WIELKIE OTWARCIE - JAK ODKRYTO UŚMIECH FORTUNY

Gdy zwracasz nań swój wzrok, obdrapany szyld skrzypi żałośnie, żaląc się, co za idiota oszpecił go krzywym pismem, głoszącym ni mniej ni więcej:

UŚMIECH FORTUNY

Nadal chcesz wejść? W porządku. W końcu chciałbyś tylko trochę odpocząć przed dalszą podróżą do miasteczka. Przybytek z zewnątrz w sumie tak źle nie wygląda...

Ciepło, przytulnie, acz zdaje Ci się, że coś z tym miejscem jest nie tak. Zbytnio blady typek jakoś dziwnie patrzył się, gdy oporządzał Ci konia, w zupie pływały nieznajomego pochodzenia różowe strączki, sakwa ze srebrniakami nagle stała się zbyt lekka, a jegomość stojący przy ladzie chyba ma ochotę Ci przywalić - tak po prostu.

Uśmiech Fortuny, psia jego mać.

niedziela, 13 grudnia 2015

Diabelska opiekunka

Mężczyzna siedzący na koźle niczym nie różnił się od innych Cherończyków. Był to niewysoki człeczyna, nieco otyły i z wiecznie znudzoną mordą, po której od razu dało się poznać tendencję do spożywania znacznych ilości alkoholu. Gdyby się nad tym zastanowić... Widział ktoś NIE pijącego Cherończyka? Albo takiego, co nigdy żonki nie zdradził, nie tańczył albo ma komplet zębów? 
Monotonię podróży, całkowicie wypełnioną klekotem kopyt zwalistego gorgona i skrzypieniem osi wozu, przerwał głuchy łomot spoconej dłoni w płachtę oddzielającą wnętrze wozu i woźnicę.
  - Za trzy kwadranse będziemy na miejscu. - Zawyrokował obwoźny sprzedawca.
Atrox podniósł rękę do twarzy, nieśpiesznie podłubał pazurem w oku, po czym usiadł na dywanie, który kilka godzin wcześniej rozłożył w ramach prowizorycznego posłania. Niemal natychmiast wściekle pomarańczowa kreacja spadła mu na głowę. Zaczął szarpać się z kiecką, co by jej nie podrzeć albo podrzeć w jak najmniejszym stopniu. Później nadleciała podwiązka, którą z głośnym trzaskiem pękających koronek zdarł z rogu. Obrócił się i spiorunował wzrokiem Lorettę Fleront, podopieczną od lat przeszło szesnastu.
  - Pani, nie wypada ciskać bielizną na lewo i prawo.
Ale ona nie słuchała, jak wariatka szalała w swoim kufrze podróżnym i wywalała zeń wszystko: sukienki, halki, majtki, staniki, rękawiczki, a nawet jedwabną maseczkę na twarz rzekomo przydatną przy zasypianiu. W pewnym momencie w kierunku Atroxa poszybował zdobiony perełkami pantofelek, ale chybił celu i wyleciał z powozu. 
  - Boże, nie mam się w co ubrać!
Aż go dreszcz przeszedł, kiedy zaczęła wzywać bóstwa na pomoc. Dziewucha nigdy się nie nauczy, żeby tak nie... bluźnić. Wiele kosztowało go zachowanie profesjonalizmu.
  - Zapewniam Cię, Pani, że masz. Po prostu już dawno byś coś znalazła, gdybyś takiego burdelu nie robiła. Jeszcze coś tutaj zostawisz i ten łachmyta, co nas wiezie, będzie miał dodatkowy towar lub zacznie dopuszczać się różnych perwersji.
Delikatna, nieco pyzata buzia usiana piegami zwróciła się ku niemu. Piwne ślepka zerkały podejrzliwie, a wydęte czerwone usteczka wiele mówiły o nastroju właścicielki. Loretta przekrzywiła blond główkę.
  - Batrox...? Sugerujesz, że jestem głupia?
  - Nie to miałem na myśli... Ehh, zapomnij, Pani, że cokolwiek mówiłem...
Wóz nareszcie stanął. Atrox wyskoczył na wyssane z życiodajnej wilgoci klepisko i dość krytycznie popatrzył na fasadę przybytku, jeżeli w ogóle można to było tak nazwać. Jedna stłuczona latarnia, okiennica wisząca żałośnie na ostatnim zawiasie, a sądząc po plamie na ścianie ktoś się tam przed chwilą wyszczał. Aż stęknął na myśl, jakież to potworności dzieją się wewnątrz gmachu. Tylko i wyłącznie wieczorne ciemności powstrzymywały go przed znokautowaniem domokrążcy oraz pognaniem gorgona w dalszą drogę. W trudem odczytał napis na szyldzie. "Uśmiech Fortuny"? Nosz, kurwa, w którym miejscu?! Wrócił do wozu, gdzie już czekała na niego Loretta . Wcisnęła się w granatową sukienkę z wyszywanym na boku różanym wzorem.  Złapał ją ostrożnie w talii i zestawił na ziemię, jak małe dziecko. Okazały kufer, z którego poupychane naprędce ubrania wystawały niczym pierwsze lepsze szmaty, chwycił za fikuśną rączkę i zarzucił sobie na grzbiet.  
Kiedy przekroczyli próg przybytku, jakiś wieśniak przeleciał im przed nosami, a tuż za nim następny, bo chciał dorwać oponenta. Atrox uniósł wysoko brwi, popatrzył za kmiotkami i doszedł do wniosku, że nawet w jego... ekhem... "ojczyźnie"... nie dzieją się aż tak dantejskie sceny. Kątem oka dostrzegł, iż Loretta drży, więc pochylił się, by szepnąć jej do ucha, bo normalnie nie byłby w stanie przekrzyczeć tego harmideru. 
  - Jeżeli się Panienka boi, możemy ruszyć dalej. Tamten łachmaniarz może jeszcze nie odjechał...
 Zachowanie młódki po raz kolejny udowodniło Atroxowi, jak bardzo pogorszyły się jego umiejętności w kwestii odczytywania myśli nastolatków. 
  - Ahh, popatrz tylko! Jakie to miejsce jest żywe! Ile rozmów, ile muzyki, jakie tłumy! Wspaniałe! Nie to co zamek tatinka! ...Tylko ciekawe jak znajdziemy mojego narzeczonego...?
  - Nie wiem, ale może Pani się rozejrzeć. Tylko, proszę, dyskretnie. Myślę, że nic gorszego niż złapanie dżumy Cię nie spotka.
Nim się spostrzegł, Loretta już gdzieś pociekła. Westchnął z rezygnacją, te nastolatki... Powiódł wzrokiem dookoła. Większość osób w miarę możliwości usuwała się na boki, kiedy szedł do upatrzonego stolika. Postawił kufer podróżny na podłodze, przez oparcie zdezelowanego krzesła przewiesił krótką pelerynę obszytą futerkiem i rozsiadł się wygodnie. Oparłszy łokcie na brudnym blacie, obserwował podopieczną, jak lata od faceta do faceta, przygląda się badawczo, coś tam zagadnie, a jednemu długowłosemu blondynowi niemal zajrzała do talerza. 
  
  - Santi, co mu?
  - Mam nadzieję, że umrze...
  - No właśnie nie wiem, co mu jest, ale wygląda, jakby miał się zesrać ze szczęścia.
Dwójka pracownic z szefem na czele z wytrzeszczonymi oczami przypatrywała się chochlikowi, którego zachowanie znacznie odbiegało od normy: zaciskał pięści pod brodą, usta zassał i trząsł się, jak te maleńkie pieseczki bogatych dam. Maniakalnie się w coś wgapiał i nikt nie wiedział o co chodzi, aż paskuda nie dała upustu emocjom. Złapał brudnymi łapskami wampira za przysłowiowe klapy, po czym zaczął energicznie nim potrząsać.
  - Demon! Jebany demon, krwiaku! To prawdziwy demon! 
  - Impek... powoli...
Chochlik puścił wspólnika i dał koślawego susa z baru. Przemykał między nogami klientów, niczym najprawdziwszy mistrz sztuk szczurzych, aż dotarł w okolice stolika, przy którym siedział rogaty jegomość. Wyjrzał konspiracyjnie zza taboretu. Tak! DEMON! Tchnęło od niego złem na milę! Głowę ułożył na ramionach, chyba drzemał. Na dole mówiło się, że im piekielniak potężniejszy, tym więcej śpi, bo energii potrzebuje. Ta perspektywa podobała się Zgredowi daleko bardziej i nie zamierzał godzić się z opcją zmęczenia bądź znudzenia. Wreszcie na świecie zapanuje właściwy porządek! Pokrzepiony ta myślą podpełzł bliżej i wskoczył na krzesło obok. Miarkował chwilkę, aż podjął decyzję. Wyciągnął łapsko, by dotknąć rogu czy na pewno prawdziwy, a nie dorabiany, bo takie rzeczy na dole też się zdarzały. Wtem zastygł w tej pozycji, kiedy mężczyzna powoli podniósł głowę i zaczął przewiercać konusa wzrokiem. 



tira-owl.deviantart.com
Imię: Atrox
Nazwisko: Balzigeer
Przydomek: Większość ludzi ma problemy z pełnym wymówieniem bądź zapamiętaniem jego miana, więc ktoś wpadł na pomysł, by skrócić je do dźwięcznego "Batrox".
Wiek: Nieznany
Rasa: Demon
Wygląd: Jak na wojownika przystało, kawał zeń chłopa zarówno wzrostem, jak i muskulaturą. Twarz o ostrych rysach zazwyczaj jest zastygła w pokerowym wyrazie, lecz gdy przydarzy mu się uśmiechnąć, pokazuje ostre kły. Niestety, owej wesołości nie podzielają oczy, w których na tle czerni rzekomych białek ogni się czerwono-złota tęczówka z pionową źrenicą. Cechą charakterystyczną są wystające z burzy kruczych włosów pokaźnych rozmiarów, zakrzywione do tyłu rogi. Na jednym z nich tkwi złota klamra z ozdobnymi żłobieniami, nijak pasująca do dyndającego w uchu rubinowego kolczyka na srebrnym łańcuszku. Pierś Atroxa poryta jest drobnymi bliznami, które w zagadkowy sposób układają się w konkretny wzór imitujący kolię. Demony posiadają pewną fanaberię, ludzie mawiają "bzika", na punkcie odzieży w ciemnych barwach i nie ważne, jak bardzo Atrox jest odmienny mentalnie, to zboczenie dopadło i jego. Przeważnie nosi burgundowy kubrak, czarne spodnie, solidne buty z utwardzonej skóry oraz nabite niewielkimi ćwiekami karwasze. W przeciwieństwie do pobratymców nie posiada skrzydeł, ale ostał się sczerniały ogon zakończony subtelnym grotem.
Charakter: Zaskakująco spokojny, zważywszy na jego demoniczne pochodzenie. Cierpliwość, jaką siłą rzeczy musi wykazywać by nie ocipieć w tym padole, uczyniła z niego doskonałego słuchacza, trzeźwego doradcę i ostrożnego łowcę - ci, którzy mieli okazję przebywać w jego towarzystwie dłużej niż kilka godzin, mawiają, iż ma nieco "tatusiowe" podejście. Właśnie te odczucia pozwalają mu wkradać się w łaski innych, ponieważ za metodę manipulacji obrał sobie dawanie ofierze złudnego poczucia bezpieczeństwa, mylące chodzenie na ustępstwa, aby w efekcie końcowym całkowicie znalazła się na jego garnuszku. W ferworze walki wszelkie dobrotliwe gierki odchodzą w zapomnienie, gdyż jego pole widzenia ogranicza się do przeciwnika, któremu nie popuści, choćby miał za nim poleźć na koniec świata. Mimo delikatnego dystansu do ziemskich uciech, grze w kości czy karty nie odmówi. 
Zdolności: Magia ognia nie jest mu obca. Preferuje walkę kontaktową przy pomocy całej gamy broni, którą bez większego wysiłku przywołuje. Jest jednak pewien haczyk - jej wymyślność, a co za tym idzie, skuteczność są w pełni zależne od tego, ile złego ma na sumieniu ten, kto go przywołał. Spora krzepa pozwala Atroxowi podnosić znaczne ciężary. 
Stanowisko: Rzemieślnik, Strażnik.
Historia: Termin "nefilim" to miecz obosieczny - może odnosić się  do pół-anioła z domieszką ludzkiej krwi, ale również do człowieka, który po śmierci stał się demonem ze względu na popełnione okrucieństwa. Czy jest to skaza dla rasy? A może zaszczyt? Bowiem trzeba zdrowo nagrabić sobie, by dostąpić "wywyższenia"... Balzigeer nie urodził się demonem i w przeciwieństwie do większości sobie podobnych, pamięta poprzednie wcielenie. Za życia, o ile można tak powiedzieć, dopuszczał się najgorszych gwałtów, mordów i rabunków, lecz wszystko z rozkazu panujących bądź na hasło urzędników kościelnych. W myśl klasycznego "krzewienia dobra mieczem". Mimo działań w dobrej wierze, los osądził go inaczej... Dzisiaj jest Wasalem, co znaczy mniej więcej tyle, że jest bezpośrednim podwładnym potężniejszego od siebie potwora-arystokraty, narzędziem do spełniania ludzkich zachcianek, aby pan mógł umocnić swą pozycję na arenie politycznych podchodów. Obecnie? Od kilkunastu lat "spełnia się życiowo" w roli opiekuna Loretty Fleront, młodziutkiej szlachcianki, przez której pomysły przyjdzie mu niedługo osiwieć...

