WIELKIE OTWARCIE - JAK ODKRYTO UŚMIECH FORTUNY

Gdy zwracasz nań swój wzrok, obdrapany szyld skrzypi żałośnie, żaląc się, co za idiota oszpecił go krzywym pismem, głoszącym ni mniej ni więcej:

UŚMIECH FORTUNY

Nadal chcesz wejść? W porządku. W końcu chciałbyś tylko trochę odpocząć przed dalszą podróżą do miasteczka. Przybytek z zewnątrz w sumie tak źle nie wygląda...

Ciepło, przytulnie, acz zdaje Ci się, że coś z tym miejscem jest nie tak. Zbytnio blady typek jakoś dziwnie patrzył się, gdy oporządzał Ci konia, w zupie pływały nieznajomego pochodzenia różowe strączki, sakwa ze srebrniakami nagle stała się zbyt lekka, a jegomość stojący przy ladzie chyba ma ochotę Ci przywalić - tak po prostu.

Uśmiech Fortuny, psia jego mać.

sobota, 18 października 2014

Kociak i strzelba eterowa

  Wielu rozszarpałoby Hefana na miejscu kiedy ten kpiłby z nich w żywe oczy. Ale Nimra była jak to zagubione dziecko i wcale nie zwracała uwagi na przezwiska czy chamskie przytyki mikrusa. Była gwoli ścisłości rusałką, ale obwołanie jej "elficą" jakoś niespecjalnie jej przeszkadzało. W końcu nie wszyscy są na tyle wyedukowani, by dostrzegać różnicę, prawda? Gdy zaproponował jej zlecenie, po prostu je przyjęła, bez śladu pyskówek czy wzruszających tekstów "Ale jestem dzisiaj zajęta...". A potem ten incydent ze świecidełkiem, Okiem van der Gerda. Santiorin zlecił śledzić Walecznego. I tyle ją widziano w tawernie, bo jeszcze tego samego wieczora ruszyła na łowy. 
Cel: kretyn "Waleczny".

  - Co za zadupie. 
  Płaz groteskowo wielkiej halabardy wylądował na szyszaku zbrojnego, który zagrodził drogę nie lada kocicy. Facet miał szczęście, że mu łba nie urwało, chociaż dzwonić w uszach to będzie i jego wnukom, to pewne. Kobieta chwilę stała, w jednej ręce trzymając straszliwą broń, gotową do kolejnego uderzenia, ale strażnik ewidentnie nie kwapił się do podnoszenia. Urażona brakiem jakiejkolwiek wytrzymałości ze strony tutejszych mężczyzn, prychnęła głośno. Ten kraj nie dość, że monotonny, to jeszcze pozbawiony rozrywek na linii damsko-męskiej. Co się porobiło z tym światem. Przekroczyła strażnika z tak bojowym nastrojem, że karkołomnie wysokimi obcasami krzesała iskry na kocich łbach. Będzie jej szczeniak pić zabraniał, kretyn! W takt tylko sobie znanej melodii zaczęła zarzucać tyłeczkiem jak marzenie, nad głową kręcąc wesoło halabardą, jakby ten wielki drąg z ostrzem na końcu nic a nic nie ważył. Szturm na knajpy stolicy czas zacząć!

  Drobna blondyneczka śmigała nad opustoszałymi uliczkami niewielkiego miasteczka, leżącego rzut beretem od jednego z większych miast w centralnej części kraju. Ale już na pierwszy rzut oka widać było, że żaden grosz tutaj nie skapywał. Ze ścian domków zaprawę można było zdrapywać palcem, beczki na deszczówkę rozpadały się w oczach na równi z wozami drabinowymi na podwórzach, a ścieki domowe były dosłownie wszędzie. W końcu Nimra zawisła nad czymś, co przypominało niewielki placyk i podrapała się po głowie w ciężkim zakłopotaniu. Zajrzała w każdy kąt tej wiochy, do każdego domu, do każdego kurnika, a nawet pod każdego napotkanego kundla. Poszukiwanego faceta nigdzie nie było. Czemu jej pierwsze zlecenie musi być takie zagmatwane...

  - Jak to "Nie mogę opuszczać miasta po zachodzie słońca"?! - wytrzeszczyła na strażnika bramy brązowe, niemal czarne oczy w całkowitym zszokowaniu.
  - Po prostu. Nikt, powtarzam: NIKT bez pisemnego upoważnienia gubernatora nie może opuścić miasta po zamknięciu bram.
  - A może zrobi pan dla mnie wyjątek, panie władzo? - schowała ręce za siebie, niewinnie wypinając pierś i strzelając maślanym wzrokiem. Mina jej zrzedła, gdy mężczyzna prychnął krytycznie. Zbył ją! JĄ! Atrakcyjną, młodą kobietę! Co on, chłopców woli!? Urażona, spoważniała natychmiast, gniewnie unosząc głowę. Wszelkie wpompowane w ciało promile wyparowały w jednej chwili. - Wkurwiasz mnie pan, wiesz?
  - Niech mi pani wierzy, słyszę to 20 razy dziennie od różnej hołoty...
  - Co żeś powiedział?! JA?! HOŁOTĄ?! - w blasku pochodni jej twarz wydawała się jeszcze bardziej czerwona niż to możliwe.
  Pika wypadła strażnikowi z ręki, gapił się na kobietę, a właściwie to, co się z nią działo. Przez brwi przebijały się pokaźne rogi. Rosła wzwyż i w szerz, że światło pochodni nie obejmowało chociaż połowy jej  postaci, a na tle nocnego nieba rozbłysły małe, pomarańczowe oczka. Ziemia wibrowała pod stopami od piekielnego warkotu. Demon spojrzał na robiącego w zbroję strażnika, rozdziawił paszczę i rzygnął strumieniem gęstej, gorącej substancji, która nie tylko zmiotła odźwiernego z powierzchni ziemi, ale też wyżarła pokaźną dziurę w okalającym miasto murze obronnym. I wyszedł sobie. Na drugi dzień rzeczona "różna hołota" wiedziała już jak walczyć z biurokracją. 

