądała na taką, która wpierw rozkocha w sobie do szaleństwa, a potem wyrwie z piersi serce upolowanego nieszczęśnika i zgniecie, jeszcze bijące...*
OdpowiedzUsuńSmok przysiadł wygodnie na zadzie, a Malgran oparł się o bok towarzysza. Diderot gadał dużo, bardzo dużo, ale i niezmiernie ciekawie. Mieli szczęście, bowiem mieli okazję dowiedzieć się wielu cennych informacji o Hallderze, nietypowej rasie mimowolnie stworzonej przez Drakonautów, jak i również o samym inżynierze. Wierni słuchacze przeżywali opowieść razem z głównym bohaterem, krzywiąc się na makabryczne opisy rozległych uszkodzeń, jakich doznał castan po wypadku. Malgran zacisnął wargi w wąską kreskę, gdy nawiedziła go pewna myśl - czy on sam pozwoliłby się tak "naprawić"? Diderot sam w sobie wyglądał jak twór szalonego czarnoksiężnika i tak naprawdę zagadką pozostawała kwestia, jak obecność mechanizmów sztucznie przytwierdzonych do ciała na niego wpływa. I na jego psychikę... Z zamyślenia błyskawicznie wyrwał go widok zasłoniętego bielmem oka, który inżynier zechciał im pokazać. Malgran jedynie pokiwał głową albowiem inżynier niczego nowego mu nie powiedział. Magia nadal stanowiła główny temat dysput uczonych magów, ale jedno było pewne - była cholernie niebezpieczna, choćby i w najniewinniejszej postaci. Za to Eldar z ciekawością przysunął łeb i skrupulatnie obejrzał oko inżyniera, mrużąc gwieździste ślepia. Kiedy Diderot zadeklarował przystąpienie do pracy, Eldar jakby wyćwiczonym odruchem oddalił się i począł myszkować po pracowni. Zostawił gadanie Malgranowi, temu z tym lepiej szło. Leśny oparł się o ścianę i założył ręce na piersi, odchylił nieco głowę na bok. Spojrzenie zaszło mu mgłą, kiedy siłą wyobraźni oddalił się o setki mil stąd, ku mlecznemu zamkowi, okolonego górskimi łańcuchami.* O Killinthorze, a mianowicie jego południowej granicy. *Mruknął elf, przytknąwszy palce do skroni.* Nasz dom znajduje się przy samej granicy Killinthoru z Norninthorem. Jest to zamek odcięty od świata z jednej strony Wysokimi Górami Yiale, z drugiej lasami Hiskish i Rubidajil, które przecina rzeka Asphyria. Co byś chciał jeszcze wiedzieć, Diter? *Wtem rozległ się głuchy brzdęk, kiedy Eldar zrzucił coś ze stołu.* "Ups..."
Usuń*Malgran podążył za inżynierem, przyłożywszy zgięty palec wskazujący prawej ręki do podbródka, w geście głębokiego zamyślenia. Zastanawiał się, które to informacje pasowałyby wg Ditera do "kwestii praktycznych", skoro nie te, co przed chwilą podał. Na szczęście castan pospieszył z tłumaczeniem i szybko wyprowadził elfa na właściwy trop. Leśny sprawnie udzielił mu odpowiedzi na poszczególne pytania, aż w końcu Diter podszedł do jednego z wysokich nasypów i zdjął zeń niebieską płachtę. Ich oczom ukazał się idealny sześcian, złożony ze sztabek nieznanego elfowi kruszcu. W pierwszej chwili pomyślał, że to srebro, ale nie zdążył się nawet bliżej przyjrzeć, gdyż rozmówca podążył dalej, z nie do końca zrozumiałych mu przyczyn odrzucając surowiec. Zaraz podeszli do kolejnej hałdy, tym razem surowca w kolorze krwi, a następnie do nieobrobionego złota. Elfowi przeszło przez myśl, co tak zajęło Eldara, że jeszcze tu nie przylazł. Gad bezbłędnie wyczuwał błyskotki, które tylko znalazły się w zasięgu jego "chciwego zmysłu", jak zwykł mawiać Malgran, a teraz nie było go ani widu ani słychu.