31 komentarzy:

  1. *Na wszystkich Władców Lochów, na plugastwo wszelakie, ależ go w zimnym serduchu zakuło, gdy pośród tej bezmyślnej, tępej masy cuchnących wieśniaków ujrzał prawdziwe ucieleśnienie zła! W jednej chwili, jak żywe przed oczami błysnęły mu wspomnienia o... domu - kilometry korytarzy spowitych w półmroku, dudniące echem kroków, człapania, pełzania, szmerów... Duszne, ciężkie powietrze, przepełnione smrodem siarki, potu, piżmowych perfum i czegoś jeszcze, czegoś, co wręcz smakowało, pozostawiało metaliczny posmak na języku - krwi. Nieziemski blask niepojętych bogactw w skarbcu, przed którym trzeba było chronić oczy przyzwyczajone do mroku panującego w podziemnym królestwie. Ach, dom, w czasach świetności przyciągał do siebie najplugawsze stworzenia, jakie tylko przemierzały światy i wymiary, poczynając od wszelkiego robactwa na smokach i demonach kończąc... Demon! Najprawdziwszy demon! Jak opętany, jak kierowany czyjąś wolą, podążył w stronę stolika, przy którym zasiadł rogaty mężczyzna. Zaskakująco cicho wskoczył na wolne krzesło i wlepił wytrzeszczone, czarne oczka w drzemiącego. Dwóch kaprawych typów, stałych bywalców Uśmiechu, zasiadających przy sąsiednich stoliku odwróciło się i poczęło wgapiać z niedowierzaniem w Hefana, który w zwykły dzień bez ustanku pruł jadaczkę, klął i złorzeczył, w przerwach od zakładów, pokera i chlania piwska. Choć zdarzyło się to już nie pierwszy raz, nadal zaskakiwało. Niebieściuch chwilę jeszcze trwał w swoim rozmarzonym otępieniu, w okowach własnego ciasnego umysłu wspominając ukochany dom i dziękując losowi za zesłanie do Uśmiechu wreszcie kogoś złego, a nie kolejną tępą powierzchniacką mordę; w końcu otrząsnął się i powoli począł wracać do siebie. Parę razy przekrzywił szpetny łeb i zmrużył wredne ślepia, wyraźnie nabierając podejrzeń. A co, jeśli to tylko jakiś podrabianiec? Bądź co bądź, spotkać kogoś prawdziwie złego na powierzchni było tak rzadkie jak wygrana ze smokiem w pojedynku jeden na jeden. Aura, jak i generalnie cała aparycja mówiła sama przez się, ale ostrożności nigdy za wiele... W nagłym zrywie odwagi wyciągnął łapsko i dotknął rogu, który był najpewniejszym wyznacznikiem demoniego rodowodu. Krew w nim zastygła, gdy spod pasma kruczych włosów spojrzały na niego czerwono-złote oczy, z pionową źrenicą, jakby wyciągnięte z paszczy czarnej otchłani. Miał okazję widzieć kiedyś taki wzrok, kiedyś, w podziemiach - u kata, któremu zlecono wyciągniecie informacji od powierzchniaka. Od tamtego czasu już nigdy nie zapuszczał się w okolice sali tortur... Niebieskoskóry konus o mało nie padł trupem ze strachu, ale zrobił coś, w czym był niezgorszy - odwrócił kota ogonem. Bądź co bądź, sam był demonem, a że najniższej możliwej rangi, to już nie było takie ważne... Pospiesznie cofnął rękę, wyprężył biorąc pod boki i wymierzył ostrzegawczo paluch w demona.* Skąd jesteś, co? Czy ty aby na pewno jesteś prawdziwy, tfu? Bo jak jesteś jakimś powierzchniackim żartownisiem, to trzymajcie mnie, bo wypatroszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Na początku wzbudził dość duże zainteresowanie wśród klientów przybytku, lecz jakimś niepojętym, wyuczonym gestem pospuszczali głowy i poczęli zajmować się sobą, rozmawiać, żartować oraz pić o kilka tonów ciszej. Sprawiało to wrażenie rutynowego działania i Atrox nie byłby sobą, gdyby nie zwrócił na to uwagi. Zmarszczył brwi, rzucał podejrzliwe spojrzenia wokół, jednak nie udało mu się uchwycić niczyjego wzroku. Tyleż tu działo się rzeczy niespotykanych nigdzie indziej, a oni dystansowali się do osoby fizycznej? Miało to pewien plus, ponieważ mógł bez przeszkód śledzić poczynania Loretty. Młódka już nie ciekawiła ludzi ze względu na strój tylko swoje zachowanie. Ze świecą szukać szlachcianki, która bez większych oporów i pompatyczności brata się z pospólstwem? Uśmiechnął się z nutą rezygnacji. Zawsze tak było, ona broiła, on ją strofował, a wszystko tak czy siak pozostawało po staremu. W pewnym momencie oczy zaczęły mu się przymykać z powodu duchoty. Usiadł prosto, potrząsnął kruczą grzywą i zaczął ślizgać wzrokiem po ścianach w poszukiwaniu najbliższego okna. Znalazł je, lecz po drugiej stronie sali, więc na niewiele zdałoby się, gdyby przepchnął się do niego i je otworzył. Zaczął układać się na stole niczym stary kocur. Oparł policzek na ręce, nie zważając na wbijające się ćwieki karwasza. Może to nużąca podróż brała odwet...?
      Oddech miał głęboki i ciężki, ale niespodziewanie do tych płuc jak miechy wdarła się obrzydliwa woń. Sapnął niespokojnie, na granicy snu i trzeźwości oceniając, że powietrze smakuje jeszcze gorzej niż przed chwilą. Zamrugał powoli, popatrzył dookoła. Nic. Leniwie podniósł rogaty łeb i oparł na karwaszu drugi policzek. Zza czarnej kurtyny włosów błysnął zaspanym okiem. Ujrzał stworka, niedużego, niemal w negliżu. Ów potworek trzymał wyciągniętą rękę. Chciał go dotknąć? Atrox odwrócił twarz do konusika, prezentując pełen wgnieceń policzek wyglądający jak doczepiony fragment ofiary ospy albo zapalenia trądziku. To... TO... tak cuchnęło. Demon zmarszczył brwi, a jego okrągła dotąd źrenica skurczyła się gwałtownie do szparki nie szerszej niż igła. Dopiero teraz dokładnie otaksował stworzenie. Chochlik, jakich pełno w większych i mniejszych rezydencjach piekielnych. Rodzaj sługusów. Zajmują się najpodlejszymi pracami. Lojalni są tylko temu, kto wzbudza u nich większy strach, więc pogardliwe kopniaki, hurtem sprzedawane w te ich chude dupska są czymś jak najbardziej normalnym. Atrox nie zauważył, by ten tutaj czymś się wyróżniał poza wątpliwą imitacją odzienia. Dlatego uniósł ostrzegawczo brew, gdy Niebieski zaczął mu grozić.* Śmierdzisz niebotycznie... *Warknął gardłowo. Usiadł prosto, zbadał sytuację na sali. Loretta wciąż krążyła, więc miał jeszcze chwilę... Odwrócił się do stworka z miną pokerzysty, co było chyba gorsze niż wymalowana określona emocja, bo nie wiadomo czego się spodziewać po takim typie.* Chcesz mnie wypatroszyć? Napieraj skoroś taki wesołek. Tylko wiesz, ja na żartach znam się średnio. *Zamachał powoli czarnym ogonem, spozierając na rozmówcę z góry, władczo. W tych krwiożerczych ślepiach czaił się groźny błysk. Czy w pomieszczeniu zrobiło się nagle jakby... gorąco?*

      Usuń
    2. *Szeroki uśmiech, jaki pojawił się na sinych ustach stwora, świadczył o tym, że uwagę o braku higieny potraktował jako komplement. Mało tego, wkrótce brzydal rozdziawił paszczę, ukazując garnitur pożółkłych zębów i zarechotał jak rasowa ropucha, biorąc się pod boki. Po chwili ostentacyjnie wygiął się, imitując baletnicę i "uwolnił" jeszcze więcej skisłego zapaszku wprost ze źródła, a mianowicie upoconych pach. Trochę pośmieszkował, prowokując tym samym nie tylko samego Atroxa, ale i gawiedź, wyczuloną na jego chore występy, po czym znów stanął wyprostowany. Czarne, złośliwe paciorki uważnie obserwowały czarny ogon, który majtał się za plecami podejrzanego typa, pewnie oceniał jego możliwości. Stali bywalcy wiedzieli, że mimo nawet nieźle zgrywanej pewności siebie, chochlik wcale nie był taki chojrak. Zgred chwilę się nie odzywał, jakby trawił wypowiedziane przez nieznajomego słowa, raz nawet podrapał się po łysej łepetynie, wyglądając przy tym jeszcze bardziej tępo, niż zwykle.* Dobra, dobra, te, ważniak, trzeba było cię sprawdzić, nawet nie wiesz, jakie mamy tu beznadziejne przypadki. Zdradź mi tylko jedno, po co ci ta młoda cipa? Bo jak do rżnięcia, to nie wnikam, wtedy witam w naszych skromnych progach! *I nie czekając na odpowiedź, czmychnął jak poparzony ze stołu, skoczył komuś pod nogi, prześlizgnął się i wkrótce zniknął z pola widzenia. Jeden tylko szczegół zasiał w Atroxie ziarnko podejrzenia, mianowicie coś ochoczo furkoczącego za chochlikiem, o pastelowej barwie.*
      Santorin, krwiaku! Patrz kurwa, co teraz szyją dla niedorosłych dupodajek! Majtki z... co to jest, topazy, tak, pewnikiem topazy... majtki z topazami! Tylko na cholerę taka drobnica, jeden większy tylko... Zabierz to, póki ten kozioł nie widzi! Nie, nie dawaj ani dziwce, ani psu, niedojebany jesteś?! *Chochlik wypadł z tłumu i z impetem wpadł na bar tak, że zostawił na drewnianej powierzchni rysy od poślizgu. Wkrótce zaczął trajkotać, wymachując Santorinowi przed nosem batystowymi majtkami ozdobionymi żółciutkimi topazami. Na domiar złego bielizna była upaprana czymś mokrym, budząc nieprzyjemne skojarzenia, dopiero po chwili fantazyjnych wyobrażeń właściciel przybytku skojarzył, że była to lepka maź, którą wytwarzał ogon Hefana... Pomocna rzecz przy kradzieżach...* No co się tak na mnie gapisz? W tej jego walizie same szmaty!