 Rusałka uderzyła plecami o głaz nagrobka. Sapała głośno i ściskała co sił rękojeść miecza. Ostrożnie wyjrzała zza skały, szukając wzrokiem swojej przeciwniczki - o ironio, zamiast znaleźć Walecznego, spotkała cel z hefanowego zlecenia. Wpadły na siebie na wiejskim cmentarzyku, na wzgórzu opodal traktu. Tamta rozkopywała mogiłę i mamrotała jakieś brednie pod nosem, a Nimra rozpoznała w kobiecie swój cel. Opis się zgadzał: wysoka, ciemnowłosa, ubrana jak lubująca się w przemocy dziwka z wielką halabardą na plecach. Zabójczyni przekradała się między nagrobkami, małymi rzeźbami i wielkimi kamieniami, licząc, że zaskoczy wroga i zlecenie zostanie załatwione szybko, łatwo i przyjemnie. Ale nekromantka chwyciła za broń i wykonała szeroki zamach. Ścięła wszystko, co znalazło się w zasięgu straszliwego ostrza, Nimra ledwo zdążyła skoczyć szczupakiem do wcześniej rozkopanej mogiły. Leżała twarzą w twarz z rozkładającym się nieboszczykiem przez dobre parę minut, dopóki wiedźma nie straciła nieco na czujności. A skręcało ją przy tym nieludzko od fetoru. Wreszcie odważyła się wyjrzeć, powolutku i ostrożnie. Ważkowe skrzydła zaszumiały, kiedy z krótkim piskiem czmychnęła w górę, a potem za kolejny nagrobek, bo nekromantka prawie przecięła ją na pół. 
  A teraz tkwiła tu, przyklejona do kamora i zastanawiając się, jak z tego zadania wyjść w jednym kawałku.
  - Tu cię mam! - krzyknęła rozradowana wojowniczka chwilę przed tym, jak ścięła głaz tuż nad czubkiem głowy nimfy, która z wybałuszonymi gałami patrzyła przed siebie. - Nie uciekaj, psujesz zabawę!
  Nimra przewrotem dostała się za kolejny grób, ledwo unikając rzuconej halabardy. Odetchnęła cicho. Dobrze, wariatka nie ma broni. Teraz ją dopadnie i udowodni Hefanowi, że umie wykonać zleconą jej robotę. Odetchnęła kilka razy, po czym wyskoczyła z kryjówki i ruszyła biegiem przed siebie. Jednak zamiast kobiety, na jej drodze stanęło istne monstrum. Rusałkę na parę chwil opuścił zapał, bo jak mierzyć się z potworem większym niż budynek tawerny? Pf! Raz kozie śmierć! Z bojowym krzykiem rzuciła się na stwora. 1:0 dla demona...

  - Słuchaj, Stasiek! Żem wczoraj straszydłoka widzioł! 
  - Żonę swoją żeś widzioł, a nie straszydłoka!
  - Przysięgom na pantalony teściowej, że to straszydłok był! Na niebie wieczorem się pojawił, wielki jak góra i ciemny jak noc! Wyglądał jak ogromny nietoperz! A jak ryknął to mi się chałupa zadygotała! Mówię ci, Stasiek, to koniec świata był! Nawet wtedy żem umarł!
  Santorin parsknął dziwacznie, gdy próbował powstrzymać wybuch śmiechu. Rzeczonemu Stanisławowi i Jędrzejowi przysłuchiwał się od dłuższej chwili. Jędrek miał co prawda zdrowo wlane na banię, czerwony był jak kiecki Lory, ale parę słów było prawdą. Nie on jeden wspomniał ostatnio o tym "straszydłoku", wielu przejezdnych mówiło o dziwnym stworze na niebie i szło wywnioskować, że zmierza w tę stronę. Wampir aż mruknął z zachwytu, już sobie zaplanował, że skoro monstrum zjawi się w okolicy, to będzie musiał je zobaczyć. Klasnął radośnie, dumny z nikczemnego planu. Całe samozadowolenie prysło na widok Lory ślęczącej nad kielichem wódy. Minę miała jakby chciała kogoś zabić. Była lokalną pięknością, wiedzieli o tym wszyscy. Ale wraz z informacjami o "straszydłoku" przyszły też plotki o innej kobiecie, która - cytując wiejską paplaninę - "musiała zawrzeć pakt z demonem, bo spojrzenie ma władcze, temperament ognisty, nogi po samą szyję, a pierś i talię jak marzenie". Santi czuł w kościach, że lepiej nie drażnić kobiety nieznoszącej konkurencji. 

