WIELKIE OTWARCIE - JAK ODKRYTO UŚMIECH FORTUNY

Gdy zwracasz nań swój wzrok, obdrapany szyld skrzypi żałośnie, żaląc się, co za idiota oszpecił go krzywym pismem, głoszącym ni mniej ni więcej:

UŚMIECH FORTUNY

Nadal chcesz wejść? W porządku. W końcu chciałbyś tylko trochę odpocząć przed dalszą podróżą do miasteczka. Przybytek z zewnątrz w sumie tak źle nie wygląda...

Ciepło, przytulnie, acz zdaje Ci się, że coś z tym miejscem jest nie tak. Zbytnio blady typek jakoś dziwnie patrzył się, gdy oporządzał Ci konia, w zupie pływały nieznajomego pochodzenia różowe strączki, sakwa ze srebrniakami nagle stała się zbyt lekka, a jegomość stojący przy ladzie chyba ma ochotę Ci przywalić - tak po prostu.

Uśmiech Fortuny, psia jego mać.

wtorek, 28 lutego 2017

To wcale nie tak jak myślisz

Wpadła do środka jak burza. A drzwi omal nie wpadły wraz z nią.
Mogłaby uchodzić za nimfę - blondwłosa, wysmukła, z twarzą jak spod dłuta artysty (ale artysty raczej ze skłonnością do rzeźbienia aniołów, zdecydowanie nie anielic), gdyby nie fakt, że stała (ledwo) w uszarganym, nadgryzionym przez coś (czas też) płaszczu, ubłoconych butach i fryzurze układanej najwyraźniej  w dzikim galopie - przez wiatr. Podparła drzwi plecami, chwilę łapiąc oddech i odruchowo chwytając miecz. Po rzuceniu okiem na obecnych jednak jakby się rozmyśliła i  zamiast tego przycisnęła pięść do piersi, skupiając się wyłącznie  na uspokojeniu oddechu
- Zamael, wyłaź natychmiast!
Dobiegający zza okna okrzyk był z pewnością męski, a jeszcze pewniej - skrajnie zniecierpliwiony.
- Czep się...! - odkrzyknęła, choć jej głos przypominał teraz raczej warknięcie. - Jestem poza zasięgiem waszej jurysdykcji!
Ktoś za drzwiami zaklął, trudno było jednak powiedzieć, w jakim języku.
Widząc przyszpilające spojrzenie jegomościa za barem, uniosła ręce w geście bezbronności.
- Nie szukacie przypadkiem do pracy gońca? - spytała. - Mój koń jest rączy. Mogę dostarczyć co chcecie gdziekolwiek, choćby do samego...
Zdanie przerwał jej łomot jednego z okien, które otworzyło się niespodziewanie, z dźwiękiem przypominających niezdarne lądowanie wielkiego ptaka. Cóż, to co otworzyło okno, faktycznie było skrzydłem. Ale w chwilę potem między okiennicami zawisł pysk. Czarny, potężny, wyposażony kły koński pysk.
-...piekła - jęknęła kobieta, po czym ukryła twarz w dłoniach. Ręce jej opadły. - Daemon, co ci mówiłam o skrzydłach?
- Zama... ci z Zakonu też są.
Pysk konia rzecz jasna się nie poruszał na kształt ludzkiej mowy, a mimo to wyraźnie jakiś głos musiał dochodzić właśnie z niego.
- Oni też mogą się... - nie skończyła. Rzuciła okiem na wyraźnie zniecierpliwione postawy tubylców. - Nie będę z nimi walczyć.
Westchnęła.
- To wcale nie tak, jak myślicie.

http://charlie-bowater.deviantart.com/

[Przepraszam, że tak długo zwlekałam. Pomimo przygód z łączem i larpami przybywam, by bawić się z Wami. Ave!]