      Usuń
    3. *To był ciekawy wieczór, nic dodać nic ująć. Santi wytarł kufel do piwa, odstawił go na tackę i oparłszy się o bar, popatrzył na klientelę z uśmiechem na martwej od wieków twarzy. Czy mu się wydawało, czy jego drobna "instytucja rozrywkowa" stała się poniekąd sławna w okolicy? W końcu co się dziwić! Żarcie mieli dobre, muzyczkę skoczną, alkohol ostro kopał w czerep i pracownice jedna ładniejsza od drugiej (oczywiście klienci sami oceniali, która jest "naj" ze względu na własne preferencje, żeby babskich burd nie było). Hałas też był, a jak! Śmiechy, chichy, bluzgi i żarty były codziennością tego miejsca. Słowem: atmosfera jak w domciu. Co prawda nie widział kiedy Mieciu zaczął napierdalać się z Witusiem, za to udało mu się wyłapać w tłumie pewną młodziutką dzierlatkę, której wcześniej nie było. W zasadzie to trudno było nie zwrócić uwagi na ledwo odrosłego od ziemi szczylka, ubranego niczym na bal i uderzającego do każdego faceta, jaki się napatoczył. Nie ważne że rudy, pryszczaty albo gruby, podchodziła i basta... Nagle Impek zaczął zachowywać się dziwacznie: trząsł się, zapowietrzał, w ogólnym rozrachunku miał minę osoby, która jest na randce i walczy zaciekle, aby nie pierdnąć rubasznie. Ledwo zdążył 2 razy szturchnąć potworka, ten rzucił się na niego z łapami, wykrzykiwał coś i próbował wytrząsnąć z wampira resztki rozsądki. Pokurcz wybył "w teren", a Vega dalej kiwał się trochę jak boja na morzu, we łbie mu się kręciło, może nieco zebrało na mdłości. Otrząsnął się, zamrugał dla upewnienia, że faktycznie nie jest na statku i zaczął przeczesywać wzrokiem tłum wieśniaków w poszukiwaniu niebieskiej paskudy. Co on tam wrzeszczał? Demon...? Znalazł Impka i uniósł brwi niemal pod linię włosów. Od kiedy to Impuś taki odważny, że bezpośrednio do klienta podchodzi? Co więcej, chce wdać się w interakcję?! Wampir popatrzył bystro na drzemiącego i...* Boże, demon! *Złapał się za ostrzyżony modnie blond łeb. Od zmysłów odchodził bez mała. Impek pewno teraz z radości będzie latał pod sufitem, no ale... Santorin zerkał profilaktycznie na rogatego jegomościa, by się upewnić, że wspólnik go nie rozdrażnił (akurat wojny demonów "Uśmiech Fortuny" chyba nie wytrzyma). Takiego koleżki lepiej nie prowokować... Szkoda tylko, że Impek nie pomyślał o tym samym. Wampir popatrzył na niego, kiedy tak efektownie wrócił na swoje ulubione stanowisko na barze. Zobaczywszy "trofeum", minę zrobił najprawdziwszego szachraja.* Ooj, Impuś... Ja nie wiedziałem, że masz takie perwersyjne fanaberie...*Niemal wbił się w ścianę pełną półeczek z alkoholami, jak dowiedział się, skąd jest ten kawałeczek bielizny. Zaczął się wydzierać konspiracyjnym szeptem.* Popieprzyło Cię do reszty!? Życie Ci niemiłe, że okradasz demona?! Stary, przyjrzyj się! On w barach 3 razy taki, jak Nissare w dupie! Myślisz, że te rogi to też dla ozdoby!? Nie zamierzam dać się na nie nadziać dla paru maleńkich topazów i dlatego, że Ciebie mierzi do kobiecej bielizny!! ...I WEŹ TYM TAK NIE MAJTAJ PUBLICZNIE! *Odsunął się od chochlika, bacząc, by nikt nie połączył go z tym bieliźnianym incydentem.*

      Usuń
    4. *Zazwyczaj trzeba było mocno się nabiedzić, by wyprowadzić z równowagi tego osobnika, którego nie wzruszały nawet działania trzymanej pod maminym kloszem dziewczyny w okresie buntu. Może właśnie dlatego, że spędził w Lorettą tyle czasu, zniewaga stworka nie przeszła bez echa. Powoli ściągał brwi, aż środek czoła przecięła głęboka zmarszczka. Szarpnął ramieniem, zaciskając pięść na powietrzu, a nie na chochliczym gardle bądź twarzy. Zły, popatrzył za uciekającym pokurczem. Zwiewał tak prędko, iż demon musiał przymrużyć oczy, by dostrzec w lesie ludzkich nóg kawałeczek delikatnego materiału. Skąd to...? Pochylił się na bok i zajrzał pod stół. Ukradł! Atrox dyskretnie otworzył kufer, co by nie kusić ludzi przy sąsiednich stolikach błyszczącą zawartością, powtykał do środka wystające fragmenty ubrań oraz swoją krótką pelerynę i zatrzasnął wieko na cztery spusty. Wynurzył się spod stołu trochę, jak potwór z bagien. Złapał skrzynię, zarzucił na ramię i nieśpiesznym krokiem ruszył do baru. Mijając inny stolik, gdzie trzech mężczyzn urządziło sobie prawdziwą ucztę, w marszu wyszarpnął z pieczonego prosięcia okazały, dwuzębny widelec.
      Podszedł statecznym krokiem i postawił skrzynię przy barze. Dwóch, być może, właścicieli przepychało się między sobą, błyskając topazami przy majtkach tak zażarcie, że większość klientów już od dłuższej chwili przyglądała im się ciekawie. Fakt, iż bielizna należy do Loretty, działał Atroxowi na nerwy ze zdwojoną siłą. Złapał chochlika za ogon i przyciągnął go ku sobie, niczym kota broniącego się przed kąpielą w balii. Zakręcił zdobycznymi widełkami w dłoni. Jednym, precyzyjnym uderzeniem przybił karczek podrzędnego pobratymca do blatu, który w najgorszym wypadku mógł się już tylko rozpaść, bo tak był porysowany, miejscami wyszorowany z lakieru oraz upaprany. Atrox pochylił się z kamienną miną przy szpiczastym uchu, po czym szepnął...* ...to co? Sprawdzimy, jak bardzo jestem zły? *Zręcznym ruchem nadgarstka okręcił ogon chochlika wokół dłoni, mocniej ścisnął rączkę widelca i rozciągnął oponenta, na próżno próbując naprostować jego kręgosłup moralny.*

      Usuń
    5. [CD]
      *Całym zamieszaniem zainteresowała się Loretta. Przestała wypytywać kolejnego mężczyznę, czy aby na pewno nie jest jej narzeczonym. Najpierw rozejrzała się, bo nie bardzo wiedziała, gdzie jest źródło wrzasków. Obróciła ufryzowaną główkę w stronę baru, gdzie Batrox bawił się z wyjątkowo brzydkim zwierzątkiem. Uśmiechnęła się wesoło, swą radość kwitując pojedynczym klaśnięciem. Batrox zawsze miał ciekawe zabawki! W dziecięcych podskokach podbiegła do demona, który z rutyną na twarzy rozciągał dziwoląga na całą jego długość, znacznie większą niż widać to było na pierwszy rzut oka. Dziewczyna podskoczyła w miejscu, schowała rączki za siebie i zaczęła pochylać się tak, aby złapać wzrok opiekuna.*
      - Batrox, co robisz? Batroox... Baaaatroooox.
      *Palcem pyrgała mężczyznę w policzek, ale ja ignorował. Kiedy dojrzała majtki w niebieskiej łapie, wytrzeszczyła oczy.*
      - Dlaczego on ma moje ubranie?
      - Widzi Panienka, okradł Cię, obszczymurek, a na dodatek znieważył.
      *Loretta oparła ramionka na blacie baru i z idiotyczną radością podrapała chochlika w długi nos.*
      - A jak mnie znieważył?
      - Nie wypada powtarzać.
      - Batrox, proszę, proszę, proooszę...
      - Nie.
      *Niezadowolona wydęła usta i buntowniczo pewnie odeszła, gdyby nie krzyk mikrusa. Oparła brodę na rękach. Z jakiś powodów polubiła to pokraczne stworzonko, więc udzieliła mu szeptanej rady.*
      - Wiesz co? Batrox nie jest taki zły w zasadzie, dzisiaj ma chyba gorszy dzień, bo mam tu się zobaczyć z narzeczonym, a on go chyba nie lubi. Jest uparty, ale jak przeprosisz to Cię puści.
      - ...Pani, ja to słyszę...
      - Nie prawda, nic nie słyszysz!
      *Dziecina próbowała się przekomarzać, lecz była to kłótnia raczej jednostronna. Atrox mocniej napiął Hefana, rozciągnął niemal do linii prostej. Jednak ustąpił, tak jak mówiła Loretta, kiedy dostał, czego chciał. Młódka popatrzyła w ślad za prawie wystrzelonym chochlikiem.*
      - Ooo, uciekł. Taki fajny był. Batrox, jak go złapię to mogę go zatrzymać?
      *Dryblas wytarł dłoń w kawałek materiału, który sądząc po zapachu był szmatą do wycierania kubków, po czym westchnął ciężko i trzasnął pięć złotych monet na bar tuż przed nosem blondyna z wystrzępioną fryzurą.*
      - Pokój dla 1 osoby proszę.

      Usuń
    6. *Uśmiech Fortuny zdecydowanie nie należał do zwykłych spelun, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Nie był tym, na co wyglądał. Każdego wieczoru, bez wyjątku, wśród licznej klienteli, na którą składali się głównie mieszkańcy okolicznych wsi, można było znaleźć kogoś ciekawego. Goście przybywali tu z przeróżnych miejsc i ze skrajnie odmiennych względem siebie pobudek - jedni zdradzali je chętnie, drudzy, tylko zapytani, wszczynali burdy, pozostali zaś - milczeli jak grób. I choć niejeden mógłby wyzwać tawernę od "mordowni", to nie mógł zaprzeczyć, że z jakiegoś zagadkowego powodu ludzi... i nieludzi... tu ciągnęło. Interes kwitł. Kto by pomyślał, że ktokolwiek zechciałby choć przestąpić próg rozklekotanej chaty, prowadzonej przez wampira, chochlika i resztę nad wyraz osobliwej kadry? Do jednej z takich osobliwości podeszła piwnooka blondynka, młodziutka, pewnikiem niepełnoletnia. Bez krępacji przysiadła się do stolika i wypowiedziała naprędce parę pytań. Uderzył w nią soczyście zielony wzrok, pełen dogłębnego zdziwienia. Malgran odznaczał się od tłumu opalonych Cherończyków nie tylko z racji bladej karnacji i jasnych włosów koloru słomy, sięgających mu za pas. Zdradzały go spiczaste uszy, wystające spod pasm włosów, gładkie, androgeniczne rysy, mówiące samo przez się... i blizna na lewym policzku. szpecąca przystojną twarz. O ton jaśniejsza od skóry, miejscami zaróżowiona, przywodząca na myśl poparzenie. I choć ubrany był w bure, lniane ciuchy, a z włosów tu i ówdzie wystawały mu źdźbła słomy, pasował do całego zgromadzenia jak pięść do oka.* Że jak? Narzeczony? *Wychrypiał, jak tylko przełknął jedzenie. Zamarł z widelcem w górze, nad porcją ziemniaków z tłuszczem, lecz nie otrzymał odpowiedzi. Dzierlatka ubrana w dworską suknię błyskawicznie straciła nim zainteresowanie i wróciła do swoich spraw. Malgran chwilę ją obserwował, z podejrzliwą miną, po czym wzruszył ramionami i wrócił do zajadania kolacji. Był cholernie głodny, wyrwał się na chwilę z roboty w stajni, ale musiał tam jeszcze wrócić - wkrótce zapomniał o całej sprawie...*
      *Właśnie był w połowie drogi do kuchni, z zamiarem odniesienia brudnego talerza, gdy naciął się na bardzo ciekawą scenkę rozgrywająca się przy barze. Hefan się doigrał, skoro rogaty obcy pofatygował się osobiście, by zafundować mu rundkę tortur. Towarzyszyła mu blondynka, która przysiadła się do niego wcześniej. Santorin rżnął głupa, a na barze leżały majtki... Dzień jak co dzień w Uśmiechu... Spojrzał ukradkiem w bok, na Lorę, dziewczynę o włosach koloru ognia, która drobiła w miejscu, zachwycona przykrym losem chochlika. Malgran pokręcił przecząco głową.* Może już starczy? *Zaoponował, wskazawszy brudnym naczyniem w stronę Zgreda. Wywołał poruszenie swoją postawą, tłum ucichł i zaszeptał. Chyba jeszcze się nie zdarzyło, by ktoś wziął stronę tego męczywołka.* Daj spokój, to tylko Hefan. Jest wrzodem na tyłku, fakt, ale to tylko brzydkie i sfrustrowane stworzenie, to wszystko. Jest nieszkodliwy.