  - SAAANTORIIIIN!!!!
  Wampir podniósł łeb z księgi przychodów i rozchodów, zaspany na amen, i podrapał się po policzku. Musiał przyciąć komara dobre kilka godzin temu, bo świeca, przy której świetle uzupełniał rubryczki, się wypaliła. Popatrzył na lewo, potem na prawo, nie bardzo wiedząc, kto go woła. Podniósł się i rozchwianym krokiem podreptał do okna. Wytrzeszczył oczy jednocześnie unosząc brwi najwyżej jak to było możliwe. Hefan lata za oknem do góry nogami? Zbaraniał. Miał nadzieję, że to wciąż sen...

  "Straszydłok" spadł z nieba nie wiadomo kiedy i porwał za ogon polującego na jakąś nocną ptaszynę, niewinnego Hefana. Knypek od razu zaczął pruć mordę, tym bardziej im wyżej wynosił go napastnik. Skrzydła stworzenia waliły z taką mocą, że bębenki w uszach niemal pękały. Nagle nacisk na ogonie zelżał. "Straszydłok" go puścił! Wrzask, przelatujące przed oczami życie i klejnoty były wszystkim nim chochlik... wleciał do beczki z deszczówką.  Rozdygotanego śmierdziela z kąpieli wyciągnął Santorin.
 - Co ty, do cholery, odpierdalasz? Prujesz mordę w środku nocy! Gadaj, co tym razem odpieprzyłeś!- warknął ściskając współpracownika za kark. Niebieściuch tylko wytrzeszczył gały, aż pokazały się białka i wskazał coś drżącym palcem. - Co tym razem... 
Wamp spojrzał na ziemię, na podskakujące drobne kamyczki. Zmarszczył brwi. O co chodzi? Zatoczył się do przodu, pchnięty nagłym podmuchem wiatru. Obejrzał się i szczęka mu opadła. Zza budynku tawerny wyleciał potwór, zatoczył ciasny łuk i zawisł na tle nocnego nieba. Dwie pary skrzydeł uderzały raz za razem, długi ogon ścielił się po ziemi. Najstraszniejsze były dwa malutkie, jarzące się ślepka. Stwór opadł ciężko na ziemię i z gardłowym warkotem wszedł w krąg światła, roztaczany przez zewnętrzne latarnie tawerny. Santorin cofnął się kilka kroków, popatrując na zwierzę wcale nie bez strachu. Monstrum posiadało potężne rogi trochę przypominające kształtem bumerang, pojedynczy grzebień na grzbiecie, wąsy, kark grubości krowy, a z krótkiego pyska na ziemię skapywała świecąca ciecz wyżerająca w glebie dziury. O bogowie, smok... Gadzina ani myślała zainteresować się Santorinem, który był znacznie atrakcyjniejszym kąskiem. Upatrzyła sobie Hefana, o czym wampir przekonał się, gdy potrząsał chochlikiem, a łeb bestii poruszał się w ślad za ofiarą. No cóż, niech sobie go bierze, pomyślał i rzucił śmierducha smokowi pod nos. Potwór od razu wystartował z zębami...

  -...i mam rozumieć, że zabiłaś naszą Nimrę, która tak naprawdę była Namirą Hellsing, seryjną morderczynią i uciekinierką z twojego więzienia, co spowodowało amnezję, a przy tym jakąś Pożeraczką?
  - Dokładnie.
  - To się nie klei.
  - Klei, tylko wasza kultura jest zacofana.
  Santorin, siedzący przy stole na przeciwko rozmówczyni, potarł kark, nie bardzo już wiedząc co myśleć o całej sprawie. Zgubił się. Kiedy smok rzucił się na Hefana, nagle skurczył się do formy seksownej kobitki, która, wymachując jakim nadpalonym świstkiem, szarpała chochlika i wrzeszczała, że kazał ją zabić. A zarzuty o zamachu na zdrowie skwitowała krótkim: "Poniosło mnie trochę". Teraz siedziała razem ze wszystkimi w tawernie i tłumaczyła czemu zabiła Nimrę. Według jej wykładu rusałka stała się Pożeraczką, ludzie nazywają takie Plagą,  na skutek pewnej rozprzestrzeniającej się w tej rasie choroby, dotykającej dziesiątki kobiet. Swoją nazwę zawdzięczają masowym morderstwom, które popełniają, bo są od tego uzależnione, a poprzez pożeranie dusz ich moc wzrasta. Nimra, czy też Namira, została złapana i zapieczętowana w celu odkrycia źródła choroby. Uciekła i, oszołomiona nagłym przypływem mocy, doznała uszczerbku na pamięci. 
  - Tak czy owak, jestem stratny jednego pracownika. - oświadczył wreszcie Santorin, ewidentnie poddając się w kwestii rozdrapywania życiorysu Nimry.
  - Mogę to łatwo wynagrodzić... - to mówiąc kobieta zdjęła z pleców coś, co na pierwszy rzut oka przypominało matową, metalową rurkę pokrytą żłobieniami, umieszczoną w kości ze szczęki jakiegoś stwora (zachowane zostały zęby!). W dodatku do rurki przytwierdzona była maleńka luneta, a w 2/3 długości broni znajdował się niewielki...bolec, chroniony stalową "pętlą". - TO jest strzelba eterowa. Myślę, że zrekompensuje braki kadrowe. Później nauczę cię z niej korzystać.
  Wampir wziął do rąk broń, popatrując na nią z zaintrygowaniem. Długo żył i nigdy nie widział takiego cuda. Strzelba eterowa, piękne i cenne trofeum. Nagle spoważniał, splótł palce i oparł na nich brodę, jak to miał w zwyczaju, gdy zwęszył interes.
  - Piękny podarunek, ale pracownik to pracownik. Nimra podpisała kontrakt, a że ją zabiłaś, przejmujesz jej posadę. Koniec kropka.