* Zatem tak... U nas, na południu Killinthoru, zima powinna trwać w najlepsze, co oznacza bardzo niskie temperatury, śnieżyce i potężne gradobicia. No i zapewne wieje, jakby kogoś powiesili, choć siła wiatru w Yiale potrafi zmieniać się z godziny na godzinę, więc nie jestem w stanie powiedzieć, jak jest w tej chwili. Powietrze jest raczej suche... *Zastanawiał się, czy Diter w ogóle go słucha, skacząc od jednej górki do drugiej, zapalczywie wygłaszając swoją naukową gadkę. Tak czy siak, widać było, że jest to właściwy castan na właściwym miejscu. Robota paliła mu się i w rękach i pod kopułą, aż miło było popatrzeć. Może był to trochę brutalny wniosek, ale Malgran nie dziwił się, że Nissare i inni Drakonauci zdecydowali się na "rekonstrukcję" Ditera po wypadku. Pewnie przez następne stulecia nie daliby rady znaleźć drugiego takiego inżyniera, z taką pasją i zaangażowaniem, gdyby castan się nie wykaraskał... Im dłuższy był ten ich "spacerek", tym coraz większa stawała się ich kolekcja sztabek. W końcu, oboje obładowani, skierowali się ku pracowni inżyniera. Diderot chyba wziął sobie za punkt honoru, by "przyuczyć" Malgrana do zawodu. Uczył go nazw wszystkich kruszców i ich właściwości, tłumaczył, co ma zamiar zrobić z tym całym dobytkiem, w jakiej kolejności... Leśny za wszelką cenę chciał nadążyć i bardzo się starał, w końcu wiedzy nigdy za wiele, a nóż widelec kiedyś mu się przyda, ale mimo najszczerszych chęci poległ gdzieś w okolicy Lazurytu. Mimo to kiwał zawzięcie głową. Zdawało się, że Diter od wieków nie miał z kim pogadać o swojej pracy... Oczekiwano od niego tylko efektów...*
OdpowiedzUsuńKoleżeńską, przyjazną atmosferę naruszyło nagłe pojawienie się Meki, ku zdziwieniu Malgrana, w towarzystwie Eldara. Elf trzymał smoka za róg, tak jak matka swoje niesforne dziecko za ucho, gdy coś przeskrobało. Smok między dukanymi tłumaczeniami sapał i prychał, wyraźnie skonsternowany postawą Meki. Malgran nie mógł się powstrzymać, by nie zajrzeć Diterowi przez ramię, gdy ten przeglądał segregator z danymi na temat Killinthoru (jak wyczytał z tytułu; na szczęście nie zdążył doczytać dopiski). Mignęły mu nazwy i rysunki znanych roślin i... mapa. Zdaje się, że była niedokładna i trochę jej jeszcze brakowało, ale mimo wszystko nasunęło mu się niepokojące podejrzenie o tym, jak daleko zapuszczają się hallderscy naukowcy. I dopóki chodziło tylko o wiedzę, wszystko było w porządku - ale sprawa będzie wyglądała zgoła inaczej, gdy Halldera zechce sobie poszerzyć swoje wpływy. Czy Ordo Corvus Albus i reszta Zakonów, ze Związkiem na czele byłaby w stanie podjąć walkę z tytanami nauki? Pradawna, pierwotna siła kontra technologiczny terror?* Eldar, Ty ślamazaro! Teraz będziesz tu siedział i odpracowywał. Skończyło się babci sranie, jak to mówią Cherończycy, nie będę płacił za Twoje wygłupy, nie zarabiam tu kokosów! *Żachnął się elf, żarliwie gestykulując tuż przed pyskiem Eldara. Meka wreszcie puścił smoka, na co ten otrzepał się jak pies po deszczu i warknął, ni to zły ni to skruszony.* "Kiedy ja tego nie zrobiłem celowo! Mocno się zepsuło? Na pewno nie jest tak źle, daj mi to!" *Nim ktokolwiek zdążył zareagować, smok zabrał z ręki Meki zniszczone ustrojstwo, o mało nie rozszarpując mu jej zakrzywionymi szponami. Mruknął, dmuchnął i wyraźnie zdeptany żyroskop z cichym brzdękiem "wrócił" kształtem na swoje miejsce, choć nie był to czar idealny. Widać było tu i ówdzie małe wgniecenia, no i nie wiadomo było, czy urządzenie jeszcze w ogóle będzie działać jak należy. Eldar nie znał się na magii tworzenia i ani myślał się przyznawać, że czar, którego przed chwilą użył, nauczyła go Almariel podczas przygotowań zamku do przyjęcia gości z Ordo Servi Proditor. To na wypadek, gdyby znalazł jakieś pokiereszowane miedziane duperelki, czy coś.* "Widzisz i po krzyku." *Rzekł beztrosko jak gdyby nigdy nic i wyciągnął w stronę Ditera żyroskop. Malgran przytknął palce do skroni i pokręcił głową zrezygnowany...*