      Malgran

      Usuń
    7. - On nie jest brzydki! Uważam, że przez to skrzeczenie jest nawet uroczy!
      *Młodziutka dziedziczka rodziny Fleront zręcznym ruchem wsunęła się między długowłosego blondyna i swojego opiekuna. Zacisnęła usteczka, oczka zmrużyła w każdej chwili gotowa bronić swojej racji. Paru klientów uśmiechnęło się pod nosem, szczerze rozbawionych wojowniczą postawą dziewczyny, która padła ofiarą kradzieży. Świadczyć to mogło o dobrym serduszku, wrażliwym na czyjąś krzywdę, bądź naiwności. Atrox nic się nie ozwał. Zacisnął dłoń na drewnianym trzonku widelca, którym przybił nadgarstek chochlika, i stanowczym ruchem wyrwał go z blatu. Odłożył widełki spokojnie, kulturalnie, po czym bez pośpiechu oparł się łokciami o bar. Złożył dłonie razem. Odczekawszy chwilę, rozłączył je powoli i obserwował tworzony przedmiot. Nieskładna burza czarno-szkarłatnych płomieni ustabilizowała się. Kolejne jęzory diabelskiego autorstwa splatały się ze sobą, aż z ognistej plątaniny wynurzył się piękny przedmiot: fajka. Długi, czarny ustnik i szyjka stanowiły jedność tak doskonałą, że wątłe światło bez problemów ślizgało się po gładkiej powierzchni. Uwagę zwracała jednak główka; bielutka, bo z pianki morskiej, wyrzeźbiona w smoczą łapę, zaciskającą szpony na części właściwej, do której każdy facet na siłę, popularnie mówiąc "na chama", wpychał tyle tytoniu, ile tylko się da. Twórca musiał poświęcić ozdobnikom dość dużo czasu, bo nawet próbował odtworzyć wzór smoczych łusek. Atrox nie zdołał zacisnąć ust na ustniku, gdy w oczku Loretty błysnął ten przeklęty ognik ciekawości i bez ceregieli zabrała demonowi fajkę. Zaczęła ją obracać, by obejrzeć pod każdym kątem.*
      - Ładna! Wiesz, Batorx? Jesteśmy podobni! Też lubisz ładne rzeczy!
      *Gdyby tylko mógł, Atrox przeżegnałby się lewą nogą. Niekoniecznie z powodu...odkrycia... ale dlatego, że podopieczna zamiast z fajki pociągnąć, dmuchnęła w nią i szary obłok popiołu, tytoniu i drobnego żaru poleciał dosłownie wszędzie. Wyrwał Lorettcie fajkę, w zamian wciskając w jej blade rączki klucz do pokoju. Gdyby nie to, że pianka morska to delikatny materiał, z chęcią sprzedałby młódce wychowawcze uderzenie w blond łebek.*
      - Niech Panienka już idzie do pokoju.
      - Próbujesz mi rozkazywać?
      - Nawet nie śmiem. Po prostu uważam, iż Panienka już dzisiaj raczej swojego narzeczonego nie spotka, prędzej jutro. A czas szybko mija, kiedy się śpi...
      - Batrox, nie mam ośmiu lat, żeby iść spać po zachodzie słońca!
      - ... poza tym ubrudziła się Panienka popiołem. Cała. Nie godzi się tak wyglądać przed plebsem.
      - Naprawdę? O Boże, jak ja wyglądam!?
      *Dziewczyna chwyciła boki sukienki i uniosła je lekko. Połyskujący, granatowy materiał upstrzony był siwymi drobinkami popiołu po tytoniu. Ścisnęła kluczyk i chyżo pomknęła na piętro, zostawiając zesztywniałego przez "O Boże!" Atroxa samego z nowym rozmówcą. Demon otrząsnął się po dłuższej chwili. Wodził wzrokiem po ścianie i suficie, śledząc rytmiczny tupot obcasów. Kiedy ucichły, jeszcze raz oparł się o blat, zerknął do puściutkiej fajki i płonącym piekielnym ogniem pazurem zaczął ją niby nabijać. Dopiero teraz spojrzał na zielonookiego mężczyznę, u którego mocno przebijały się elfie cechy.* Nie wiem, czy taki "nieszkodliwy". Jeszcze parę słów, które - Diable uchroń! - usłyszałaby Loretta i moja wieloletnia praca poszłaby... do diabła.

      Usuń
    8. *Elf podrapał się wolną ręką w potylicę, skonsternowany stanowiskiem blondynki. Hefan uroczy. Tego jeszcze nie grali.* Myślę, że jak tylko zechcesz, moja droga, to właściciel-*Wskazał kiwnięciem głowy w stronę stojącego za barem wampira* -pozwoli Ci go zaadoptować. *I jeszcze dopłaci do tego interesu, pomyślał, uśmiechając się niewinnie do dziewczyny. Po chwili opuścił zgromadzenie i zniknął w kuchni, ale szybko wrócił, wymieniwszy brudny talerz na dwie pomarańcze. Akurat zdążył, by załapać się na obejrzenie czaru Atroxa. Z nieskrywanym zaciekawieniem poddał się obserwowaniu zaklęcia rodzącego się w splotach czarno-karmazynowego ognia, w międzyczasie obierając owoc ze skórki, powoli i jakby od niechcenia. Gdy z płomiennych wstęg wyłoniła się czarno-biała fajka, bogata w misterne zdobienia, Malgran pokiwał głową i uniósł na chwilę brwi - był to oszczędny, acz jawny gest cichego uznania. Było powszechnie wiadomo, iż elfia rasa wysoko ceni sztukę, również ujętą w rzemieślnictwie. Malgran nie był wyjątkiem. Postąpił parę kroków bliżej, by móc lepiej przyjrzeć się przedmiotowi. Co prawda był świadomy, że Santorin jest wyczulony na punkcie zakazu czarowania pod dachem Uśmiechu, ale w końcu demon przywołał tylko fajkę, nic nie podpalił, ani nie wysadził, ani... Już chciał coś zagaić na temat tejże niezwykłego przedmiotu, ale nie zdążył. Miał szczęście, że instynktownie zareagował wzniesieniem prowizorycznej magicznej bariery - w końcu ostatnio w kółko to wałkował -, gdy tylko zauważył, jak Loretta bierze haust powietrza, by dmuchnąć ile sił w płucach w ustnik. Zdołał się ochronić przed główną salwą, jedynie buty oberwały rykoszetem. Zaśmiał się cicho, dyskretnie, widząc minę demona i pozostałych, po czym ze stoickim spokojem począł strzepywać popiół z pomarańczy. W końcu nieznajomy uderzył w czułą strunę i zdołał namówić kapryśną dziewczynę do pójścia na piętro. Ciekawość go zżerała, jak to się stało, że los zetknął ścieżki tej dwójki. Słowa, jakie wypowiedział rogaty, były doprawdy intrygujące.* Z chęcią posłuchałbym Twojej opowieści, zapewne to temat warty niejednego dzbana piwa. Niestety, jestem jeszcze w pracy, jak nie masz nic lepszego do roboty, możesz mi potowarzyszyć. Poznasz też mojego przyjaciela. A jak skończę co mam zrobić, to się napijemy. *Rzekł, rozrywając obraną pomarańczę na pół, potem na ćwiartki i wreszcie na pojedyncze kawałki, a drugą, nieobraną, chowając w kieszeni spodni.*

      Malgran

      [Przepraszam za opóźnienia w odpowiedziach. Potężny zanik weny :< ]

      Usuń
    9. *Chwyciwszy delikatny ustnik fajki w zęby, kilkoma oszczędnymi ruchami otrzepał popiół z ramion, chociaż większa część drobin ugrzęzła wśród czarnych pasm, bezwstydnie imitując łupież i każąc wątpić w higienę osobistą demona. Wybryk Loretty szczęśliwie najbardziej ugodził w Atroxa, lecz nie oznaczało to, iż inni nie mieli własnych "problemów", na przykład złotawe łodyżki słomy sterczące tu i ówdzie. Takimi poszczycić się mogły osoby niedawno baraszkujące w stodole bądź stajenni. Skoro elf wciąż był w pracy, wniosek nasuwał się tylko jeden.* Jesteś stajennym prawda? Jako że i mnie wzywają obowiązki względem Loretty, umówmy się, że po prostu znajdę Cię na podwórzu. *Schylił się po podróżny kufer, po czym zarzucił go na ramię. Skinieniem rogatej głowy tymczasowo pożegnał się z rozmówcą. Szybko zniknął na schodach na piętro gościnne, pozostawiając po sobie wrażenie dość miłe, może nawet krztynę nadziei na to, iż w Cheronie istnieją jeszcze osoby dobrze wychowane.
      Swą wychowankę zastał w całkowitym rozgardiaszu. Potargana, w jednym buciku zataczała się po najętym pokoju i walczyła z własnym ciałkiem, żeby zdjąć wieczorową kreację, w którą wciskała się niepotrzebnie. Demon pokiwał z politowaniem głową. Ciężko postawił kufer przy drzwiach i pomógł Lorettcie rozsznurować gorset. Później zajął się przygotowywaniem dla niej kąpieli, z wyciągniętą dłonią stojąc przed wypełnioną wodą, żeliwną wanną. Malutki ułamek demonicznych czarów i wkrótce powierzchnia cieczy zaczęła parować intensywnie. Loretta wpadła do prowizorycznej łazienki jak bomba, przez rozstawiony parawan zaczęła przewieszać to, co jeszcze na niej zostało, po czym weszła do wanny wśród arii pisków, że jej niewygodnie, woda gorąca i nie ma kto jej pleców umyć. Atrox w milczeniu zebrał brudną odzież z zasłony, na jej miejsce kładąc przed chwilą wydobytą halkę oraz ręcznik. Złożył wszystko w kostkę, schował do kufra, zaścielił łóżko i zapalił kaganek. Każdą czynność wykonywał z wyraźną wprawą, jak rasowy ordynans: bez komentarzy, bez sprzeciwu. Po prawdzie taka była jego rola opiekuna... Loretta wyszła ze spartańskiej łazienki i półprzytomnie wpakowała się do łóżka. Ziewnęła nieelegancko, gdy Atrox nakrywał ją kołdrą oraz kocem, ale ożywiła się odrobinę widząc, iż demon chce zgasić kaganek.*
      - Batrox... Zostaw światło.
      - Jak sobie Panienka życzy.
      *Wypuścił powietrze, które nabrał, by zgasić płomyczek i przysiadł na piętach na małym, kwadratowym dywaniku rozłożonym na przeciwko drzwi. Dłonie oparł na kolanach, z zamkniętymi oczami cierpliwie znosząc dość nachalny wzrok Loretty. To był chyba jej własny rytuał, wpatrywanie się w czujnego demona aż nie przyjdzie po nią sen...
      Otworzył jedno oko i dostrzegł, że młoda Fleront we śnie odwróciła się do niego plecami. Podniósł się z klęczek. Nienaturalnie cichym krokiem opuścił pokój, który zamknął na cztery spusty. Chociaż poruszał się statecznym tempem, przedziwnym sposobem wyszedł z tawerny szybciej niż do niej wszedł. Rozejrzał się po pogrążonej w półmroku okolicy, o której słyszał, iż niebezpieczna gdy wschodzi księżyc. Stajenny, stajenny... A gdzie jest podwórze? Znalazł je za drugim podejściem. Do elfa podszedł nieśpiesznie, zważywszy na jego towarzystwo...* Muszę przyznać, że kiedy wspomniałeś o "przyjacielu" zakładałem, że będzie to inny elf, jakiś leśny pupil lub wierzchowiec. Smoka się nie spodziewałem. *Nie zbliżał się przesadnie do wspaniałego stworzenia. Atrox mógł zachowywać się całkiem przyjaźnie, ale wiedział z doświadczenia, iż zwierzęta bardzo...różnie...reagują na jego złowrogą aurę.*