10 komentarzy:

  1. *Było cicho. Za cicho, nieswojo, nie jak w Uśmiechu; bowiem chochlik nie pruł papy. Zgarbiony niczym gargulec na piedestale, usadowił się na barze. Obejmował chciwie butelkę wódki i łypał spode łba na smocze babsko. Drżąc jeszcze w szoku po "bitwie", która miała miejsce na podwórzu, między jednym łykiem a drugim złorzeczył pod nosem. Niejeden rycerzyk, od smarka szkolony do poczwar ubijania, posrałby się w zbroję przy spotkaniu z tym, tym... Monstrum. Nie, że czegoś takiego w życiu jeszcze nie widział, bo widział. Podziemie było pełne podobnych wypaczeńców, a smoki stanowiły najmilsze z nich. Ale co innego przemykać cichcem pod nogami, a stanąć z takim twarzą w twarz... W innych okolicznościach piałby z zachwytu z powodu pojawienia się w tawernie jednej z "Pań Ciemności", ale teraz miał ochotę wyłupać tej zbereźnicy oczy i ugotować w jarzynce. Skutecznie powstrzymywał go strach... I coś, co można było nazwać namiastką szacunku, jaką obdarzał potężniejszych sługusów Strażnika w Podziemiu. Golnął sobie porządnie, kończąc obalać połówkę, po czym niezgrabnie sfrunął z baru. Obszedł Nissare na tyle szerokim łukiem, ile się dało. Stanął krok za Santorinem, na wypadek, gdyby demonicy zachciało się zmienić w smoka i obrzygać go krwią. To i przynajmniej ten podły zdrajca oberwie... Alkohol ośmielił go na tyle, że wyprężył się jak struna, zakładając ręce na chudziutkiej piersi i odezwał się.* Musimy sobie coś wyjaśnić, panno skrzyżowana. *Burknął, mrużąc mściwie ślepka.* To nie JA chciałem cię zabić, a mój zleceniodawca. To chyba różnica, nie?! *Zafurkotał skórzastymi skrzydełkami i wylądował na stole, przy którym siedziała drakonautka i Santorin. Odwrócił się do niej plecami, by stanąć twarzą w twarz z wampirem.* Taka wyedukowana niby... Kurwa, mówiłem ci, krwiaku, że z elficą będą same kłopoty! Trzeba było ją wywalić już wtedy, ale nie, bo taka biedna i potrzebująca. TFU! Przeleciałeś ją chociaż, kiedy miałeś okazję?! *Nagle dopadł do Santiego, uczepiwszy się szponami jego koszuli i wykrzywił się tak paskudnie, jak to tylko on potrafił.* A za to podrzucenie mnie smokowi jak ochłap mięsa... OTRUJĘ CIĘ, PARSZYWY ZDRAJCO! HYP!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadna różnica, kiedy na papierze widnieje twój podpis. *Głos miała jak tajemnicza kusicielka, ale gdy była zła, przypominał buczenie wściekłego ogara bojowego. Pochyliła przy tym głowę odrobinkę do przodu, przez co jej oczy skrzyły się złowrogo na tle ciemnego makijażu. Tego oczywiście już Hefan nie widział, zbyt pochłonięty groźbami pod adresem, przypuszczalnie, właściciela przybytku. Nissare nie była tak uprzedzona do innych narodów, w przeciwieństwie do swoich ziomków, którzy postrzegali sąsiadów jako istoty zacofane kulturowo oraz rozwojowo. W swej pysze uważali siebie za znacznie lepszych: trudno było się temu dziwić, gdyby zestawić oba kraje i spojrzeć z góry na ich dziedzictwo. Silniki parowe i eterowe przeciw kołu i sile końskich mięśni, broń palna przeciw mieczom, ustrój polityczny, w którym każdy doskonale zna swoje miejsce i pracuje z pełną wydajnością na rzecz państwa kontra niedogadana namiastka demokracji, tolerująca pewne oznaki niewolnictwa. Jeagger coraz bardziej zachodziła w głowę, jak temu państwu udaje się zachować suwerenność... Bezpośrednie zachowanie Santorina potrafiła jeszcze zrozumieć, przynajmniej z niczym się nie ukrywał. Tolerowała to jako osoba, intrygowało jako kobietę. Lecz niebieski pokurcz obrażał ją w żywe oczy! Znieważył wyzywaniem, ignorował odwracaniem się plecami, przerywał rozmowę! Żyłka pękła... Zamknęła pokaleczony ogon chochlika w dłoni schowanej w rękawicy ze stalowymi pazurami i przeciągnęła go przez pół blatu stołowego.* Nie przerywaj mi, kiedy rozmawiamy! *Warknęła, uderzeniem wierzchu dłoni posyłając gnoja na dechy podłogi. Wyciągnęła rękę po podarowaną wcześniej strzelbę eterową, obiecując, że zaraz nauczy Santorina tego używać, na co ciekawski wampir przystał. Nissare wstała z krzesła, przymrużyła oko i wycelowała w chochliczy zad.* Po pierwsze: kobieta ma zawsze racje. *Przy wlocie do lufy zaczęło się coś zbierać, jakby wsysała powietrze. Żłobienia w metalu i na kości powolutku "napełniały" się, lecz nie do końca, bo Jeagger nacisnęła spust. Bang! Ostry huk rozległ się w tej samej chwili co wrzask Hefana. Po skoncentrowanym ładunku eteru pozostała w powietrzu niewielka mgiełka, za to na odsłoniętym pośladku widniało urocze, sine przypieczenie. Aż dziw, że to było tylko nagrzane powietrze.* Po drugie: nie odwracaj się do kobiety plecami! *Znowu sekunda lub dwie czekania, aż zbierze się porównywalnie słaby ładunek, i wystrzał. Tym razem tylko gorący podmuch podpiekł klejnoty Zgreda, bo kobieta chybiła. W dodatku znajdowała się niebezpiecznie blisko! Pochyliła się, lufę broni trzymając przy czole brudasa wystarczająco blisko, by czuł jej ciepło.* Po trzecie... Nie wkurzaj mnie dzisiaj bardziej, mam wystarczająco zły dzień. *Zdmuchnęła unoszący się ze strzelby dymek prosto w twarz Hefana, obdarzając go przy tym przesadnie uroczym uśmieszkiem. Odsunęła się szybciutko i wróciła do stolika, bajecznie kołysząc biodrami.* Tak właśnie działa strzelba eterowa: zbiera z powietrza drobiny tego, czym oddychamy, eterem - istoty magiczne lepiej go znoszą niż ludzie - koncentruje go, rozgrzewa, do ładunku o odpowiedniej mocy w zależności od czasu oczekiwania, a potem posyła go z siłą 6 Machów we wskazanym kierunku. Sprytne nie? *Oddała strzelbę Santorinowi i roześmiała się wesoło, poniekąd chełpiąc wiedzą. Cóż począć, smoki od zawsze lubiły popisywać się, tak jak ludzie udowadniać, że wcale nie są tacy maluczcy. Mała przywara rasowa*