Usuń"O i właśnie mamy niezbity dowód, że ta wasza cała nauka i postęp to nie wszystko." *Ogłosił wszem i wobec Eldar, tonem podstarzałego wykładowcy. Malgran spojrzał na niego z ukosa; był święcie przekonany, że smok bezczelnie go parodiuje.* "Gdybyście nauczyli się korzystać z magii, zaoszczędzilibyście sobie i bólu i czasu. Zamiast... leczyć się..." *Gad zawahał się przez chwilę, zapatrzył na metalową protezę Ditera, po czym kontynuował.* "...po wypadkach przy pracy, moglibyście im zapobiegać... Wystarczyłoby wyizolować niebezpieczny przedmiot..." *Uszkodzony żyroskop zadrżał i leniwie uniósł się w powietrze. Po chwili wokół niego pojawiła się kulista, półprzezroczysta otoczka.* "...w razie wybuchu czar pochłonąłby falę uderzeniową!" *Zawołał triumfalnie, po czym odwołał zaklęcie i posłał urządzenie z powrotem w ręce castana. Elf założył ręce na piersi i spojrzał pobłażliwie na gada.* To ja mam pomysł. Co powiesz na staż nauczycielski w Hallderze? Wyjedziesz tam powiedzmy na dwa, trzy lata i będziesz nauczał tamtejszych mieszkańców podstaw magii. A ja wreszcie będę miał trochę spokoju... *Smok westchnął ciężko i wypuścił z nozdrzy dwa idealne, okrągłe kłąbki mroźnego dymu.* "Bardzo śmieszne." *Elf poklepał castana po ramieniu w pojednawczym geście. Zrobiło się mu go żal, bo przez Eldara mógł mieć problemy.* Przepraszam za niego. Powiem Nissare, że żyroskop jest sprawką Eldara, w razie czego pokryjemy koszty... "A tak poza tym, Diter, to dlaczego wy nie czarujecie? Nie umiecie, nie chcecie, nie możecie czy jak to jest?" *Zagaił Brunatnoskrzydły, ale nie dane im było kontynuować rozmowy. Za to poznali kolejnego castana, a raczej castankę.*
OdpowiedzUsuń*O ile na Eldarze wyjątkowo skąpe odzienie rogatej dziewczyny nie zrobiło żadnego wrażenia, nie znał się za bardzo co wypada w tej kwestii a co nie, to z Malgranem sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Mężczyzna przekrzywił z zaciekawieniem głowę i zrobił głupkowatą minę, typową dla samców w sytuacji zainteresowania przedstawicielką płci przeciwnej... Tsuza była naprawdę śliczna i urocza, można się było zakochać od pierwszego wejrzenia, mimo, że jej twarz i ciało szpeciły liczne rany i pełna paleta siniaków. Ale to wrażenie szybko uleciało, wraz z jej pierwszymi, pełnymi jadu słowami... Charakterek to ona miała... Zresztą, kto go nie miał na tym osobliwym statku... Przyszło im być świadkami kłótni, czasem zabawnej, choć ni w ząb nie rozumieli sytuacji. Na szczęście Meka im wszystko wytłumaczył. Dopiero teraz uwagę Malgrana przykuła zabandażowana noga castanki, która okazała się protezą. Szkoda, pomyślał. O ile dla Ditera mechaniczna ręka nie była żadną ujmą, wizerunkowo wcale mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie, to w przypadku kobiety taki element mógł odstraszać i zaważać na atracyjności... Oczywiście wg niego... Może castanom podobały się takie "ulepszenia"? Ani Malgranowi, ani Eldarowi nie udało się zamienić choćby paru słów z Tsuzą (może to i dobrze?), gdyż do pomieszczenia wparowała Nissare. Wystarczyło parę ostrych, zdecydowanych komend, by każdy bez słowa sprzeciwu wykonał dany rozkaz. Drakonautka miała posłuch na statku, nikt nie odważył się choćby pisnąć słowa sprzeciwu. Malgranowi to zaimponowało. Przydałby mu się taki posłuch u Eldara... Ech, marzenie ściętej głowy...* Tak, myślę, że czas wracać, ale nie przepuszczę takiej okazji, z chęcią popilotuję! *Zawołał z nieskrywaną ekscytacją elf, zacierając ręce. Mówi się, że mężczyźni rozwijają się do pierwszych lat życia, a potem tylko rosną i zabawki mają coraz większe. Malgran nie mógł sobie odmówić pobawienia się zabawką, która dorównywała wielkością niejednej killinthorskiej wsi i zapewne mieszczącą podobną ilość ludzi...* Przyznaję, że jestem pod wrażeniem, Ty i Twoi ludzie działają w zastraszającym tempie... Nie sądziłem, że zaczniecie prace nad maszyną do teleportu tak szybko. A żyroskop to sprawa Eldara, przepraszam za niego. "Przecież naprawiłem!" *Żachnął się smok w odpowiedzi, po czym przekrzywił łeb i zapytał* "Nissare, gromy ciskasz z oczu. Coś się stało?"
Usuń