      Usuń
    10. *Podwórze zdawało się być najzwyklejszym podwórzem na świecie, znajdowała się nań stodoła, stajnia, prowizoryczny ogród zielny Lory, beczka z wodą, puste koryto i parę innych gratów. Wyróżniało go od innych tylko to, że w jego centralnej części jak gdyby nigdy nic przesiadywał smok. Potężna bestia z łuskami przeważnie koloru gruszki, tu i ówdzie jeszcze zabarwionymi brązem, oraz parą brunatnych skrzydeł, wówczas wygodnie złożonych na grzbiecie. Gad siedział naprzeciw swojego elfiego towarzysza, wokół prowizorycznego stolika, jakim był ścięty pieniek o szerokim leju. Najzwyczajniej w świecie grali sobie w karty, ale nie na łupy, gdyż na pniu leżał tylko stosik figur, a obok niego, na bruku stała tacka z dużym dzbankiem i kubkami. Gdy w cichej przestrzeni, przerywanej tylko sporadycznie odległymi rozmowami albo cykaniem świerszcza, zabrzmiał wyraźne czyiś głos, smok podniósł łeb zza kart i wlepił wzrok prosto w źródło dźwięku. Bezdenne, neonowe ślepia bez źrenic zdawały się przewiercać na wskroś, chcąc wydrzeć najskrytszy sekret obserwowanego. Demon miał cichy krok, więc nie usłyszeli go wcześniej.* O, witaj! Podejdź bliżej, zapraszamy. *Zawołał do Atroxa Malgran, przywołując go ręką w przyjaznym geście. Sam wstał, przeciągnął się i nieskrępowanie ziewnął. Zupełnie nie wyczuł rezerwy demona, gdyż on sam był przyzwyczajony do obcowania z pradawną smoczą rasą od wielu, wielu lat.* Trudno Ci się dziwić, widok smoka w tych stronach nadal jest dość niezwykły.. Cheron to doprawdy ciekawe miejsce... Wybacz, zdaje się, że wcześniej nie zdążyłem się odpowiednio przedstawić - jestem Malgran, a to Eldar. *Gdy Atrox zdecydował się podejść wystarczająco blisko, Malgran wyciągnął w jego stronę dłoń, a smok bez krępacji wyciągnął szyję, by się bliżej przyjrzeć. Jeżeli wcześniej robił złowrogie wrażenie, to wszystko prysło, gdy wyszczerzył się w dobrodusznym uśmiechu, ukazując szpilkowate zęby i rzekł gromkim głosem* "Malgran i Eldar ze stosunkowo bardzo, bardzo daleka! Miło mi poznać! Chcesz zagrać? Malgran uczy mnie grać w pokera." *Jego neonowe ślepia zabłysły na tle gwieździstego nieba, przywodząc na myśl dwa odległe księżyce. Elf wskazał demonowi stołek, czyli mniejszy ścięty pieniek i zabrał się za rozlewanie piwa do kubków. Blondwłosy mężczyzna od czasu ich ostatniego spotkania zdążył doprowadzić się do porządku i przebrać w prosto krojone ciuchy z barwionego na czarno lnu, a na jego szyi podzwaniał misterny, złoty łańcuszek, który jako jedyny szczegół w jego aparycji świadczył o tym, iż nie jest tylko zwykłym stajennym w tawernie na zadupiu. No, oprócz towarzystwa smoka oczywiście. Zagadką pozostawała również swoboda, jaka panowała między nimi w obecności demona; niejeden wiał gdzie pieprz rośnie na sam widok "czarcich bękartów", lecz oni sprawiali wrażenie wyjątkowo spokojnych. Malgran podał Atroxowi kubek wypełniony złocistą cieczą, a sam począł zbierać wszystkie karty do talii.* Przyznam się szczerze, że ciekawość mnie zżera, jak to się stało, że podróżujesz z tą młodą dziewczyną. Jakie licho was przywiało do Uśmiechu? *Zagaił elf, a smok przekrzywił łeb i spytał* "Jaką młodą dziewczyną? Ja nic nie wiem, nie jestem w temacie! Cały wieczór siedziałem tutaj i tłumaczyłem wyjątkowo opornej grupie wojów z północy, że nie mogą trzymać swoich tresowanych wilków w stajni, bo zagryzą konie, a ja nie jestem ucieleśnieniem, bodajże, boga krwi Hellig i nie wyruszę z nimi na wojnę tysiąclecia, by palić wioski i pożerać dziewice..." *Po chwili pauzy Malgran wzruszył bezradnie ramionami i spojrzał na Atroxa, dając mu tym samym do zrozumienia, że jak zechce opowiadać swoje losy to musi zacząć od początku...*

      [Mamy już osobny wątek, więc możesz mi odpisywać pod kartą Malgrana i Eldara :D Ale to jak chcesz]

      Usuń
  2. Przepuśćcie mnie! Nic nie widzę! *Wykrzykiwała swe żale na próżno. Podskakiwała w miejscu za plecami dwóch mężczyzn, przez ułamki sekund oglądając wysokiego, czarnowłosego osobnika, który czynił coś przy barze, coś, czemu towarzyszyły nieziemskie wrzaski oraz bluźnierstwa. Prychnęła głośno, w gniewie kładąc uszy po sobie, po czym w niekontrolowanym odruchu pochwyciła żeliwną tacę, na której jeszcze kilka minut wcześniej roznosiła piwo dla gości. W tępym hukiem przyłożyła w łeb jednemu z ociężałych umysłowo obwiesiów, a kiedy ten spojrzał na nią rozcierając zaciekle kark, Lisica odpowiedziała mu równie wściekłym wzorkiem.* Mówiłam, prostaku, żebyś się odsunął! *Wcisnęła ręce w szparę między uderzonym oraz jego kolegą. Włożywszy w czyn wszystkie swe wątłe, dziewczęce siły udało jej się poszerzyć wyrwę w towarzystwie do takiego stopnia, by mogła się przecisnąć. Powiodła wzrokiem dookoła w poszukiwaniu akcji, lecz okazało się, iż ta już dobiegła końca - Hefan gdzieś przepadł, Lora trzęsła się z podniecenia, a kruczowłosy rozmawiał z Malgranem. Kogita postawiła uszy z zaintrygowaniem, dojrzawszy u postawnego mężczyzny ogromne rogi oraz cienki ogon. Co za rysy, cóż za ramiona! Wszędobylska blondyneczka wypadała blado przy towarzyszącym jej demonie niezależnie od balowego, kosztownego stroju. Trizonka, jak na szpilkach odczekała, aż nowi goście tawerny odejdą, po czym bez skrupułów doskoczyła do Malgrana. Niewinnie splotła zadbane dłonie za plecami, delikatnie pochyliła się w stronę elfa i szepnęła konspiracyjnie.* On ma rozstaw ramion chyba dwa razy taki jak Ty. Wszystkie elfy są takie szczupłe? A może to demony są takie wielkie? Jesteś dyplomatą, na pewno jakiegoś już widziałeś... Jego rogi są niemal tak długie, jak moje ręce. *Niby to zmartwiona owym odkryciem - a może znudzona brakiem jakiejkolwiek dalszej przemocy - ścisnęła mocniej żeliwną tacę i wróciła do swoich obowiązków kelnerki.
    Niestety, z powodu niskiego wzrostu ponownie nie udało jej się dostrzec demona na tyle wcześnie, by zdążyć go zaczepić oraz porozmawiać w miarę możliwości. Przecisnęła się na środek sali akurat wtedy, kiedy rogaty sięgał do klamki i opuścił tawernę. Trzepnęła uchem z zawodem, w ramach rekompensaty doczepiając się do Lory.* Widziałaś ile ten facet ma włosów na głowie? Cała szopa! *W dwa palce wzięła granatowo-karminowy kosmyk, po którym systematycznie spływał potok mniejszych oraz większych, bladoniebieskich iskierek.* Chciałabym mieć tyle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Lora Beaumont odprowadziła wzrokiem wychodzących mężczyzn i wymamrotała coś pod nosem, zapewne stłumione przekleństwa. Szybko oceniła, ile teraz będzie sprzątać syf, jakiego narobiła ta młoda siksa i poczęła wywijać miotłą. Wpierw można było odnieść wrażenie, że robi jeszcze większego bałaganu, niż był, bowiem popiół z fajki wzbijał się w powietrze wznosząc tumany kurzu, ale suma sumarum dziewczyna wysprzątała jak się patrzy. Wprawę było widać jak na dłoni, tak jak i inne pozornie nieszkodliwe szczegóły, które rzucały posępny cień na sylwetkę Lory - płomiennie rude włosy związane w kucyk pachniały nie piżmem ani liliami, lecz kurzem i wątłą nutą ziół. Kobiece, miłe oku krągłości zostały bezlitośnie ukryte w za luźnych, roboczych ubraniach. Szmaragdowe oczy spoglądały na świat nie z zawadiackim blaskiem, a z odległym zamyśleniem i smutkiem. Ładna buzia miast przyciągać wzrok miłym uśmiechem, wzbudzała współczucie... Ot co zostało z Lory Beaumont, niegdyś księżniczki burdelu Yvette, obecnie pokojówki w Uśmiechu Fortuny. Zaczepiona przez Kogitę, spojrzała nań nieobecnym wzrokiem i uniosła prawy kącik ust w oszczędnym uśmiechu.* To fakt, ja też... Ciekawe, czy wszystkie diabły tak dobrze wyglądają, bo jak tak, to nie wiem jak Ty, ale ja się piszę na wieczne potępienie. *Mruknęła, próbując wykrzesać z siebie choćby iskrę humoru i uśmiechnęła się szerzej.* A gdybyś widziała, jak się rozprawił z Hefanem... Aż miło było popatrzeć. Zgred upadł tak nisko, że tej blond podfruwajce ukradł wysadzane topazami gacie... Dobrze, że nie prosto z tyłka! Tak czy siak, demon - ta dziewczyna na niego mówiła Batrox - się wkurzył i widelcem przykuł Hefana do blatu. Sprawy nabierały kolorów, ale Malgran stanął w obronie tego pokurcza i było po akcji... Szkoda... *Sięgnęła po zgrabny kieliszek wypełniony krystaliczną cieczą, który wcześniej jakby z automatu podał jej Santorin i przechyliła zawartość. Odetchnęła głęboko i wzdrygnęła się. Dopiero teraz lisica zauważyła, jak oczy Lory skryte są jakby pod mgłą. Piła już od wielu dni...*

      [Poprawiłam babola :P]

      Usuń
  3. Zaczynam nowy wątek oderwany od akcji z noty, to odpisuj pod kartą Lory, ok? :)]

    *Tej nocy w Uśmiechu robiło się już coraz ciszej, zabawa chyliła się ku końcowi. Ci, co mieli odjechać, pospieszyli konie i zniknęli za horyzontem, ci, którzy postanowili zostać, zamykali już drzwi swoich izdebek na klucz. Stali bywalcy pochrapywali pod stołami już od dobrej godziny, porządnie ululani przez gorzałę. Lecz w głównej sali tej nocy zabrzmiał jeszcze śpiew. Cichy dziewczęcy głosik niósł słowa ubrane w melancholijną melodię. Nie trzeba było długo czekać na akompaniament - równie delikatnie, z wyczuciem do głosu dołączył zew skrzypiec. Pieśń Lory brzmiała w innym języku niż wspólny, lecz w tajemniczy sposób właściwy sztuce nie trzeba było rozumieć słów; wystarczyło słuchać i odbierać emocje, jakie płynęły z muzyką niczym woda w strumieniu... Tęsknota... Żal... I ból. Wraz z ostatnim słowem, po lekko piegowatym policzku popłynęła samotna łza. Gdy muzyka ucichła, Lora uśmiechnęła się z zakłopotaniem i pospiesznie ją starła wierzchem dłoni. Następnie pociągnęła porządnie z gwinta z butelki z ciemnozielonego szkła, który cały czas trzymała w ręku. Siedziała na stole obok Santorina, który dołączył do jej przedstawienia jako skrzypek, ubrana w śliwkową, codzienną sukienkę, ale jej rozchełstanie, rozmazany makijaż i totalny nieład, jaki miała na głowie mówił jednoznacznie, że tej nocy brała udział w zabawie w UFie.* Widzisz, ja też potrafię śpiewać! *Rzuciła w stronę Santorina i oskarżycielsko wymierzyła w niego palec.* Nie myśl sobie! Hihi! Idziesz na łowy, prawda? Nie przeszkadzam... ja jeszcze pośpiewam... *Zeskoczyła ze stołu, zatoczyła się lekko, a po złapaniu równowagi chyżo skierowała się w kierunku drzwi. Powtarzał się wzór wielu wieczorów, Santorin wiedział, że Lora nie odejdzie daleko. Pośpiewa, pogapi się na drzewa i w końcu wróci do pokoju. Ghule nie zasadzały się bezpośrednio na tawernę. Póki nie szła w las, Ruda była bezpieczna.*
    *Tym razem przyszedł czas na sprośną żołnierską piosenkę, którą Lora z należną dziełu werwą wykrzykiwała na podwórzu, machając rękami, imitując wojskowy marsz. Rozlewała przy tym wino, zataczała się i śmiała. Gdy zobaczyła prowizoryczny ogródek ziołowy, ogrodzony rozklekotanym płotkiem, zawołała coś w stylu "ooo, moje roślinki" i rzuciła się w jego kierunku. Niestety nie wyhamowała w porę i runęła jak długa za płotek, rozwalając przy tym parę desek i robiąc rumoru na całą okolicę.* Ałaaa! Pokrzyyywyyy! Pokrzywyyyy! Nosz kurwa mać noo... tszeba wypieliiić... *Próbowała wygramolić się z nieszczęsnych roślin, ale średnio jej to szło, w końcu udało jej się wyjść na czworakach. Runęła jak długa na bruk i przy okazji stłukła nań butelkę... Po chwili najprościej w świecie się popłakała i poczęła zwać przez łzy na niejakiego Cahira, aż w końcu otworzyła oczy i zamilkła, gdy zauważyła, jak z okna z pierwszego piętra, znajdującego się tuż nad ogródkiem obserwuje ją niedawno przybyły demon. Mimo upojenia alkoholowego zrobiło jej się nieprzyjemnie, gdyż widok świecących w półmroku na złoto i czerwono ślepi, wlepionych prosto w nią, robił wrażenie...* Eee... witam... nie chciałam obuszić... Hyp...