      Usuń
    2. *Zdaje się, że po prostu taki już był los niebieściucha na tym przeklętym powierzchniackim padole. Ten, kto nie mógł się z nim równać w gębie, stosował przemoc. I choć powinno mu to pochlebiać, dumy nie czuł wcale - to chyba przez postrzeloną, piekącą niemiłosiernie dupę. Tu, na górze, humanoidy były przeświadczone, że mały = nieszkodliwy. Cholera, ależ się mylili! Hefek może i nigdy nie sięgnie po halabardę, ale za to nie cofnie się przed wykorzystaniem szansy na zniszczenie komuś życia. A przynajmniej na uprzykrzenie... A teraz, kiedy tak stał krzywo jak pokraka, rozmasowując tyłek i okolice, łypiąc na Nissare wzrokiem pełnym czystej nienawiści, złożył przed sobą przysięgę - zmienić każdy dzień tej wyuzdanej pokraki w piekło! Jej krótki wykład dał mu wystarczająco dużo czasu na dojście do siebie. Z bojowym charkiem na sinych ustach doskoczył do drakonautki, wczepił szponami w jej kłaki i wetknął w nie końcówkę ogona. Poczorchał trochę, co by lepka maź zrobiła jej nową fryzurkę, po czym wysapał przez zaciśnięte zęby* Po czwarte, przemądrzała dziwko, od teraz jestem twoim szefem. Więc możesz te swoje zasady wsadzić w krągłe dupsko! *I zanim ktokolwiek zdążył zareagować, z triumfalnym rechotem czmychnął na zaplecze, świecąc wokół swoją przecudną nagością, bowiem szmata-odzienie niemalże całkowicie zjarała się od eteru...*

