WIELKIE OTWARCIE - JAK ODKRYTO UŚMIECH FORTUNY

Gdy zwracasz nań swój wzrok, obdrapany szyld skrzypi żałośnie, żaląc się, co za idiota oszpecił go krzywym pismem, głoszącym ni mniej ni więcej:

UŚMIECH FORTUNY

Nadal chcesz wejść? W porządku. W końcu chciałbyś tylko trochę odpocząć przed dalszą podróżą do miasteczka. Przybytek z zewnątrz w sumie tak źle nie wygląda...

Ciepło, przytulnie, acz zdaje Ci się, że coś z tym miejscem jest nie tak. Zbytnio blady typek jakoś dziwnie patrzył się, gdy oporządzał Ci konia, w zupie pływały nieznajomego pochodzenia różowe strączki, sakwa ze srebrniakami nagle stała się zbyt lekka, a jegomość stojący przy ladzie chyba ma ochotę Ci przywalić - tak po prostu.

Uśmiech Fortuny, psia jego mać.

sobota, 20 grudnia 2014

- Oni nie są stąd...


[Uwaga, porywamy się na eksperyment. Więcej info o postaciach z OCA:

Baldis

Nie ukrywam, że liczę na waszą pomoc w... potrząśnięciu... naszymi tymczasowymi gośćmi. ;) - Hefek]


- "Czy naprawdę musimy wyruszać dzisiaj?! Akurat podczas zawiei stulecia?!"
- O tej porze roku u nas co wieczór jest zawieja stulecia, Eldarze! Ciesz się, że nie pada śnieg!
- "Nie, ja protestuję! Nie chcę i koniec!"
- Przecież dzięki Baldis podróż zajmie tylko chwilę! Opanuj się, gadzie!
- "Chłopcy, czy możemy już ruszać?"
   Rzeczywiście, na włościach Kruka wiało, jakby kogo powiesili. Zdawałoby się, że wichura chce za wszelką cenę zmieść z powierzchni ziemi biały zamek, ale ten jak na złość pozostawał niewzruszony.  Nieprzebita połać chmur zasłaniała księżyc i gwiazdy, wspomagając gęste ciemności ograniczające widoczność na odległość wyciągnięcia ręki. Przez wyjące wizgi od czasu do czasu przebijały się wrzaski harpii, dochodzące z gór.
   Baldis patrzyła z bezradnym załamaniem na kolejne przekomarzanki leśnego elfa ze swoim smoczym towarzyszem. Nawet teraz nie mogli sobie odpuścić. Ostatnio często miała okazję być świadkiem ich nieznośnych kłótni, które już chyba wszystkim powoli dawały się we znaki. Czepiali się siebie dosłownie o wszystko, a kiedy już im brakło argumentów przeciw sobie, Malgran zamykał się w swojej komnacie - to pół biedy, ale Eldar zaczynał uprzykrzać się wszystkim innym dookoła. Baśniowa smoczyca zatrzęsła się z zimna i omiotła krytycznym wzrokiem swoje upierzenie, z którym wichura wyprawiała koszmarne rzeczy. Może to i trochę okrutne, ale zgodziła się pomóc tej parce przede wszystkim po to, by dać całemu Ordo nieco odetchnąć.  Gdyby mieli odbywać całą podróż do tak odległego miejsca metodą konwencjonalną, czyli zwykłym lotem, chyba nigdy by się nie zebrali...
- "Dosyć!" - warknęła Baldis, przerywając kłótnię - "Jak zaraz nie wyruszymy, to ja wracam do zamku!"
- Och... Dobrze, Bal, tylko, że ja już nie mogę z tym rozpuszczonym... whfhw... -  elf nie zdołał nic więcej powiedzieć, gdyż wiatr uciszył go zagarniając mu do ust włosy.
   Baśniowa otuliła mężczyznę i smoka swoimi kolorowymi skrzydłami. Poczuli delikatne mrowienie, nicość zdławiła wszelkie odgłosy rzeczywistości. Cisza...
               