    OdpowiedzUsuń
  4. *Gdy demon wreszcie zdjął z niej ten swój przenikliwy, przerażający wzrok i zniknął za zatrzaśniętymi okiennicami, odetchnęła głośno, z wyraźną ulgą. Zachichotała i legła z powrotem na ziemię, mając sobie zupełnie za nic zarówno oschły komentarz obcego, jak i fakt, że klepisko placu nie zaliczało się do najwygodniejszych - i najwłaściwszych - miejsc na wylegiwanie się... Choć uznała, że pobieżne spotkanie z demonem zostało zakończone wraz z jego zniknięciem w oknie, na wszelki wypadek niedyskretnie pomacała się po prawym udzie. Sztylet nadal spoczywał za podwiązką, z godnym podziwu uporem, towarzysząc Lorze we wszelkich numerach, jakie ostatnimi czasy wywijała. Ruda szybkim ruchem wydobyła sztylet ze zdobnej pochwy i poczęła wywijać nim w powietrzu, tuż przy twarzy, robiąc przy tym głupie miny.* A może by tak... hihi... pierdolnąć to wszszsystko i zostać wojowniszką?! Albo zabójszynią! Ciach ciach i po szprawie... Pszecież ja długo tak nie wytszymam... Spszątanie, pielenie, kręcenie fajek, hyp, spszedawanie i tak w kółko... A może... a może... *Nagle zamilkła i zrobiła bardzo skupioną minę. Po paru próbach zdołała dźwignąć się do półsiadu. Uniosła ręce i przez chwilę bacznie studiowała swoje dłonie. Jakieś zabłąkane echo rozsądku, które czasem przebrzmiewało w znieczulonej alkoholem głowie, mówiło jej, że nie powinna tego robić, zwłaszcza bez rękawiczek. Ale jak to zwykle bywa, gorzałka szybko pokonuje ów wątły głosik... tak było i tym razem. Przymknęła oczy i mruknęła.* Hyp... śfietlik! *Przez chwilę powietrze tuż nad jej dłońmi zadrżało, ale tylko po to, by poparzyć palce i uwolnić ze swych trzewi głuche, tępe puknięcie, mikrowybuch, który posłał parę iskier na materiał sukienki. Wydarła się cienko, szybko otrzepała, po czym gorączkowo poczęła dmuchać po poparzonych opuszkach. Gdy chwilę ochłonęła, pokiwała bezradnie głową i skrzywiła się, wyraźnie sfrustrowana.* Bez niego... nie potrafię... *Szepnęła gorzko, po czym podciągnęła kolana do piersi, objęła je i schowała twarz przed światem...* AAAAAAA! *Wydarła się na całe gardło w szczerej panice, gdy usłyszała głos demona tuż nad sobą. Zamyśliła się na tyle głęboko, że nie zwróciła uwagi na jego wcześniejsze kroki. A może chodził tak cicho? Uspokoiła się, gdy postawił ją na nogi i zaprowadził do prowizorycznego stolika na środku placu. Gdy tylko ją puścił, osunęła się bezwładnie jak lalka na stołek i gdyby nie ponowna interwencja, zjebała by się z drugiej strony, gdyż naturalnie pieniek nie posiadał oparcia. Gdy wreszcie usadziła się w pozycji, dzięki której względnie niestraszna była jej grawitacja, zwróciła swój wzrok na demona i zmarszczyła brwi. Ten zalał ją serią pytań i wyrzutów, których kompletnie nie rozumiała, co było widać po jej niezbyt mądrej minie, no i rozdziawionej buzi.* Przepraszam... jusz nie będę... hyp... znaszy się będę, ale ciszej, albo gdzie insziej po prostu. Hihi! *Zachichotała wielce rozweselona tym wielkim, groźnym i niezmiernie poważnym jegomościem.* Teraz spszątam, tak! Ale nie zawsze tak było... oj nie... gdybyś wiesział co ja umiem...! o papieros!!! *Zawołała triumfalnie o zebrała z ziemi ziołowy zwitek, spalony do połowy, o mało nie kończąc tego wyczynu spektakularnym upadkiem na twarz. Wsadziła sobie peta w zęby i z błogim wyrazem twarzy zaciągnęła się. Dopiero po chwili do niej dotarło, że nie jest zapalony...* No nie! Ej, pszystojniaczku, nie masz pszypadkiem ognia, hmmmm?

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Witam. Chciałbyś/chciałabyś może jakiś wątek?]

    Nari

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Pierwszy raz spotkałam się z takim blogiem, dlatego pytam. Takie rozluźnienie coraz bardziej mi się podoba. W takim razie zacznę, nie wiem czy będzie ci to odpowiadać.]

    Nari powiodła wzrokiem za wychodzącym gościem, z jednego pokoju, który należał prawdopodobnie do Artroxa. Ten "przemiły" pracownik już od pierwszego dnia zainteresował młodziutką szlachciankę, nie tylko z wyglądu, lecz także z racji iż, obracał się w takich szlacheckich kręgach. Miała kiedyś się wokół niego zakręcić, jednak nie wyszła i to nie ze względu na jej wiek. Uważał ją za smaracza, nie pomagało to w jakichkolwiek interesach.
    Złodziej skierował się do jednego pustego pokoju, z czymś pod koszulką, zainteresowana dziewczyna ruszyła zaraz za nim nie zważając na to, że mogła stać się jej krzywda. Mężczyzna na oko dwadzieścia pięć lat, o rysach typowego złodzieja, z takim samym wyrazem twarzy, gdy akurat ukartuje się interes życia. Wślizgnęła się do środka, zagryzła wargi widząc jak wyciąga dużą ilość kosztowności z kieszeni i wysypuje je na duże łóżko. Zniknął gdzieś koło jednej z szaf, grzebiąc coś w niej uporczywie.
    - A co tu sprowadza dziewkę?- podskoczyła zaskoczona, mężczyzna stał tuż za nią a drzwi zatrzasnęły się głośno. Nari zaczęło tłuc głośniej serce, a zielone oczka rozszerzyły się strasznie ukazując tym samym strach. Co on mógł jej teraz zrobić? Przełknęła głośniej ślinę, a z gardła wydarł się głośny pisk kiedy napastnik złapał ją za ramiona.
    - Puszczaj mnie!- pisnęła znów. Podrapała go po twarzy, przez co widniały na niej teraz cztery krwawe kreski, tym razem mężczyzna nie pozostawał bierny. Uderzył ją w twarz mocno po czym rzucił na łóżko i wziął coś ostrego z pochwy- Złodziej! Santorin się o tym dowie!- krzyknęła znów.