      Usuń
  2. *Nocna awantura nie zbudziła jej; ogarnięta niewyjaśnioną bezsennością, ślęczała nad zielarsko-alchemiczną księgą, którą Cahir dla niej przetłumaczył. Jako, że okna jej pokoju nie wychodziły na tę część podwórza, nie wiedziała do końca, co się stało. Rozpoznała jedynie wrzaski Hefana, a od ryków, pomrukiwań i drżenia ścian dostawała gęsiej skórki. W jednej chwili pożałowała swojego niedawnego czarnowidztwa, że zgred w końcu wplącze nie tylko siebie, ale i cały Uśmiech w jakąś tragiczną w skutkach kabałę. Cholera... Kiedy nastała grobowa, niepokojąca cisza, słyszała własne serce szybciej, niźli by chciała. Nadwrażliwa wyobraźnia podsyłała jej najróżniejsze wersje wydarzeń, które miały zaraz nastąpić. Czy parter tawerny już został opanowany przez demony? Czy tylko czekają, aż ostatnia dychająca istotka wyjdzie ze swojej norki, by zeżreć ją żywcem?* Lora... Ty tępa zdziro! *Syknęła na siebie, po czym zerknęła ze współczuciem na przerażonego Murphy'ego, który wraz z pierwszym krzykiem niebieściucha czmychnął pod łóżko i ani myślał wyjść. Odruchowo sprawdziła, czy sztylet jest na swoim miejscu. Był. Zmełła pod nosem przekleństwo, chcąc dodać sobie otuchy i ruszyła dowiedzieć się, kto wystraszył jej kota...*
    *Dobrze, że nikt jej nie widział, kiedy to przemykała po ciemku z kąta do kąta, kurczowo trzymając broń przy piersi. Robiła po drodze tyle błędów, jakich nie omieszkałby nie wytknąć jej każdy szpieg bądź złodziej. Na szczęście długo nie musiała się wydurniać, bo wkrótce usłyszała rozmowę i znajomy głos Santorina. Powitawszy wampira jedynie skinięciem głowy, zakasała sobie wysoko rdzawo rudą, zwiewną u dołu kieckę do kolan, schowała Pokusę za podwiązkę i usiadła z boku.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Bez skrępowania mierzyła Nissare krytycznym wzrokiem. Czyli to o nią było tyle szumu wśród gawiedzi ostatnio. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego. Ubierała się w jakieś takie obcisłe, kolczaste kombinezony, zupełnie bez klasy, jakby kto ją od barbarzyńców odkupił. Poza tym była po prostu... wielka! Kawał babska. Jakby ją przyrównać do dość drobnej Lily, to ktoś mógłby pomyśleć, że to dwa odrębne gatunki... I te obcasy, wysokie jak szczudła, na bogów! Westchnęła ciężko i opuściła wzrok na wieść o śmierci Nimry, a raczej Namiry, jeśli wierzyć nieznajomej. Bidulka nie dostała czasu, by nacieszyć się sukienkami, które jej załatwiła... Z których tak się cieszyła... Szkoda dziewuszki... Bądź co bądź, była częścią zespołu... Prychnęła głośno w reakcji na tłumaczenia Nissare, jednocześnie ocierając samotną łezkę, która zabłądziła jej w kąciku oka. Skoro z Nimry był taki nałogowiec, to czemu nie pozabijała całej załogi Uśmiechu, kiedy miała ku temu okazję? Santorin miał rację, to się nie kleiło. Przyłożyła palce do skroni, bo aż rozbolała ją głowa od tego całego sajgonu. Zabójca zabił zabójcę, który miał go zabić. I jeszcze ma pretensje, że ktoś śmiał wyznaczyć nagrodę za jej głowę. Ciekawe, ile ta sztuka miała grzeszków na sumieniu, skoro zleceniodawca Hefana zdecydował się na dość ryzykowny interes z tym chciwym niebieściuchem. Właśnie, ciekawe co teraz?* Generalnie, Santi, kiepsko wygląda sytuacja. Zwłaszcza dla Hefana. *Burknęła, oparłszy się o stół, przy którym siedziała, podążając wzrokiem za odchodzącym knypkiem, na którym przed chwilą demonstrowano możliwości strzelby eterowej.* Chcesz dać azyl zabójcy, którego zlecił zabić klient Uśmiechu. Poza tym, Nimra nie zdążyła odnaleźć Walecznego. Kto wie, z czym przyjdzie do nas następnym razem. *Stłumiła śmiech, kiedy zobaczyła, jak Nissare próbuje dojść do ładu z posklejanymi od chochlikowej mazi włosami. Wstała, podeszła do szefa i zachichotała.* Nie, żebym się tym zbytnio przejmowała. Dopóki problemy Hefana nie staną się problemami całego Uśmiechu. Cześć. Lora jestem. Oficjalnie to... ja tu tylko sprzątam. *Mruknęła w stronę Nissare, zaszczyciwszy ją jedynie przelotnym spojrzeniem. Potem poczęła oglądać nową zabaweczkę wampira. Nie była fetyszystką broni, ale niecodziennie widzi się strzelby eterowe. Cóż... Wolałaby, żeby szef dał się przekupić, niż zmuszał ich do pracy z zabójcą Nimry...* A tak w ogóle, co się działo na podwórku? Co tak ryczało i charczało?

      Usuń
  3. *Oj oczy to mu się na widok broni i jej efektownego działania świeciły bardziej, niż gały Hefana na widok Oka van der Gerda jeszcze parę godzin wcześniej. Delikatnie mówiąc był zachwycony jak pierwszy lepszy gówniarz, który dopiero co zobaczył kawałek gołego, damskiego tyłka. Ta strzelba to najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostał, nie żeby dzisiaj były jego urodziny. Jeżeli Nissare miała więcej takich zabaweczek, z dziką radością pozwoli jej zamieszkać w Uśmiechu. W swoim pokoju też. Łóżku nawet! Otrząsnął się gwałtownie, przestając głaskać strzelbę co robił od dobrych kilku minut, totalnie beztrosko i nieświadomie. Popatrzył na Lorę wzrokiem tak zdezorientowanym, jakby dowiedział się, że zostanie ojcem połowy narodu. Cały Santorin, roztrzepany na całego, po przebudzeniu szczególnie.* Co...? A! Waleczny, no tak, to straszny problem, fakt, masz rację... Yyyy... *Potarł oko. Dopiero teraz dotarło do niego, że Lora nie pała zbytnią sympatią do kolejnej kobiety w tawernie. Pewnie dlatego, że przestała być rodzynkiem. Wampir patrzył raz na Lily, raz na Nissare, która zrezygnowała z prób wyrywania kłaków razem z hefanową mazią na rzecz przerobienia chaosu na fryzurę z piekła rodem: na szczęście chochlik nie skleił wszystkich włosów, więc smoczyca zebrała tylko te upaćkane i zaczęła je formować pokrętnie, w efekcie otrzymując 4 grube pasma sterczące do tyłu i wyglądające jak okazałe rogi. Wyciągnęła z ukrytej pochwy ciężki nóż i zaczęła się przeglądać, zachwycona swym pomysłem puszczała nawet oczka do swojego odbicia. Santi, jako facet, nie mógł nie przyznać, że taki styl bycia drakanautki działał na niego bardzo nęcąco. Znowu musiał się otrząsnąć z kosmatych myśli. Skup sie, stary, skup na Walecznym. Tylko czemu to, kurwa, takie trudne! Z pomocą przyszła Lora, a właściwie jej pytanie o hałasy. Wampir usadowił się wygodnie i uśmiechnął beztrosko do pracownicy.* Nieskromnie mówiąc, to sprawka Nissare. Pani Jeaggerjack jest smoczycą.