   Wylądowali na szerokim trakcie okolonym z jednej strony lasem, z drugiej niewielką polaną. Wieczór był cichy, dość ciepły i spokojny, gdzieś dalej brzmiał gwar rozmów i rżenie koni.
- "Malgran, uczesz się."
- Co? Znowu zaczynasz?
- "Nie, po prostu... Jak Ty wyglądasz?"
   Baldis zaśmiała się i pokiwała łbem, przyznając rację Eldarowi. Elf nie miał szans po spotkaniu z wichurą - jego zawsze idealnie wyglądające blond włosy, sięgające do pasa, teraz sterczały w mało artystycznym nieładzie. Zielonooki w przestrachu podjął próbę układania fryzury "na czuja". Mruknął coś pod nosem niezrozumiale, po czym spojrzał znacząco na baśniową, by dać jej do zrozumienia, że ona też nie wygląda najlepiej...
- "O nie! Wieki zajmie mi doprowadzenie ich do porządku!" - westchnęła; była dosłownie cała w złotym pyle, który zwykle trzymał się końcówek piór - "Muszę wracać..."
   I nie czekając ani chwili dłużej, użyła swej mocy i pozostawiła dyplomatów samych sobie w tym nieznanym świecie.
   Malgran wymienił spojrzenie z Eldarem i rozejrzał się.
- Czy to Venzia? Szczerze mówiąc, myślałem, że jest tu... ładniej.
   Faktycznie, okolica do najpiękniejszych nie należała, a Venzia, sąsiad Killinthoru, słynęła zarówno z bajecznych krajobrazów jak i bogatych miast. Jak na dłoni widać było niszczycielską ingerencję człowieka w przyrodę i wcale nie chodziło tu o drogę. Mężczyzna postąpił parę kroków naprzód, smok jakby niepewnie podążył za nim. Na trakcie oprócz końskich odchodów tu i ówdzie można było znaleźć stłuczone butelki, buta, a nawet gacie. Niezbyt przyjemne zapaszki uderzyły w czuły nos Eldara, na co ten kichnął potężnie.  Malgran zmarszczył brwi i przystanął, by upewnić się, że dobrze słyszy. Niestety - dobrze. W krzakach leżał pijany i ledwo zrozumiale podśpiewywał wyjątkowo sprośną piosenkę. Gdy ich zobaczył, nagle ucichł, oskarżycielsko wymierzył w nich palucha, szepnął "straszydłok...!" i odpłynął.
- Straszydłok? - powtórzył Malgran i podrapał się po głowie. Eldar w odpowiedzi pokiwał przecząco łbem - Ciekawe.
   A to o Killinthoriańczykach mówili, że to prymitywy, na dodatek bratający się z bestiami, pomyślał. Oczywiście niedosłownie. Pewnego dnia Almariel przekazała mu korespondencję, jaką jakiś czas prowadziła z Najwyższym Namiestnikiem Venzii. Nie byle jaka osobistość ... Pozostając nienagannie grzecznym w listach, począł wylewać swoje poglądy na temat sąsiedniego kraju. Namiestnik był co najmniej zdziwiony i zaniepokojony tendencją Killinthoru do współpracy z rasą smoków w relacji równy z równym, tłumacząc, iż bliżej im do zwierząt, niż istot rozumnych i należy je wykorzystywać zgodnie z przeznaczeniem - jako bestie wojenne. Wg niego dopuszczanie ich do książek, kształcenie, pytanie ich o zdanie i tym podobne to proszenie się o tragedię, gdyż "wyedukowana bestia może zacząć myśleć o włos za dużo". Demonica wpadła na wspaniałomyślny pomysł, by to właśnie Malgrana i Eldara wysłać do Namiestnika w celu podjęcia z nim przyjacielskiej dyskusji - a nóż widelec da się go jeszcze "nawrócić". Władca Venzii przystał na propozycję wizyty dyplomatów, delikatnie dając do zrozumienia, iż Eldara będą obowiązywać smocze prawa Venzii, a nie Killinthoru.