    Nari

    OdpowiedzUsuń
  7. Widok bijatyki tylko ukoił jej wystraszone serce. Obserwowała z ciekawością całą potyczkę Artroxa i nieznajomego jej chłopaka, który przegrał szybciej niż się spodziewała. Odetchnęła z ogromną ulgą, aż tamten uciekł w popłochu a ona mogła stanąć prosto na nogi. Obtarła stróżkę krwi z wargi, resztkę oblizała- Dziękuje za ratunek- kiwnęła do niego głową w podziękowaniu, z dość małym grymasem bólu na twarzy- Ten...chłopak próbował ukraść coś z twojego pokoju, więc poszłam za nim. Byłeś dość zajęty i nie chciałam ci przeszkadzać- odwróciła wzrok, wprost na dużą ilość błyskotek na łóżku. Dłonie ułożyła z tyłu, bawiąc się małym, misternie zdobionym pierścionkiem. Nie pomyślała wtedy o przegranej i tym, iż mógł ją w taki sposób zaatakować, była ciekawska a ta sytuacja podpadła jej w oko. Przetarła dłonią przód workowatej bluzki, w której chodziła od przybycia do uśmiechu. Innej nie miała, bo albo ukradli jej to, albo ktoś specjalnie jej to ukrył. Nie wydzielała przykrego zapachu, wręcz przeciwnie. Niepewny zapach konwalii zawsze owiewał jej ciało, tym samym tłumił zapach kurzu i potu. Nie chodziła brudna, broń cię boże!
    Na takie sprawy miała czas po nocach, dlatego też duże worki pod oczami odcisnęły się brzydko na młodziutkiej twarzy.
    - Artrox? Powiesz mi coś więcej o nefilimach? - powiedziała to zanim ugryzła się w język, przez co skuliła się jak mały szczeniak.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ruszyła więc przed nim, żwawo dreptając przed nim aby nie spowalniać mężczyzny. Usiadła szybko, aby odsłuchać wszystko co ma jej do powiedzenia. Nigdy jeszcze nie znała nefilima, gdyby nie księgi i wiadomość matki, pewnie nie wiedziała o ich istnieniu, ani tym samym nie wiedziała zupełnie nic o swej rasie. Założyła włosy za ucho, zmarszczyła odrobinę brwi wysłuchując wszystkiego. Nigdzie nie wyczytała tego, że nefilimem można się stać. Sądziła, iż takowe się po prostu rodzą, a Atrox wyrwał ją z tego błędnego i niepoprawnego myślenia. Spuściła oczy, zawstydzona swoją niewiedzą w tak ważnej sprawie. Musiała się jeszcze wiele nauczyć.
    - Dlaczego anioły nie darzą nas sympatią? Przecież te "klasyczne" nefilimy to dzieci zrodzone właśnie z takich istot- machnęła ręką, kiedy wypuścił dym z fajki, zakaszlała a do oczu napłynęło jej trochę łez- Nie za wiele wiem o tej rasie... naszej rasie, dlatego byłabym wdzięczna, gdybyś powiedział mi wszystko co wiesz- dotknęła miejsca, uważając aby nie zahaczyć swoją dłoń o jego, gdzie jeszcze przed chwilą płonęła cienka kreska. Wstrzymała przy tym oddech.- Nigdy nie spotkałam nikogo takiego, a tą małą wiedzę jaką posiadam, znalazłam głównie w księgach i z opowieści, a chciałabym bardziej wiarygodnych i poprawnych informacji. Aby wyjść z niewiedzy- przeniosła wzrok z kreski, w jego czerwono- złote oczy z lekkim uśmiechem. Strach, jaki był jeszcze przed chwilą, zniknął w niepamięć a sama Merrev'edi już o nim zapomniała, nie czuła strachu nawet przy Atrox'ie. Raczej była to nie wymuszona sympatia, chodź rozmawiała z nim po raz drugi, nie licząc tego, gdy jacyś goście robili burdę a ona go o tym powiadamiała. A było to tylko, raczej z przymusu niż chęci. Polubiła go, tak po prostu.
    - A jeśli, nawet taki nefil jak ja, nie praktykuje ich nauk. Są z tego jakieś większe konsekwencje? Czy zwykła niechęć.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zacisnęła drobną piąstkę pod stolikiem, wyprostowała się natychmiast, zamiast na wpół leżeć na stoliku i oglądać Atroxa ze skosa. Przełknęła głośniej ślinę zastanawiając się rozważniej nad następnym pytaniem. Nie chciała znów się wygłupić, tym bardziej że jeszcze mógł przez to odejść pozostawiając ją z mnóstwem pytań bez odpowiedzi.- Mam pewną umiejętność- odchrząknęła cicho czując jak w gardle tworzy się jej ogromna klucha- Nie do końca wiem, czy jest ona właściwa dla dziecka anioła. Bardziej pasuje mi do demona, czy nawet od nefilów o twoim pokroju. Potrafię kontrolować krew- ściszyła głos- Kontrolować to złe słowo, po prostu czasem mam nad nią władzę, w sytuacjach krytycznych kiedy to jest zagrożone moje życie. I to nie zawsze. Czy jest to normalne?- zamówiła u jednej z kelnerek kompot do picia, odpowiedniejszy dla tak młodej osoby jak ona. Wina nie tknie, w Uśmiechu przynajmniej, bo zauważyła że gnom często je chrzci dla oszczędności. Upić się też nie chciała, nie przy Atroxie, aby nie gorszyć samej siebie w jego oczach- Pomógłbyś mi? W nauce przy niej? Obronisz się, kiedy zajdzie taka potrzeba. Tak sądzę- odebrała kompot od razu wypijając dużą jego część.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zmarszczyła lekko nos- Miałam nadzieję, że właśnie ty mi pomożesz- przyznała, jak najbardziej szczerze. Inni nie zrobili tak dobrego wrażenia jak on, byli dla niej zbyt przeciętni, nawet właściciel Uśmiechu Fortuny wydawał się jej mało interesującym osobnikiem. Atrox był przeciwieństwem wszystkiego, co do tej pory poznała i zafascynowała się jego osobą. A nachalna być nie chciała, chodź potrafiła, jednak ukrywała to skrzętnie za nieśmiałością przypisaną do cnotliwych szlachcianek.
    Zajęła się w pełni słodkim napojem, dając wybór rogatemu "przyjacielowi". Chciała aby został, mogliny prowadzić dalszą naukę pogłębiając wiedzę dziecka, które tak ochoczo zagłębiało się we wszystko co zakazane i nie etyczne.
    - Co się stało pod twoją podopieczną? Słyszałam, iż przyjechałeś tu z pewną panienką a nie widziałam jej ani razu, zdziwiło mnie to bardzo. Chodzą plotki, głównie wśród gości, że gustujesz w takich młodych damach ale na to raczej nie wygląda. Muszę się ciebie obawiać pod tym względem?- założyła ręca na piersiach, z zainteresowaniem czekając na każde jego następne słowo.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Myślałam bardziej, iż gustujesz w mężczyznach- przyznała, spuszczając przy tym wzrok. Podróżowała raz z parką takich osób, a ta wycieczka nie należała do najprzyjemniejszych i od tamtego czasu unikała kontaktu z homoseksualistami. Strzsznie się przez nich zgorszyła- Nie musisz zresztą mi się tłumaczyć, to twoje prywatne sprawy- podrapała się po gęstych włosach na głowie. Na razie każdy uważał ją za dziecko, podlotka, który nie dawno odstąpił od piersi matki co ją w pewnym stopniu cieszyło. Ale...Miała kiedyś w planach "posiadanie" mężczyzny, a uważanie ją za małą dziewczynkę w tym nie pomagało.
    - I mogłbyś nazywać mnie po imieniu?- zaproponowała- Nie "dziecko", to uwłacza mojej naturze zwłaszcza w ustach mężczyzny. Nawet po nazwisku...- uśmiechnęła się do niego ładnie, zachęcając tym samym do zmiany podejścia.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Uraziłam go?- zapytała sama siebie, głęboko w myślach a lekki wyraz zdziwienia zakwitł na twarzy. Kiwnęła do niego porozumiewawczo głową, dopiła napój, który teraz stał w gardle. Podtrzymanie rozmowy spełzło na niczym, a wcześniejsze wskazanie złodzieja tym bardziej. Atmosfera zrobiła się ciężka, a złowrogie spojrzenie doskonale dopełniało tego obrazka. Nari nie miała zamiaru go obrazić, nie dość że zachowywała się miło wobec nefilima, to ten wlepiał teraz w nią taki wzrok. Zwykłe nieporozumienie, od co.
    - Wybacz- rzekła tylko, uczyniła lekki ukłon w jego stronę na znak szacunku i powoli zaczęła zabierać się za odejście. Zarzuciła długie włosy na plecy, by zniknąć w gospodzie prawie nie zauważona, z natłokiem myśli w głowie jakie teraz nie dawały jej spokoju. W tych myślach wyraźnie i dogodne miejsce miał Atrox.

    OdpowiedzUsuń
  13. Młódka chwyciła za miotłę, zamiatając brudną, często lepiącą się podłogę, w głównej sali. Tu, gdzie pili zawsze było brudno, często nawet można było znaleźć różne ciekawe zdobycze na podłodze, czy to monety, czy wybite zęby po jakiejś bójce. Nie dlatego zaproponowała Lorze, iż to ona posprząta. Wyglądała źle, chciała dać jej trochę odpocząć, tak aby lepiej na nią patrzyła, zresztą nie tylko ona.
    Zamiotła już koło wejścia, właściwie to połowę sali aby dotrzeć do kominka. Tam zazwyczaj wrzucała brudy. Czasem nawet to wszystko podpalała, ale to już kiedy nikt nie widział. Nie, żeby była leniwa..Miała zamiar zmyć też cały bród, wywietrzyć trochę ten smród z wewnątrz. Rano przyjemnie będzie wejść do tak wysprzątanego miejsca, a i może właściciel będzie z niej zadowolony. Oby tak było. Od samego początku się starała, bo za zarobione pieniądze nie tylko spłaci nocleg, a miała kupić sobie jakieś nowe ubranie. Trochę bardziej dziewczęce, tak aby mieć jakąś ładną rzecz, nie tylko męskie łaszki w jakich chodziła.
    Po wykonaniu obowiązków, nie wiedziała co z sobą począć. Naszła ją ogromna ochota na przednie wino, a raczej nikt się nie obrazi jeśli trochę podbierze..."Trochę" skończyło się na piątym kuflu. Czknięć nie było, ale problemy z chodzeniem i panowaniem nad sobą już tak, bo bez skrępowania siedziała w głównej salce popijając to następne kufle. Nie śpiewała, była raczej cicho i rozmyślała nad...nad wszystkimi w sumie. Nad osobą Lory, okropnego Hefana, nad seksowną Kogitą, nawet nad tajemniczym Atroxem! Na tym ostatnim nie wywołała dobrego wrażenia, ale nie można przypodobać się wszystkim. W sumie, zazdrościła trochę dziewczyną. Ciała, śmiałości, nawet ubrań i ślicznej buzi. Bo one były śliczne..
    Polała sobie znów, wypiła całość od razu. Burknęła coś niewyraźnie, kiedy to oblała się klejącym winem. Je tak trudno sprać...Ale cóż.
    - Teraz to chyba w kocu będę chodzić- mruknęła sama do siebie, wyciskając na ziemię, alkohol z ubrań. Pachniała nim cała, nawet włosy sobie pomoczyła. Bogowie, co ona im zrobiła że tak ją karzą. Może nie należy do osób pobożnych, ale to nie powód aby podkładać jej kłody pod nogi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zamierzała wyrzucać swojego jedynego ubrania, w czym miałaby później szwendać się po Uśmiechu? Paradowanie nago nie było kuszącą opcją, tak samo jaj zwiewne sukienki, które miały kusić , falbankami, odkrytymi wdziękami i krojem prawie przezroczystej tkaniny. Co to nie, jej ubranie, nawet brudne i ochlapane winem, było właściwe i nie zamierzała go zmieniać na nic innego.
      Ciche westchnienie wydobyło się z młodziutkiego gardła, a dłoń z kuflem jakby sama odnalazła drogę na czysty blat. Rozlała jeszcze wina, brudząc się bardziej ,przez co zaklęła siarczyście a na młodej buzi pojawił się grymas niezadowolenia. Kątem oka przejechała po urodziwej kobiecie, od jej odsłoniętych ud, aż do kuszącego dekoltu i buźki o niewinnych i delikatnych rysach. Uśmiechnęła się dziwnie na jej widok, a w oczach pojawiła się figlarna iskierka. Usiadła normalniej, wstać jednak nie zamierzała przez zwykłe upojenie alkoholowe. Chędożył by to wszystko pies, w dupe kopany...
      Świat się jej nagle zakręcił, a nogi stały się wiotkie, wzrok płatał jej nie małe figle- Nic nie wyrzucę, to moje jedynie ubranie- rzekła, po dłuższym uspokojeniu. Ta cała alkoholowa zabawa, nie wynikło z niej nic dobrego, a miało się skończyć na tak małej ilości...Musiała przez chwilę powstrzymać oddech, słodka woń dotarła do wrażliwych nozdrzy Nari przez co wywołała ponowne zawroty głowy, żołądek powoli odmawiał posłuszeństwa. Na ciało nie miała już co liczyć, przyćmiony umysł był jedynym ratunkiem- Wybacz, iż widzisz mnie w takim a nie innym stanie. Jednak czasem człowiekowi potrzeba przedniego wina, a ono na mnie nie działa chyba dobrze- zasłoniła dłonią różowe wargi, czknęła raz, później drugi. Było z nią coraz gorzej.