    OdpowiedzUsuń
  4. *Porzuciwszy zainteresowanie strzelbą, bo napatrzyła się już dość, oparła rękę na biodrze i przekrzywiła głowę. Wlepiła w wampira zielone oczyska, w których na zmianę błyszczała irytacja z politowaniem. Jak tak patrzyła się na niego, jawnie śliniącego się na widok wojowniczki, w głowie tańczyło jej jedyne zdanie, w postaci czerwonych, wielkich liter - wszyscy faceci są tacy sami! Już miała go zdzielić z otwartej, by się ogarnął, kiedy jej następna myśl subtelnie przypomniała jej o Cahirze. Na chwilę jej twarz złagodniała.* UGH! Co Ty robisz?! *Pisnęła z obrzydzeniem, odsuwając się o krok od nieznajomej kobiety. Nie mogła w to uwierzyć, ale... To działo się naprawdę! Drakonautka układała włosy pozlepiane tę obrzydliwą mazią Hefana!* Wariatka... *Szepnęła, pukając się w głowę, kiedy jej nowa koleżanka z pracy zaczęła wdzięczyć się do własnego odbicia w nożu. Myślała, że wieloletnie doświadczenie z mężczyznami sprawi, że nigdy nie zdołają jej zaskoczyć. A jednak. Te wszystkie dziwactwa Nissare rozpalały szefa do czerwoności. Nagle bardzo silnie poczuła, że tu nie pasuje. Wampir chciałby bzyknąć smoczycę. Do czego to doszło...* Jak dla mnie wygląda jak zwykła baba... No ale okej, dobra! Przywitałam się, było miło... *W tym momencie posłała Nissare najfałszywszy uśmieszek pod słońcem*...wracam do swoich przyziemnych, ludzkich rozrywek. A, Santi... *Pochyliła się nad nim, przymrużywszy oczy*...zawiodłam się na Tobie. A Nimra? Założę się, że nawet przez chwilę o niej nie pomyślałeś! *Nie poczekawszy na jakąkolwiek reakcję, zawinęła się na pięcie i w pośpiechu opuściła salę, aż kiecka furkotała za nią jak sztandar na wietrze...*

    OdpowiedzUsuń
  5. *Główna zainteresowana jedynie 2 razy podniosła wzrok znad ostrza: gdy usłyszała, iż jest wariatką, oraz kiedy ruda rajfura zaczęła prawić morały. Zmarszczyła brwi wymodelowane z chirurgiczną precyzją. Niunia przypominała jej wiewiórę albo małego pieska, co to robi dużo hałasu, z którego potem nic nie wynika. Sukieneczki, delikatność i chorobliwe zadbanie. Jako wojowniczka Nissare bardzo szybko zaszufladkowała Lorę. Może się myliła, ale że smoki to istoty bardzo konkretne, nie traciła czasu na rozważania nad czymś, co nie było porywająco interesujące. Z krótkim prychnięciem obróciła nóż w palcach i wcisnęła go z powrotem do pochwy umiejscowionej gdzieś na krzyżu. Obdarzona uśmiechem tak sztucznym, że to fizycznie niemożliwe, uniosła dumnie głowę, popatrując znad uniesionej brwi z mieszanką kpiny i politowania.* Nie rób z siebie idiotki. *Wiedząc, że tym przykuła uwagę, założyła nogę na nogę, przystrojoną w rogi głowę oparła na ręce i zaczęła w pełnym relaksie machać sobie stopą. Stalowe obcasy błyskały przy tym groźnie.* Dobrze słyszałaś. Tylko skończony kretyn użala się nad zwłokami. Wasza Nimra była zabójcą, zgadza się? Zadania nie wykonała, czyli była kiepska. A kiepski zabójca to martwy zabójca. Zginęłaby przyłapana na próbie morderstwa, po morderstwie albo w ogóle zabita przez broniący się cel, co z resztą miało miejsce.Ten fach to brudna robota, dziwi mnie, że nie przyjmujesz tego do wiadomości. Bądźmy realistami: nie ma sensu przywiązywać się do osób, które z różnych powodów, zawodowych czy politycznych, nie mają przyszłości. I to by było na tyle w tym temacie, bo nie widzę powodu, by to dalej roztrząsać. *Nissare była kobietą dumną, więc jako taka jeszcze chwilkę popatrzyła z krytyką za Lorą, po czym wróciła do uzgadniania warunków kontraktu z Santorinem, który siedział z nosem spuszczonym na kwintę. Ciężka w obyciu z niej sztuka, to było pewne. Oraz to, że co ma powiedzieć, to powie i basta.*