   Malgranowi szczerze nie chciało się gadać na próżno, a podejrzewał, że to go w Venzii czeka, a Eldar nie miał ochoty przebywać w kraju, który otwarcie dyskryminował jego rasę. Tak czy siak, mieli swoje obowiązki wobec Ordo Corvus Albus. W końcu i na tę misję trzeba było się wybrać... Na szczęście Baldis pomogła im dzięki swoim niezwykłym umiejętnościom, inaczej czekałaby ich ciężka i długa przeprawa.
   Plan był taki, by spędzić wieczór i noc w jednej z tawern znajdujących się na obrzeżach stolicy, w celu wybadania tutejszej ludności, a na następny dzień ruszyć na spotkanie z namiestnikiem.
- Czy ludność Venzii aż tak nie lubi smoków, żeby nazywać je "straszydłokami"? Czy to po prostu wina... ciemnoty? Jest i karczma - mruknął Malgran i odpiął kołnierz z wilczego włosia, bo zaczęło mu się robić trochę za gorąco.
- "Uśmiech Fortuny? Zaraz, zaraz, czy to nie miała być przypadkiem jakaś inna nazwa?" - zapytał nerwowo smok, jeszcze raz przeczytawszy obdrapany szyld. Zapadło między nimi ciężkie, pełne napięcia milczenie.
- Masz rację. Miała być "Pod Topolą"... Ashe'ta bala'na...
- "Malgran, czy to znaczy, że... wylądowaliśmy nie tam gdzie trzeba?!"
- Tylko bez paniki...
- "Czułem, czułem, że to wszystko się źle skończy!"
- Nie drzyj się! Daj mi pomyśleć...
   Czy to możliwe, by Baldis się pomyliła? Na dęby Elenael, mogli być wszędzie! Dosłownie wszędzie. W każdym kraju, w każdym wymiarze... Na dodatek zupełnie nie mieli jak skontaktować się ze smoczycą.
- Może wyślemy sowę...
- "Sowę...? SOWĘ?! Tak, to dobra myśl, na pewno w każdej zapyziałej dziurze mają do sprzedania magiczne sowy, które umieją podróżować między światami..."
- Daruj sobie! Nie wiemy, czy faktycznie jesteśmy w innym świecie - przełknął głośno ślinę - Moglibyśmy spróbować...
- "Malgran..."
- Cicho! Mam plan. Wejdę tam, napiję się, może uda mi się coś ustalić. Ty tu zostań, czy Venzia, czy nie, niektórzy mogą się wystraszyć na Twój widok. Poza tym trochę... tu ciasno.
- "Skąd wiesz, że nie spotkasz tam krasnoludów... Albo orków, którzy robią sobie rękawiczki z elfiej skóry?"
   Żachnął się na kolejny durny przytyk ze strony smoka, po czym otworzył drzwi tawerny. Dziarskim krokiem wparował do środka; ubrany na srogą zimę w skóry i futrzane dodatki, z jadeitowym płaszczem furkoczącym ciężko za nim, uzbrojony w zdobny łuk, samym widokiem zdołał przymknąć niejedną rozwrzeszczaną gębę. Mimo całego tego stresu, jaki kotłował się w nim z powodu zaistniałej sytuacji, starał się za wszelką cenę utrzymać wzniosłą prezencję elfickiego dyplomaty. Nie pomagało w tym również uczucie mrowienia na karku, które po cichu podpowiadało, że coraz więcej par oczu go obserwuje...
- Poproszę wino - rzekł do bladego jegomościa stojącego za barem, po czym wyjął z sakwy dużo za dużo waluty - Przepraszam bardzo, czy łaskawy Pan mi powie, co to za kraj?
- "Malgran... Malgran! Weź mi coś do jedzenia..." - ciemnobrązowa, niemalże czarna smocza głowa zajrzała przez otwartą okiennicę. Bestia łypnęła do środka jarzącymi się nonowo ślepiami, o mały włos nie nadziawszy na róg jednego z klientów tawerny... - "Najmocniej przepraszam! Och, jaki ma pani przepiękny naszyjnik! To złoto?" - ów dama, do której zwrócił się smok, biedniejsza szlachcianka, spojrzała wybałuszonymi oczami najpierw na bestię, potem na swój dekolt, który znaczyła skromna ozdoba i zemdlała. Malgran przyłożył rękę do skroni i pokiwał głową z niedowierzaniem, zażenowany towarzyskim faux pas oraz katastrofą, która wisiała nad nimi na pojedynczej nitce... Zapanował chaos.

http://shantalla.deviantart.com
http://tsaoshin.deviantart.com/