      Usuń
  14. "Szkieletora i Skelegona? A co to za jedni?" *Podjął temat Eldar, z zaciekawieniem przekrzywiwszy łeb.* "Nie dziwę się Drakonautom, Cheron jest dziwny. Tu naprawdę bardziej się opłaca chodzić w ludzkiej skórze niż w...hmm... naturalnej. W kółko mnie tu zagadują, wypytują, chcą spuścić łomot albo wrzeszczą na mój widok, to męczące. W Killinthorze też różnie bywa, ale chyba nie na taką skalę." *Malgran spojrzał na towarzysza z ukosa i pokręcił przecząco głową.* Tak Ci się tylko wydaje, bo w Killinthorze wyściubiasz nosa z domu i obcujesz z zewnętrznym światem raz od wielkiego dzwona. Założę się, że nawet w tej karczmie najbliżej terenów zakonnych, jak ona się zwała... "Pod roztańczonym gnomem"... Nie, jakoś inaczej... Mniejsza... Gdybyś posiedział tam dłużej, wzbudziłbyś niemałą sensację. *Smok jedynie wzruszył ramionami, najwidoczniej uznając argument swojego jeźdźca.* "Może. Tak czy siak w człowieka ani elfa zmieniać się nie umiem i nie zamierzam." *Zakończył dyskusję, akcentując deklarację energicznym skinieniem rogatego łba. Elf tymczasem tasował karty i to w wyraźnie nieporadny sposób, co nie umknęło uwadze Atroxa. Fakt, rzadko grywał, prędzej w kości albo w szachy. Na sygnał demona oddał mu karty bez oporów, rad z wyręczenia i sięgnął po kufel piwa. To, że demon tak sprawnie radził sobie z tasowaniem, nie rokowało dla nich dobrze. Prawdopodobnie trafił im się stary wyjadacz, który nie pozostawi na nich suchej nitki. Szczęście, że nie grali na pieniądze... Tłumaczenie Eldarowi zasad zajęło trochę więcej czasu, niż się spodziewał. Gad zadawał wiele pytań, często absurdalnych, co ewidentnie wskazywało na brak predyspozycji do gier hazardowych. Dodatkowo często mylił karo z kierem, tłumacząc się tym, że mu za ciemno i mu się znaczki zlewają. W końcu po ciężkiej przeprawie zaczęli grę - a Atrox swoją opowieść. Malgran ze skupieniem słuchał demona, jednocześnie planując kolejny ruch w rozgrywce, za to Eldar chyba miał problem z podzielnością uwagi; również pojęcie "pokerowa twarz" było mu obce. Stroił do swoich kart różnorakie miny, od katorżniczego skupienia po chwilowe zadowolenie, aż w końcu stanęło na dezorientacji. W międzyczasie kiwał łbem, dając tym samym do zrozumienia, że słucha opowieści. Albo przynajmniej próbuje. Malgran właśnie rozważał, czy lepiej będzie zaryzykować wymianę kart i liczyć na szczęście, czy skończyć rozdanie z mocno słabymi dwiema parami, kiedy w jego umyśle zabrzmiało jak echo telepatyczna wiadomość od Eldara.* ' -"Psst, czy jak wszystkie są czerwone to coś mam?" ' *Elf spojrzał ostro na towarzysza, dobitnie dając mu do zrozumienia, co myśli o oszukiwaniu, ale ostatecznie odpowiedział mu w myślach.* -'Jak wszystkie masz kier albo karo, to masz kolor, a jak nie, to każda jest z innej parafii, nic nie masz.' *Malgran nie zdążył dokończyć zdania, gdy Eldarowi wypadła z łapy jedna karta i spadła prosto na drzewny stół - była to dama kier. Jasnowłosy oparł głowę na dłoni i spojrzał się na gada z politowaniem.* "Ups, przepraszam." *Burknął Brunatnoskrzydły, powietrze zawibrowało krótko; felerna karta drgnęła i uległa czarowi, uniosła się w powietrze, przefrunęła kawałek i posłusznie schowała się między te spoczywające w szponach smoka.* Rozważna starowinka. Gdyby po prostu zażyczyła sobie bogactwa dla wnuczki, ta mogłaby roztrwonić fortunę szybciej, niż by się ktokolwiek mógł spodziewać, a tak? Inwestycja w przyszłość. Sprytne. Hmm... poświęciłeś tej dziewczynie wiele długich lat i wreszcie wypełniłeś swoje zadanie. Co teraz masz zamiar robić? Zostaniesz tu, w Uśmiechu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Eldar zarechotał gardłowo na określenie "ochłap" użyte w kontekście czyjegoś życia, ale mina szybko mu zrzedła, gdy Atrox po raz wtóry wyłożył na stół zdecydowanie lepszy zestaw, niż oni.* "No nie! Jak on to robi?! Głupia ta gra, kwestia szczęścia i tyle." *Burknął pod nosem i zgarbił się, wyraźnie zdemotywowany do dalszej gry. Zainteresowanie Malgrana dotyczyło zupełnie innej kwestii.* Zapytałbym jeszcze o coś, jeśli pozwolisz - jak ta demoniczna aura Loretty wpłynie na jej ród? Pytam z czystej ciekawości... *W jego zielonych tęczówkach tańczyło czarno-czerwone odbicie przywołanego płomyka, któremu się przyglądał. Na pytanie Atroxa Eldar wyjrzał zza swoich kart i obdarzył go zdziwionym spojrzeniem.* "Nie przepadają? A to dlaczego? Całkiem sympatyczny z Ciebie demon, tylko, że gębę masz straszną. Ale to zupełnie tak jak ja." - Oj Eldar, Eldar, jak Ty jeszcze mało o życiu wiesz. *Skomentował wypowiedź smoka elf, odrzuciwszy dwie karty.* Pozwól, że Ci wyjaśnię po krótce. Należymy do Ordo Corvus Albus, smoczego Zakonu strzegącego południe Killinthoru, krainy położonej, no cóż, mniej więcej pół świata stąd. Jedną z dwóch par przywódczych są nekromanci, półdemonica Almariel i czarny smok Mulkher. Niezbyt przyjemna sztuka, czy też profesja - powiedzmy, że też sprawiają nienajlepsze pierwsze wrażenie, ale zdążyliśmy przywyknąć, mieszkamy w zamku, pod jednym dachem. Sprawują pieczę nad wieloma istnieniami i to z powodzeniem, a ich wygląd i aura, którą roztaczają sugerują coś zupełnie odwrotnego. Ja nauczyłem się nie sądzić po pozorach... a Eldar, no cóż, on się tam wychował, nie rozumie dyskryminacji rasowej i innych tego typu zagadnień. -"Już nie rób ze mnie takiego młotka, dobrze?"

      Usuń
  15. Eeejj... Podsłuchiwałeś... *Jęknęła z wyrzutem w reakcji na jego krytyczne słowa.* I łatwo Ci mówić, hyp, ja dopiero zaszynam czarować, a teraz bez nauszyciela to gówno a nie nauka. *Burknęła i naburmuszyła się jak rozkapryszona małolata. Dopiero, gdy Atrox pstryknął palcami tuż przed jej twarzą, podskoczyła zdumiona i pisnęła cienko. Chwilę potem w dłoni demona rozbłysły szaleńczym tańcem języki czarno-czerwonych płomieni. Przez dłużej niż by wypadało wpatrywała się zauroczona w ów zjawisko, aż w końcu uniosła zwitek i niebezpiecznie chwiejąc się na boki podjęła próbę zapalenia papierosa. Cudem nie zjarała sobie włosów, choć i tak coś jej w tym ogniu nie pasowało - śmierdział jak bąki Hefana po grochówce, a na dodatek dawał mało ciepła. Wkrótce przekonała się, że padła ofiarą demoniego podstępu. Poczęła pluć i kasłać, jakby połknęła osę, po czym z siła cisnęła fajkę hen przed siebie.* Co do kurwy, jakie to paskudne!!! Zadowolony jesteś z siebie? Jednak Cię nie lubię! *Zawołała, wymierzając w Atroxa palec wskazujący w oskarżycielskim geście. Długo jednak nie zdołała go utrzymać, znów straciła równowagę i zakolebała się na pieńku - zdołała się jednak w odpowiednim momencie przytrzymać. Zamrugała oczami i wlepiła zdziwiony wzrok w demona, gdy usłyszała jego kolejne słowa. Przez parę długich chwil wpatrywała się w niego dużymi, szmaragdowymi oczami, których blask już dawno przyćmił ból i rozgoryczenie.* To nie fair, jak mogłeś wspomnieć o Cahirze... *Mruknęła, opuściła głowę. Powolutku i bezwiednie jak szmaciana lalka ześlizgnęła się z pieńka na ziemię, skuliła przyciskając kolana do piersi.* Nic nie wiesz o tym, co było... Gówno wiesz... Zostaw mnie w spokoju...!

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Mogłabym ładnie prosić autorkę/autora Atroxa o maila? Bardzo mi na tym zależy]

    Nora

    OdpowiedzUsuń
  17. *Kiedy wczesnym rankiem otworzyła oczy, jęknęła z bólu. W głowie miała gniazdo rozwścieczonych szerszeni rozbijających się o czaszkę, a w ustach bezkresną pustynię. Dźwignęła się ze stęknięciem na łokcie i rozpoczęła przeczesywanie najbliższego terenu w poszukiwaniu choćby kropelki wody, choćby kropelki czegokolwiek... mokrego... Znalazła postawiony na podłodze obok łóżka kubek po wczorajszych ziółkach i łapczywie go przechyliła. Jednakże to marne pół łyka tylko zaostrzyło pragnienie. Osunęła się bezwiednie na poduszki i pomasowała skronie. Takiego kaca nie miała już dawno. Właściwie to nie pamiętała, jak doczłapała się wieczorem do łóżka... Westchnęła i zdecydowała się zwlec. Musiała zejść na dół po wodę.*
    *Dobrze, że nikogo jeszcze nie ma na nogach, pomyślała i ociężale poczłapała w kierunku kuchni. Wyglądała jak ucieleśnienie chaosu we własnej osobie, z sianem na głowie, sinymi worami pod oczami, ubrana w puchaty, śmiesznie na nią za duży szlafrok i utrzymane w podobnej konwencji, trochę już znoszone papcie. Zgarbiona i zmęczona, dotarła wreszcie do źródła wody, mianowicie dużego wiadra napełnionego w jednej trzeciej płynnym zbawieniem... Gdy ugasiła pragnienie, nabrała wody w ręce i chlusnęła sobie nią w twarz dla otrzeźwienia. Wkrótce zauważyła w kuchni ślady czyjejś niedawnej obecności. Świeże okruszki na blacie, rozgrzane palenisko, delikatna woń śniadania unosząca się w powietrzu. W pierwszej chwili miała ochotę uciekać, bo jeszcze się ktoś na jej widok wystraszy, ale po wykonaniu paru kroków stwierdziła, że nie ma siły i ma po prostu na wszystko wyjebane... Choć żołądek miała skurczony i obolały od nadmiaru alkoholu, postanowiła coś przekąsić. A potem usiąść sobie na ganku przed tawerną i odetchnąć świeżym powietrzem.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Przekroczyła próg Uśmiechu i przeciągnęła się porządnie, tłumiąc ziewnięcie. W prawej ręce trzymała nadgryzioną kanapkę z masłem. Zamrugała parę razy nieprzytomnie na widok Atroxa. Jej mózg miał problem z zarejestrowaniem, że demon naprawdę siedział przy stole zajadając chleb, czytając jakiś zwój i nie były to tylko jej senne przywidzenia. Na dźwięk przywitania drgnęła lekko, jakby dopiero teraz głos Atroxa ją faktycznie wybudził.* Dla kogo dobry to dobry. *Burknęła ciut opryskliwie, sunąc leniwie ku siedzisku po drugiej stronie stołu. Klapnęła z ciężkim "uffff" i omiotła zblazowanym wzrokiem prawie puste naczynia, jak i pergaminy.* Kto jeszcze wstał tak wcześnie? Nieźle sobie ucztujecie o poranku, zeżarliście śniadaniowego prowiantu spokojnie na trzy osoby. *Mruknęła krytycznie i wzięła od niechcenia jeden ze zwojów do ręki. A z niego coś spadło na stół. Nie dała Atroxowi szansy na odpowiedź, bowiem zaraz wstała jak sprężyna z dzikim wrzaskiem.* JAKI WIELKI PAJĄK! ZABIJ GO SZYBKO! *Już miała zdejmować kapcia ze stopy, by zrobić z niego śmiercionośne narzędzie zbrodni, gdy dotarło do niej, że to coś to nie pająk, tylko dziwaczna, niebieska kulka. Z wielkim okiem. Z ogonem, skrzydełkami i różkami. W skupieniu pochyliła się i poczęła obserwować małą poczwarę. Widziała kiedyś w książce, którą podwędziła z maminej biblioteczki wizerunek dziwacznego morskiego stworzenia, które było ni to zwierzęciem, ni to rośliną, było niebieskie i okolone długimi kolcami i było bardzo podobne. Tylko oko miało zdecydowanie mniejsze...* Atrox, co to jest? *Usiadła na powrót przy stole i nawet się uśmiechnęła, widząc, jak kulka reaguje mruczeniem na drapanie. Wkrótce sama wyciągnęła rękę, kulka wesoło podskoczyła i poczęła się łasić.* Jaki słodki! *Zachichotała ruda. Takie rzeczy zawsze działały na dziewczyny... Wystarczyło, że do burdelu przyszedł klient ze szczęnięciem psa albo kota i od razu miał zniżki... Jednakże gdy usłyszała imię "Scarlett", zamarła w bezruchu. Utkwiła w Atroxa spojrzenie ostrzejsze od rzeźnickiego noża. Oparła ręce na blacie jakby miała zamiar zaraz rzucić się na demona. I poniekąd tak się stało, mimo, że nie musiała tego robić. Atrox już przesuwał pergamin w jej kierunku, gdy rzuciła się na papier i porwała go jak harpia błyskotkę. Szybko przebiegła wzrokiem po treści, ale z tego wszystkiego ni w ząb nie zrozumiała, o co w dokumencie chodzi. Zdenerwowała się wyraźnie i zrobiła złowrogą minę, co nawet mogło robić wrażenie, gdyż nieułożone, nieuczesane rude włosy sterczały jej na głowie niczym lwia grzywa.* Znam! To moja koleżanka! Mów o co chodzi! Szpiegujesz nas? Znaczy się - burdel Yvette? Dla kogo i po co? Dom uciech Yvette jest zupełnie legalny! I nieszkodliwy! Każdy czasem musi gdzieś sobie rozładować napięcie, czyż nie?! *Zawołała, żwawo gestykulując. A może Scarlett napisała do Atroxa list? Jakim cudem? Po co? Skąd go znała? Przecież Yvette kategorycznie zabraniała obsługiwania nieludzi i miała ich za najgorszy sort... A może spotkała go gdzie indziej... Gorączkowe myśli przerwał jej widok czegoś paskudnie śmierdzącego i zakapturzonego, co własnie wylazło spod stołu.* To Twój pies, Atrox? Weź go chociaż umyj, bo śmierdzi okropnie! *Warknęła Lora, ostentacyjnie zatykając sobie nos palcami.*

      Usuń