    OdpowiedzUsuń
  6. *Zdawało się, że Lora prysnęła, pozostawiając przytyk bez echa, ale nie - już po chwili zza framugi wyjrzała ruda głowa. Lily parsknęła śmiechem, odchylając głowę do tyłu. Aż do przesady kołysząc biodrami, nie spuszczając skrzących się rozbawieniem oczu z drakonautki, popłynęła w stronę baru, w sposób jawny parodiując jej styl wampa. Oparła się o blat i demonstracyjnie, powolutku sięgnęła ręką za dekolt, wyjmując zeń zgrabnego papieroska. Odpaliła sobie od świeczki.* I mówi mi to panna z ptasim gniazdem na głowie... *Skrytykowała jej nowy fryz, mrużąc powieki, uśmiechając się jak succubus do swojej ofiary. Aktorką była tak samo zdolną, jak Nissare i miała cichą nadzieję, że pobawią się tak jeszcze chwilę. Oj Lora lubiła niebezpieczne gierki... Niestety zawiodła się, bo drakonautka postanowiła ją zanudzić kolejnym już dzisiaj wykładem i to na temat, do którego nie powinna się wtrącać. Zapał stopniowo opuszczał rudą, z każdym wypuszczonym tytoniowym dymkiem. Westchnęła z ulgą, gdy Nissare zdecydowała się ostatecznie skończyć wywód. Dziewczyna zgasiła kiepa w popielniczce na lwich nóżkach i ziewnęła potężnie.* Już, nagadałaś się? Mam nadzieję. Ale niepotrzebnie nastrzępiłaś języka, bo rozmawiałam z Santorinem, a nie z tobą i twoje zdanie, no cóż, lata mi koło dupy. *Wzruszyła ramionami, po czym w zamyśleniu potarła brodę.* Jak na realistkę kiepsko oceniasz sytuację. Hefan cię nie lubi. Ja już też nie. Może nie być ci tu tak łatwo, jak ci się wydaje. *Przekrzywiła nieco głowę i uśmiechnęła się pobłażliwie do wampira, wpatrzonego w Nissare jak w obrazek. On w razie czego faktycznie mógł być przeszkodą... Chociaż znając jego niestałość emocjonalną, w końcu porzuci zainteresowanie nią na rzecz innej delikwentki. Po chwili zmarszczyła brwi i mruknęła na odchodnym, bardziej do siebie* Ciekawe, co na to wszystko Cahir.

    OdpowiedzUsuń
  7. Obie są siebie warte. *Mruknął do siebie bez zalążka jakiegokolwiek stronnictwa. Z rzadko spotykaną swobodą siedział na schodach prowadzących na piętro, z rękoma opartymi na udach. Westchnął z cicha, po części zainteresowany powodem całego zamieszania, cóż to był za ostry huk i z kim Lora toczy zażartą kłótnię, a jednocześnie zastanawiając się, czy naprawdę chce to wiedzieć. Sądząc po głosach, przeciwniczką była kobieta, te, jak powszechnie wieść niesie, potrafią być wobec siebie niezwykle zawistne. Powód nie musi być ważny, raczej błahostka taka, jak zazdrość czy inne poglądy. Wsparł się na kolanach i podniósł, gotów zawrócić na piętro, gdzie planował wymknąć się jednym z okien na korytarzu. Z nogą na wyższym stopniu zamarł, po czym z uwagą zaczął patrzeć na wejście do jadalni, gdy przypomniał sobie, iż nowa pracownica jest smokiem, a właściwie dopiero teraz dopasował w to określenie wcześniej słyszany tylko bełkot. Smok? Nowa członkini rodziny musi być zaprawdę interesującą osobą. Coś na kształt zachłanności błysnęło w oku polimorfa, gdyż tak potężnej formy, jak smok, w swym warsztacie nie posiadał, a przydałaby się w razie poważnej konfrontacji z przeszłością, do której w końcu będzie musiało dość... Wszedł na salę krokiem stosunkowo podejrzliwym, lecz wszelką ostrożność wzięło w łeb na widok wyzywających się kobiet. Trochę zdezorientowanym wzrokiem wodził od Lory do Nissare i z powrotem. Drakanautce poświęcał troszkę więcej uwagi, bo był jej ciekaw. Bez wątpienia należała do osób urodziwych, podkreślała to w sposób agresywny i, pokrętnym zrządzeniem losu, pociągający. Była też zdecydowanie szalona, co zdradziła wykorzystaniem śluzu Hefana do uformowania inspirującej fryzury. Dodatkowo natura obdarzyła ją troszkę szczodrzej, niż Lorę. Rozbawiło to Cahira, bo rozszyfrował drugie dno całej awantury - zazdrość, chociaż niepotrzebna. Szybko powrócił do rzeczywistości, uświadamiając sobie powagę sytuacji. Nimra już nie wróci, wedle słów Nissare, była potworem. A potem Lora i Nissare znowu zaczęły się żreć, co Cahir skwitował ukryciem twarzy w dłoni. Czasem nawet jemu brakowało słów...*

    OdpowiedzUsuń